Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To mój autorski zespół

Rozmawiał Maciej Zubek
Szkoleniowiec „Szarotek” Marek Ziętara pochodzi z Nowego Targu
Szkoleniowiec „Szarotek” Marek Ziętara pochodzi z Nowego Targu Fot. Maciej Zubek
Rozmowa z MARKIEM ZIĘTARĄ, trenerem hokeistów MMKS Podhale Nowy Targ

– Co w głębi duszy poczuł Pan tuż po końcowym gwizdku decydującego o brązowym medalu meczu z Sanokiem?

– Trudno to określić jednym słowem. To była kumulacja emocji, które siedziały we mnie od bardzo długiego czasu, a eksplodowały w jednym momencie. Z jednej strony, na pewno olbrzymia radość i taka wewnętrzna satysfakcja, że udało się nam dokonać czegoś fajnego, czego nikt się nie spodziewał i sprawić olbrzymią niespodziankę naszym kibicom. Ale też pojawiło się i uczucie ulgi, bo ten brązowy medal to w jakimś stopniu zadośćuczynienie i rekompensata za te ostatnie bolesne lata niepowodzeń, nierzadko upokorzeń, trudnych i nerwowych chwil, które pozostawiały rysę w sercu każdego, komu hokej nowotarski jest bliski.

– W czym tkwi sekret metamorfozy, jaką ten zespół przeszedł w ciągu tych trzech lat?

– Nie wyczarowaliśmy tego medalu z kapelusza. To efekt ciężkiej, heroicznej wręcz pracy nas trenerów, zawodników, ludzi z zarządu na czele z panią prezes Agatą Michalską. Włożyliśmy wspólnie mnóstwo energii i czasu w to, aby krok po kroku dążyć do odbudowy pozycji nowotarskiego hokeja. To nie był łatwy proces.

Od samego początku powtarzałem, że trzeba uzbroić się w cierpliwość, dać czas tej drużynie i pozwolić się jej rozwijać, dojrzewać. Konieczna była selekcja. Sezon po sezonie uzupełnialiśmy skład pod kątem nowych, wyższych celów. Polityka była jasna – stawiamy na wychowanków. Nie było to łatwe, bo wiadomo, że nowotarskie środowisko hokejowe jest mocno wymagające, nie przyzwyczajone do porażek. Wiele razy nas krytykowano, nie zostawiano na nas przysłowiowej „suchej nitki”. Stąd pojawiały się chwile zwątpienia, zawahania. W głębi duszy byłem jednak przekonany co do słuszności kierunku, który obraliśmy.

– I tym medalem zamknął Pan usta wszystkim krytykom.

– W jakimś sensie na pewno. Ja krytyki się nie boję, ale powinna ona padać z ust naprawdę tych, którzy znają realia nowotarskiego hokeja.

– Olbrzymim kredytem zaufania obdarzył Pana za to zarząd.

– Tak. I jestem bardzo wdzięczny ludziom z zarządu. To był jeden z ważniejszych czynników do tego, aby osiągnąć sukces. We wcześniejszych latach różnie z tym bywało. Nie zawsze było nam po drodze. Tym razem dostałem od nich zielone światło do działań i decyzji, jak ta drużyna ma wyglądać.

– W tym sezonie sam nie zakładał Pan jednak jeszcze walki o medal…

– Zgadza się. Wydawało mi się, że jeszcze nie jesteśmy na to gotowi, że nie mamy odpowiedniego potencjału do tego, aby bić się o medal. Priorytetem był awans do „szóstki” po sezonie zasadniczym. Kiedy wreszcie wiadome było, że cel osiągniemy, z chłopaków spadło ciśnienie, pojawił się luz i większa swoboda ich poczynań na lodzie. Wtedy gra się dużo łatwiej. Mimo, że cel zrealizowaliśmy, to widać było w tych chłopakach chęć walki o coś więcej.

– Który medal sprawił większą satysfakcję? Ten brązowy z Podhalem z tego sezonu, czy ten złoty zdobyty w roli szkoleniowca zespołu z Sanoka w sezonie 2011/2012?

– To dwie różne historie. Trudno w jakikolwiek sposób je porównywać. W Sanoku praktycznie dostałem gotowy materiał do pracy, mocny zespół z mocnymi obcokrajowcami. Moim zadaniem było odpowiednio to poukładać i zbudować atmosferę, która pozwoli tej drużynie bić się o najwyższe cele. Nie było to łatwe, bo tam presja była z każdej strony olbrzymia. Nie jest też łatwo okiełznać zespół, w którym jak na polskie warunki pełno jest gwiazd i każda z nich chce odgrywać w zespole najważniejszą rolę. Podhale z kolei, to można powiedzieć, w pełni mój autorski pomysł.

– Wielu wasz sukces przypisuje tylko i wyłącznie świetnej postawie w bramce Ondreja Raszki.

– To jest kompletnie błędne myślenie. Wkład Ondreja w sukces jest spory, ale też nie przeceniajmy jego roli w tej drużynie. To byłoby krzywdzące dla reszty zawodników. Drużynę tworzy dwudziestu kilku chłopaków, a nie jeden zawodnik. Siłą był kolektyw.

– Wszyscy zostają w drużynie na następny sezon?

– Z Raszką już podpisaliśmy kontakt. Z Havarinnem można powiedzieć, że finalizujemy rozmowy. Co do reszty to jeszcze trudno cokolwiek określić. Wszystko zależy od naszych możliwości finansowych. Kiedy już będziemy mieć jasno określony budżet, będziemy mogli wyznaczać kierunek pozyskiwania obcokrajowców.

– Nie boi się Pan, że inne, bogatsze kluby zarzucą „sieci” na Pana zawodników?

– Oczywiście, że takie ryzyko istnieje. Na pewno z nikim nie będziemy się licytować na wielkie pieniądze. Każdy ma wolną rękę w decydowaniu o swojej przyszłości. Wierzę jednak w lojalność chłopaków.

– Ten sezon wyostrzył jeszcze mocniej apetyty. Czego więc można spodziewać się w kolejnym?

– Apelował bym o spokój i zachowanie zdrowego rozsądku. Pewnych barier nie przekroczymy. Celem podstawowym będzie tym razem awans do „czwórki”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski