Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie jest wojna tylko o Syrię

Redakcja
Fot. archiwum
Fot. archiwum
ROZMOWA. Dr ŁUKASZ FYDEREK, autor książki "Pretorianie i technokraci w reżimie politycznym Syrii" - o tym, dlaczego Assad chce oddać arsenały broni chemicznej pod kontrolę międzynarodową i o nowym układzie sił na Bliskim Wschodzie

Fot. archiwum

- Czy amerykańscy kongresmeni zaakceptują uderzenie w reżim Assada?

- Myślę, że jest to bardziej prawdopodobne niż brak poparcia dla interwencji. Niezależnie od wewnętrznych podziałów na amerykańskiej scenie politycznej, brak akceptacji dla polityki prezydenta byłby dużym ciosem dla prestiżu Stanów Zjednoczonych. Nie tylko na Bliskim Wschodzie. Jeżeli jednak Kongres nie wyrazi zgody na atak, to w wymiarze wewnętrznej polityki USA będzie to oznaczało dotkliwą porażkę prezydenta. Na Bliskim Wschodzie zinterpretowane to zostanie jako zwycięstwo syryjskiego reżimu i sygnał słabości USA. W tym rejonie świata stanowcze przywództwo w polityce jest wysoko cenione, a wszelkie wahania odbierane są jako przejaw słabości.

- Był już taki moment w ubiegłym tygodniu, że atak wydawał się kwestią godzin. Nagle prezydent Obama zaskoczył wszystkich, zwracając się do Kongresu o zgodę na rozpoczęcie działań. Chce tylko zyskać na czasie czy chodzi o coś więcej?

- Dla Obamy jest to ważne z punktu widzenia polityki wewnętrznej - nie podejmuje tej niewątpliwie trudnej decyzji jednoosobowo. Abstrahując jednak od tego, jaka jest polityka Stanów Zjednoczonych wobec Bliskiego Wschodu, prezydent ma świadomość, że skala problemu jest znacznie większa niż w innych akcjach podejmowanych przez Amerykanów - w Kosowie, Afganistanie czy nawet Iraku. Przede wszystkim dlatego, że Syria dysponuje sporym potencjałem do ataku odwetowego.

- To znaczy?

- Chodzi przede wszystkim o pociski balistyczne średniego zasięgu, które Syryjczycy rozwijali od lat 70. przy wydatnym wsparciu najpierw ZSRR, a potem Chin, Korei Płn. i Iranu. To broń, którą reżim jeszcze Hafeza al-Assada, ojca Baszara, przygotowywał do ewentualnego starcia z Izraelem. Przypomnijmy, że wojna z państwem żydowskim formalnie nie została zakończona, bo Izrael - w świetle prawa międzynarodowego - ciągle okupuje wzgórza Golan.

Armia przez lata budowała swój arsenał, mając na uwadze wojnę z silniejszym przeciwnikiem.

- Czyli - żeby odwołać się do dzisiejszej sytuacji, powinniśmy wziąć pod uwagę wydarzenia z kilku dekad?

- To ważne, bo Assad-ojciec - polityk brutalny, choć sprawny - uczynił z Syrii nie pionka, ale podmiot na bliskowschodniej szachownicy. Podstawowym narzędziem tej polityki, dzięki której zaczęto liczyć się z Syrią, była silna armia zdolna do zmasowanego ataku rakietowego.

- Dzisiaj zwracamy jednak uwagę przede wszystkim na to, że reżim ma ogromne składy broni chemicznej.

- Syryjczycy nie podpisali konwencji o zakazie stosowania broni chemicznej, a jej rozwój szedł w parze z umacnianiem broni rakietowej.

Problem polega na tym, że Zachód ma mało informacji na temat wielkości tych arsenałów, choć różne ośrodki analityczne twierdzą, że to nie jest czczy wymysł - jak w przypadku broni atomowej u Saddama Husajna - ale że ogromne składy broni chemicznej rzeczywiście istnieją. W strategii syryjskiej miała odstraszać Izrael przed używaniem broni nuklearnej.
- Po co jednak reżim miałby dzisiaj używać broni chemicznej, skoro od kilku miesięcy jest w ofensywie?

- To argument, przez który część analityków rzeczywiście powątpiewa w jej zastosowanie przez Assada. Ci, którzy opierają się na starej zasadzie: "kto na tym zyskał", nie widzą wyraźnego motywu. To raczej opozycja byłaby zainteresowana tym, aby sprowokować interwencję Zachodu.

Z drugiej strony, jest duże prawdopodobieństwo, że doszło do nadmiernego zastosowania broni chemicznej przez dowódców niższego szczebla. Zwracają na to uwagę raporty niektórych agencji wywiadowczych.

- Co oznaczałoby, że sytuacja wymknęła się spod kontroli.

- Podobno gazy bojowe stanowiły już wcześniej domieszkę do gazów wykorzystywanych do tłumienia demonstracji, ułatwiając ofensywę wojsk rządowych. Nie stosowano ich jednak w celach zabójczych, aby nie prowokować gwałtownej reakcji państw zachodnich. Tym razem ktoś mógł przesadzić. To wyjaśnienie, które wydaje mi się dość przekonujące.

- Ile może być prawdy w twierdzeniu, że składy broni chemicznej w Syrii są największe na Bliskim Wschodzie?

- To bardzo prawdopodobne. O Iranie nie wiemy zbyt wiele, poza tym, że był ofiarą ataków chemicznych w latach 80. Irak aktualnie jej nie ma, Izrael nie jest zainteresowany takim typem broni, natomiast inne państwa są w orbicie wpływów szeroko pojętego Zachodu i pod presją dyplomatyczną zrezygnowały z tego rodzaju uzbrojenia.

- Reżim syryjski zapowiada, że odda arsenały broni chemicznej pod kontrolę międzynarodową. To najnowsza propozycja, którą popierają Rosjanie, wierni sojusznicy Assada.

- Proszę zwrócić uwagę, że w propozycji rosyjskiego ministra Siergieja Ławrowa, oprócz kontroli arsenałów chemicznych zawarty był także postulat, aby Syria podpisała konwencję o niestosowaniu broni chemicznej. Dlaczego reżim miałby się na to zgodzić? Otóż, dzięki temu wróci do gry międzynarodowej jako równoprawny partner.

Propozycja Rosji jest więc transakcją wiązaną: Syryjczycy oddają broń chemiczną i wyrzekają się jej stosowania, ale niejako automatycznie reżim zostaje uznany za prawowity rząd Syrii, reprezentujący ten kraj w stosunkach międzynarodowych. W ten sposób syryjska opozycja otrzyma cios, a reżim umocni się jako akceptowany partner społeczności międzynarodowej, poświęcając część swoich zdolności strategicznego odstraszania. Zachód, akceptując ten stan rzeczy, uzna Assada za faktycznego władcę Syrii.

- W kontekście ewentualnej interwencji, najważniejsze jest pytanie, czy dowody, którymi dysponują Amerykanie albo Francuzi, są przekonujące. Są?

- Jestem ostrożny w ich ocenie. Musimy pamiętać, że to nie są badania prezentowane przez niezależnych ekspertów. Służby wywiadowcze działają w interesie danego państwa.

- A czy nie jest tak, że na administracji Baracka Obamy cieniem kładzie się polityka George'a W. Busha, a w szczególności podjęcie decyzji o ataku na Irak w oparciu o fałszywe - jak się okazało - przesłanki o broni atomowej?
- To jest właśnie przykład, jak materiały prezentowane przez służby wywiadowcze mogą być narzędziem w określonej polityce. Co nie znaczy, że w tym przypadku te dowody nie są prawdziwe.

Dlatego - nie osądzając, jak jest - poprzestałbym na stwierdzeniu twardych faktów: broń chemiczna została użyta przez jedną ze stron konfliktu. Co do tego nie ma wątpliwości.

- Taka chirurgiczna interwencja, jaką zapowiedział Obama, może być w ogóle skuteczna? I czy deklaracja, że nie chodzi o obalenie reżimu była potrzebna?

- Paradoksalnie, odpowiedź na to pytanie jest dwojaka. W zależności od zakładanego celu możemy powiedzieć, że albo akcja nie będzie skuteczna albo... na pewno przyniesie skutki.

W kontekście rozwiązania konfliktu i pomocy ludności cywilnej taki chirurgiczny atak prawdopodobnie nie będzie skuteczny.

- Co oznacza, że ofiarami wojny będą dalej cywile.

- Niestety, tak. Z drugiej strony, jeśli cele ewentualnej interwencji definiujemy jako podtrzymanie istniejącej równowagi sił oraz interesów amerykańskich na Bliskich Wschodzie, to taki atak przyniesie efekty.

- Odstraszy innych dyktatorów, którzy chcieliby taką broń wykorzystać?

- To też, ale bardziej nawet mam na myśli to, że arsenał broni chemicznej i odwetowej może zostać zniszczony. A jeśliby tak się stało, to wtedy niezależnie od tego, kto będzie rządził w Damaszku - Assad czy ktokolwiek inny - Syria stanie się znacznie mniej niebezpieczna dla interesów Zachodu i państw sojuszniczych.

- I tu być może dochodzimy do podstawowego pytania. Czy w wojnie syryjskiej chodzi tylko o Syrię?

- Oczywiście, że nie. Na tym polega największy dramat Syryjczyków. Wojna w ich kraju stała się konfliktem zastępczym o dominację nad regionem. W ten sposób wykuwa się nowy układ sił, w którym mocarstwa albo państwa aspirujące do tego miana nie walczą ze sobą bezpośrednio, ale na wydzielonym terenie. Tak samo było kiedyś w Libanie, w latach 70. i 80. czy w latach 30. w Hiszpanii.

Na tej nowej wykuwającej się mapie Bliskiego Wschodu jest kilka zjawisk, o których warto powiedzieć. Po pierwsze, powolny odwrót Stanów Zjednoczonych z regionu, wynikający ze zmiany międzynarodowej równowagi sił. Amerykanie relatywnie słabną wobec swoich globalnych konkurentów. Są wciąż największym mocarstwem, ale nie jedynym. Po drugie, USA stają się coraz bardziej samowystarczalne energetycznie, co oznacza, że są mniej zależne od ropy na Bliskim Wschodzie. Wiąże się to z większymi zdolnościami do pozyskiwania ropy i gazu z własnych zasobów.

- Wydaje się, że ten konflikt - w kontekście międzynarodowym - rozgrywa się na dwóch poziomach. Zachód kontra Rosja oraz państwa regionu, będące za interwencją (Turcja, Arabia Saudyjska) przeciwko Syrii i Iranowi...

- ...ale też w pewnym stopniu Irakowi i Libanowi. To sprawia, że sytuacja w Syrii będzie bardzo trudna do rozwiązania. Każdy konflikt domowy, podsycany z zewnątrz, będzie trwał. Nawet gdyby Baszar al-Assad został obalony, jego stronnicy będą wspierani przez zagranicznych patronów.
- Mówiąc wprost, nie ma szans na szybkie zakończenie wojny?

- Aby do tego doszło, musi dojść do porozumienia między mocarstwami, które mają tam interesy, ale na to się nie zanosi. Inna wersja jest taka, że jedna ze stron uzyska wyraźną przewagę, ale to jeszcze mniej prawdopodobne.

Jednym z wyjaśnień, dlaczego wojna w Syrii trwa tak długo, jest to, że państwa Zachodu nie były dotychczas skłonne, aby zaangażować tam duże środki finansowe, militarne i dyplomatyczne. Gdyby USA miały poważny interes, aby interweniować, z pewnością do ataku na Assada już by doszło. Wiązałoby się to jednak z poniesieniem znacznych ofiar. W obecnej sytuacji Ameryki na to nie stać. Poza tym, nie widzi sensu takiego działania. W obecnej sytuacji jest coraz większe przekonanie, że Zachód nic nie zyska, decydując się na długą interwencję.

- Wynika to najpewniej z grzechu zaniechania, bo państwa zachodnie nie zrobiły prawie nic przez dwa lata?

- Pierwotna reakcja w Paryżu czy Londynie na wydarzenia w Syrii w 2011 roku była następująca: wspieramy opozycję i obalamy reżim, doprowadzając do tego, że nowa Syria nie ma już silnych związków z Iranem czy libańskim Hezbollahem, a jednocześnie nie jest wrogiem Izraela. Okazało się to trudne do zrealizowania, bo Zachód nie chciał wystarczająco dużo zainwestować, a reżim okazał się silniejszy niż przewidywano. Koszty obalenia go były zbyt duże, aby ktoś na Zachodzie chciał ginąć za Damaszek.

W obecnej sytuacji, po ponad dwóch latach ogromnych zniszczeń, mamy do czynienia z marginalizowaniem świeckich nurtów opozycji, na których zwycięstwo Zachód wcześniej stawiał. Do głosu dochodzą ruchy fundamentalistyczne. Stolice zachodnich mocarstw myślą więc tak: jeśli nie możemy "przejąć" kraju i włączyć go do naszego systemu bezpieczeństwa, to pozbawmy go możliwości sprowadzenia zagrożenia na nas albo naszych sojuszników na Bliskim Wschodzie.

- Obama stał się zakładnikiem własnych deklaracji o "czerwonej linii" i musi teraz zaatakować, bo na szali jest wiarygodność największego mocarstwa?

- Wiarygodność w stosunkach międzynarodowych jest walutą bezcenną. Jeśli prezydent USA składa taką deklarację, to będzie z niej oceniany. Ale nie chciałbym też za bardzo koncentrować się na tym, czy Obama jest zakładnikiem swoich słów. Bardziej zwróciłbym uwagę, że są pewne powszechne normy w stosunkach międzynarodowych - i należy do nich nieużywanie broni chemicznej. Pojawia się stare pytanie w stosunkach międzynarodowych: kto ma stać na ich straży?

- Powinna Rada Bezpieczeństwa ONZ.

- Tak, ale jest to ciało podzielone i słabe. Na pewno nie pełni roli rządu światowego.

- Myśli Pan, że to, jaka zostanie podjęta reakcja wobec Syrii, może mieć znaczenie dla porządku międzynarodowego nie na kolejne miesiące, ale lata, a wręcz dekady?

- Niewątpliwie jesteśmy świadkami procesu powolnego wycofywania się amerykańskiego mocarstwa z tego regionu. Zakres interwencji - lub jej brak - będzie świadczyć o tym, na ile USA są gotowe pozostawić problemy Bliskiego Wschodu leżącym tam państwom.

Rozmawiał

Remigiusz Półtorak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski