Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie Polska

Redakcja
Najważniejsze newsy minionego tygodnia kojarzyły się ze sportem. Justyna Kowalczyk zdobyła wreszcie złoty medal. Z pól golfowych Florydy doszła nas miażdżąca recenzja naszego kraju. Przedstawił ją człowiek, który zawodowo zajmuje się państwem.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Rozgrzany tropikalnym słońcem i chyba czymś jeszcze, były minister sportu oznajmił, że "Polska to dziki kraj". Siedzący obok znany satyryk językiem obszernego ciała tę twardą definicję potwierdzał. Dobrze, że z Florydy daleko do Nowego Jorku i nie usłyszeli tego w ONZ. Mogliby uruchomić na Zgromadzeniu Ogólnym debatę na temat zdziczenia Polski. To byłby dopiero wstyd.

Sądzę, że wielu niezadowolonych z tego, co nas otacza, pokiwało głową, słuchając pana Mirka. Rzeczywiście, można mieć odruch obrzydzenia wobec wielu spraw. Wygraliśmy bez przelewu krwi historyczną wojnę z systemem, z którym nie mogły sobie poradzić uzbrojone po zęby mocarstwa zachodnie. Z entuzjazmem zaczęliśmy budować nową Polskę. Początkowo szliśmy jak burza. Przebudowa gospodarki, demokratyczne instytucje i procedury, poczucie wielkiej, wspólnej gry. Wkrótce jednak zaczęło coś się zacinać i zgrzytać. Rozeszły się drogi tzw. klasy politycznej i społeczeństwa.

Przypisywano to trudnościom transformacji. Coś jak remont mocno zdewastowanego domu. Musi być wielki bałagan, zanim chaos zacznie składać się w logiczną całość i pięknieć. Szybko jednak pojawiły się wątpliwości. Zmieniło się wszystko, ale państwo przygnębiająco przypomina PRL. Mętne prawo, złe lub niedbałe jego stosowanie, obojętność albo wrogość urzędników wobec obywateli. Przypisywano to powolnym przemianom mentalności. Pocieszano się, że jak odejdą starzy, nieuleczalnie zainfekowani wirusem komunistycznym, będzie super.

Przyszli młodzi, działają jednak tak, że "komuchy" mogłyby się od nich wiele nauczyć. Ten rumiany blondynek przepytywany przez komisję hazardową jest symbolem tego, co nas otacza. Trzydzieści lat, ciągle przy władzy, wie co, gdzie i jak załatwić. Bystry, gładki, tak elastyczny, że węgorz to przy nim sztywny kołek. Tacy ludzie kręcą się przy wielkich politycznych graczach. Wkrótce sami nimi będą. Wtedy naprawdę się nie pozbieramy.

Żal mi trochę byłego ministra sportu. Zawaliła mu się kariera i zmarła matka niemal w tym samym momencie, kiedy ogłaszał rezygnację. Nie rozumiem jednak, do kogo rozgoryczony polityk mówi. Od dwudziestu lat jest w Sejmie, ale nikt nie pamięta, żeby grzmiał przeciwko psuciu państwa przez partyjnych kolegów. Dla przeciwników był ostry, dla swoich tracił język w buzi. Wszystkie partie już rządziły. Były między nimi wielkie różnice estetyczne, były hasła i ludzie, ale każdy grał o interes swój i swojej partii. Wyłącznie. O sprawach Polski pokrzykiwano wtedy, kiedy było to wygodne. Nie wspomnę o ideach, zasadach, etyce. Nie ma ich. Jeśli interes partii tego wymaga, można zawrzeć dowolną koalicję, zrobić każde świństwo, pohandlować z każdym.

Pan Mirosław nie jest bezradnym obywatelem, który przed wyborami jest mamiony miłymi słówkami i oszukiwany obietnicami. Zaraz po podliczeniu głosów politycy pokazują nam gest Kozakiewicza i zajmują się sobą. Nie pamiętam dramatycznych gestów "Mira", chłostania nieudolności kolegów i domagania się oczyszczenia polityki z prywaty i brudów. Mógł mieć duży wpływ, był wśród najważniejszych ludzi partii. Tolerował "dziki kraj" do czasu, aż zrobiło mu się w nim nieprzyjemnie. Wtedy zaatakował go, polityka zaczęła go brzydzić.
Rozczulająco szczere jest oświadczenie: "ja jestem Mirek Drzewiecki i będę robił, co będę chciał". Tak sądzi większość jego kolegów, pod jakimkolwiek sztandarem biorą nasze pieniądze. Wszyscy się mylą. Oni mają robić tak, jak my chcemy, nie jak jest im wygodnie. Są przekonani o bezkarności, bo za łagodnie ich traktujemy, za długo tolerujemy. Musimy działać twardziej, jak sędzia piłkarski. Gwizdek, żółta kartka, czerwona kartka i dyskwalifikacja. Dopóki tego nie zrobimy, dopóty będą nam mówić, że nie dorastamy do ich wielkości.

Muszę ostrzec polityków i tych, którzy mają zamiar nimi zostać. Uważam, że poziom obrzydzenia Polaków polityką w dotychczasowym stylu i ludźmi ją uprawiającymi zbliża się do granicy wytrzymałości. A wszyscy wiemy, że nie można powstrzymać skutków, kiedy uczucie mdłości silnie wzrośnie. Ciekaw jestem tylko, kiedy to nastąpi.

Wszyscy już rządzili i każdy jakoś się skompromitował. Idealnie byłoby wymienić całą tę polityczną ferajnę i zacząć z kimś nowym. Partie muszą być, ale nie takie. Wybory prezydenckie są po temu świetną okazją. Wszyscy kandydaci i kandydaci na kandydatów są partyjni. Jeden nie jest. Warto spróbować. Żadne ryzyko, a sporo można wygrać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski