Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To Tragiczna Inwazja Potworów czy Traktat Tworzący I nas Potęgą

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Wrogowie TTIP ostrzegają, że po zawarciu tej umowy wszyscy zostaniemy niewolnikami globalnych korporacji. Zwolennicy odpowiadają, że bez TTIP niebawem nie będzie USA i Europy.

Tajemnicze TTIP wywołuje mordercze spory wśród fachowców, przeciętni zjadacze chleba nie wiedzą, że chodzi tu o nich: o życie 800 milionów szarych obywateli USA i Europy, w tym - Polski. Sprawcy całego zamieszania argumentują, że od sukcesu tego traktatu - bo TTIP to traktat - zależy przyszłość szeroko pojętej cywilizacji Zachodu. Jeśli nic z TTIP nie wyjdzie, nasze dzieci i wnuki już mogą zacząć uczyć się chińskiego, bengalskiego, hiszpańskiego i innych języków oraz obyczajów nowych globalnych potęg.

Sceptycy dopatrują się w TTIP kolejnego szatańskiego pomysłu zachłannych globalnych korporacji, które jeszcze skuteczniej chcą nas przerabiać na bezwolną konsumpcyjną masę. Aplikując w każdym produkcie soję a la GMO, wciskając chlorowane kurczaki oraz całą masę nikomu niepotrzebnych rzeczy, które jednakowoż - ogłupieni przez wszędobylską reklamę - uznamy za niezbędne do życia.

Jedno jest pewne: TTIP, czyli Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji, to przełomowa w dziejach umowa między Stanami a Unią Europejską. Na pozór dotyczy wolnego handlu, a tak naprawdę jest (ma być) sojuszem polityczno-cywilizacyjnym: w obronie naszych wartości i pozycji w świecie. Podstawowy problem z TTIP polega na tym, że negocjacje fundamentalnych zapisów dotyczących ludzkich mas toczą się w całkowitej tajemnicy przed tymi masami.

Pewne jest, że połączony rynek UE i USA (patrz ramka obok) zaostrzy konkurencję między firmami, co jest zawsze impulsem do rozwoju i ostatecznie wzmacnia konkurencyjność całej gospodarki w zmaganiach z azjatyckimi i południowoamerykańskimi potęgami. Zarazem otwarcie rynku i zaostrzenie konkurencji oznacza, że wiele firm, mniej rzutkich i innowacyjnych, tego nie przeżyje.

Śmiertelne zagrożenie dla tzw. misiów, czyli małych i średnich przedsiębiorców oraz ich pracowników (w Polsce jest to prawie połowa zatrudnionych!) to jeden z powodów protestów, jakie wybuchły z chwilą ogłoszenia negocjacji w sprawie TTIP. W lud poszła wieść, że w tajnych negocjacjach pierwsze skrzypce grają lobbyści amerykańskich korporacji, chcących zalać europejski rynek swymi produktami - tańszymi, lecz nie spełniającymi unijnych norm. Symbolem tych zabiegów stały się amerykańskie kurczaki - stłoczone w klatkach niemal trzy razy gęściej, niż dopuszcza UE (i przez to tańsze), a po zabiciu moczone w chlorze. Amerykanie odpowiadają, że to i tak zdrowsze niż europejskie szprycowanie antybiotykami. Tak naprawdę najważniejsze w tym wszystkim są - pieniądze. Zarobi je ten, kto będzie mógł sprzedawać swojego kurczaka 800 milionom ludzi…

Kolejne przecieki dotyczyły ograniczenia praw chroniących konsumentów - i zaostrzenia przepisów ustanowionych w interesie globalnych korporacji (ochrona praw autorskich, patentów). W efekcie w całej Unii organizacje broniące swobód obywatelskich, zaangażowane wcześniej m.in. w walkę z traktatem ACTA, zaczęły żądać wstrzymania negocjacji TTIP w utajnionej formie. Dziś domaga się tego już ponad 3 mln Europejczyków.

Przeciętnemu człowiekowi otwarcie rynku kojarzy się ze zniesieniem ceł, ale te są już między Europą a Stanami niskie. Gorsetem krępującym - zwłaszcza amerykańskie korporacje - jest rozbudowany system norm dotyczących jakości produktów, wprowadzania ich do sprzedaży, ochrony konsumentów. Prosty przykład: w USA można sprzedawać dowolny towar, dopóki uprawniony urząd nie udowodni, że jest on szkodliwy; w UE jest odwrotnie - producent musi najpierw urzędnikom udowodnić, że towar jest bezpieczny (spełnia normy) - i dopiero może go sprzedawać.

Lobbystom korporacji chodzi o zniesienie lub ograniczenie jak największej liczby norm. Chcą jednocześnie wzmocnienia przepisów, na mocy których korporacje mogłyby pozwać państwa unijne za ustanowienie nowych norm lub ograniczeń „szkodzących wspólnemu rynkowi”. W wypadku porażki państwo musiałoby wypłacić odszkodowanie - z budżetu, a więc kosztem obywateli. Tu dochodzimy do najbardziej dziś gorącej kwestii: rozstrzyganiem takich sporów miałyby się zajmować (z wykorzystaniem mechanizmu ISDS, czyli „inwestor przeciwko państwu”) międzynarodowe instytucje arbitrażowe zdominowane przez… prawników globalnych korporacji.

Obrońcy praw obywatelskich ostrzegają, że byłby to absolutny koniec demokratycznego ładu w Europie. Zwracają przy tym uwagę, że Stary Kontynent zyska na tak pojmowanym TTIP niewiele. Jedynym realnym zwycięzcą będą wielkie koncerny.

Generalnie u podstaw TTIP leży od początku założenie, że silni się wzmocnią, a słabi - padną. To „wewnętrzne oczyszczenie” ma wzmocnić Europę i Stany jako całość. Porozumienie ma być wielką szansą nie tylko dla korporacji, ale i dla ich dostawców, kooperantów, kontrahentów - w tym także „misiów” z najsilniejszych gospodarczo rejonów UE, jak Niemcy, Skandynawia, Holandia, część Francji, północne Włochy, Wielka Brytania. Na hossę mogą się też załapać niektóre firmy z Polski, Czech, Słowacji, Węgier, krajów nadbałtyckich. Ich interesy są jednak w negocjacjach TTIP słabo reprezentowane.

Efekt może być taki, że większość towarów kupimy zdecydowanie taniej. Ale spora część obywateli mniej zamożnych i rozwiniętych krajów Europy zostanie bez pracy i nie będzie miała za co tych cudów kupić.

Superważną kwestią jest także to, czy my, Europejczycy, dla niższych cen chcemy poświęcić wypracowane przez lata normy jakościowe i zdrowotne (dotyczące m.in. ochrony roślin, hodowli zwierząt i żywności) oraz systemy ochrony pracowników i konsumentów.

I wreszcie problem totalnej inwigilacji. Kilka amerykańskich firm, w tym Facebook i Google, dysponuje wiedzą o życiu setek milionów Europejczyków (w tym połowy Polaków), o jakiej marzyli i marzą tyrani na modłę Ceausescu i Kim Dzong Una. Europejczycy uważają, że ich prywatne dane winny być chronione przed dostępem osób niepowołanych, w tym - służb państwowych (ingerencja jest dopuszczalna wyłącznie za zgodą sądu). A USA takich regulacji prawie nie ma, co więcej -inwigilacja obcych obywateli (z Angelą Merkel na czele) przez tajne agencje jest normą. Każda korporacja może także do woli, bez niczyjej zgody, przetwarzać dane osobowe.

Negocjatorzy z ramienia Unii zapewniają, że to nie Ameryka narzuci Europie swoje standardy, tylko Stary Kontynent rozszerzy oddziaływanie swoich norm na USA. Temu właśnie służą negocjacje: żeby wyrzucić do kosza niepotrzebne ograniczenia, a zarazem - zapewnić wysoki poziom ochrony milionom obywateli/pracowników/konsumentów.

Parlament Europejski nie zgadza się na obniżanie wypracowanych przez lata wysokich unijnych standardów (z których czasami lubimy się pośmiać). Nie chce również dopuścić do nadużywania przez koncerny mechanizmu ISDS, czyli pozywania państw za szkody wyrządzone rzekomo regulacjami chroniącymi obywateli; zdaniem europosłów dla zachowania równowagi państwa też powinny móc pozywać korporacje za naruszenie interesów publicznych - lub interesów grupy obywateli - przez zagranicznych inwestorów.

Zwolennicy TTIP wskazują korzyści, jakie ta umowa przyniesie europejskim - także polskim - przedsiębiorcom. Pierwsza to otwarcie dużego rynku, druga - dostęp do kapitału na rozwój, niezbędne inwestycje, z czym nasze „misie” mają nadal spory problem - dotyczy to także startupów, czyli firm dopiero powstających w oparciu o świeży pomysł. Trzecia korzyść to ułatwienia w pozyskiwaniu informacji i technologii dla biznesu.

Konsumenci mają mieć generalnie taniej (wszak marzymy o „amerykańskich cenach” wielu towarów). Pracownicy niekoniecznie zarobią więcej, choć w perspektywie kilkunastu lat, jeśli nowy wspólny rynek faktycznie pozwoli Zachodowi (w tym nam) odzyskać przewagę konkurencyjną nad resztą świata, i tu można się spodziewać poprawy.

Czy gra jest warta świeczki? - pytają sceptycy. A czy Europa i USA - w pojedynkę - mają jakieś szanse? - odpowiadają zwolennicy TTIP.

Traktat sekretów

Traktat silnych

Traktat ostatniej szansy?

UE + USA = TTIP

Pomysł TTIP zrodził się ze smutnego spostrzeżenia, że Europa jest jedynym kontynentem, którego ludność tak szybko się starzeje - i kurczy. Nawet masowy napływ imigrantów (który chcemy zahamować) nie odwraca trendu. Kolebka zachodniej cywilizacji odgrywa coraz mniejszą rolę w światowej gospodarce, ma problem z konkurencyjnością, wypierana jest z kolejnych rynków - i podbijana - przez prężniejsze społeczeństwa.

Koreańskie Samsung i LG, chińskie Lenovo, ZTE i Huawei rządzą globalną elektroniką, Hindusi opanowali informatykę - a właśnie te dwie dziedziny kręcą dzisiaj światem. Wschodnia Azja to zarazem największy rynek na Ziemi: mieszka tam połowa ludzkości. I szybko się bogaci. W chińskich miastach zarabia się więcej niż w miastach polskich, cztery razy więcej niż w Rosji.

Pomysłodawcy TTIP uznali, że jedynym ratunkiem dla Europy jest połączenie sił z USA. 500 mln ludzi w UE plus 300 mln w Stanach to spory rynek. Dwa więdnące potencjały gospodarcze osiągną efekt synergii, czyli znaczne więcej, niż mogą w sumie zdziałać w pojedynkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski