Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tokio 2020. Wioślarka Maria Sajdak: Srebrny medal olimpijski to nagroda za ciężką pracę. Nie zmarnowałam czasu [ROZMOWA]

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Maria Sajdak z koleżankami z wioślarskiej czwórki podwójnej wywalczyły w Tokio olimpijskie srebro
Maria Sajdak z koleżankami z wioślarskiej czwórki podwójnej wywalczyły w Tokio olimpijskie srebro Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Rozmowa z MARIĄ SAJDAK, wioślarką AZS AWF Kraków, wicemistrzynią olimpijską w czwórce podwójnej.

Wróciła Pani do kraju po udanych igrzyskach olimpijskich w Tokio. Pierwsze dni po powrocie wcale nie były spokojnie...
Pierwsze dni po przylocie były bardzo intensywne, ale bardzo przyjemne. Bardzo dużo się działo, spotkania, gratulacje i wywiady. Na wszystko chciałam znaleźć czas, ale przede wszystkim mieć go dla rodziny. Z mężem nie widziałem się przez trzy tygodnie, a tak naprawdę to przez cały sezon mało ze sobą przebywaliśmy, bo ciągle były zawody, zgrupowania. Ciężko było, musieliśmy dużo poświęcić, były różne przeciwności i trudności. Patrząc na wynik, srebrny medal, to było warto znosić te wyrzeczenia. Wiem, że bez wsparcia męża nie udałoby się osiągnąć tego sukcesu.

Spotkania, zaproszenia to telewizji. Do roli gwiazdy już pani przywykła?
Może trochę. Jakoś szczególnie nie pragnę wielkiej popularności. Na pewno jednak to miłe, gdy możesz sprawić tylu ludziom tak dużo radości. To bezcenne uczucie. Rodzina przyjechała po mnie na lotnisko w Warszawie. Wróciliśmy do Krakowa, a pod domem czekało na mnie niecałe sto osób, sąsiedzi, znajomi. Byłam tym bardzo zaskoczona, zaprosiliśmy ludzi do domu, zjedliśmy tort. Choć byłam zmęczona, to wszystko było niesamowite. Następnego dnia było przywitanie na przystani AZS, z wioślarzami, trenerami, przedstawicielami władz miasta. Później było spotkanie w klubie na Klinach, gdzie trenuję i kolejny, już trzeci, tort. W planach jest następny, bo świętować będziemy urodziny (śmiech).

Na ulicy ludzie panią rozpoznają?
Tak. Jak szłam do sklepu u siebie, to jedna pani nie wierzyła, że mnie spotkała. Ludzie na Klinach mnie znają. Zaskoczyło mnie, że podobna sytuacja zdarzyła się w Warszawie. Szłam na dworzec, a jakaś pani mnie dogoniła i dopytuje się, czy ja to ja. Rozpoznała mnie po twarzy i jak mówiła - po fryzurze, kucyku. Gratulowała mi, wypiłyśmy kawę, potem mnie odprowadziła na dworzec. To trochę dla mnie nowa sytuacja, na pewno bardzo miła. Można by się przyzwyczaić do tego (śmiech).

Większa popularność pewnie jest także dlatego, że tym razem po waszym medalu rozgłos był bardzo duży. Gdy zdobyłyście brąz w Rio de Janeiro w 2016 roku, to sukces miał mniejszą „oprawę”. Teraz to był pierwszy medal dla naszej reprezentacji w igrzyskach, dzięki temu zna was chyba cała sportowa Polska.
Faktycznie, dużo było o nas słychać, przecież nasz medal były jednym przez dłuższy czas. Na kolejny trzeba było czekać trzy dni, a w tym czasie często mówiono o nas, przypominano nasz sukces. To cieszy i jest budujące. Mam nadzieję, że pomoże wioślarstwu, wzrośnie jego popularność, zachęci młodzież do przyjścia na przystań. W Krakowie mamy grupę młodych zawodników, która już zdobywa medale mistrzostw Polski. Mnie to cieszy, bo ja też tak zaczynałam, sama przeszłam taką drogę.

Tych sukcesów było dużo. Pamięta pani pierwszy znaczący wynik na międzynarodowej arenie?
W Pucharze Europy juniorek, pływałam na peruarze (dwójka bez sternika - przyp.) z Jolą Jazgar, to było około 2007-2008 roku. Na poważniejsze sukcesy musiałem poczekać do młodzieżówki (kat. do 23 lat, srebro MŚ 2013 - przyp.), to była duża motywacja do dalszej pracy.

Czym jest dla pani ten srebrny medal olimpijski?

Myślę, że to wspaniała nagroda za ciężką pracę, taka trochę od siebie. To także potwierdzenie, że to, co robiłam przez ostatnich kilka lat, ale też przez ponad pół życia, bo wioślarstwem zajmuje się od 18 lat, ma sens. Nie zmarnowałam tego czasu.

Ma pani też olimpijski brąz z 2016 roku z Rio de Janeiro. Z tych dwóch medali da się wybrać cenniejszy?
Na pewno ten z Tokio. Jest lepszy, ważniejszy, więcej warty. Przede wszystkim dlatego, że jest z cenniejszego kruszcu. Kosztował też więcej pracy, wyrzeczeń, przecież to było pięć lat, w mojej ocenie był trudniejszy do zdobycia. Wywalczyłyśmy go w innych okolicznościach. W Rio w finale prowadziłyśmy przez 1700 metrów (wioślarze pływają na 2000 m - przyp.), w końcówce rywalki nas wyprzedziły, więc można powiedzieć, że straciłyśmy złoto, a zdobyłyśmy „tylko” brąz, choć oczywiście też nas bardzo cieszył. Teraz w Tokio długo płynęłyśmy poza trójką, na czwartej pozycji, a ostatecznie zdobyłyśmy srebro. Tak wywalczony medal smakuje inaczej, lepiej.

W dorobku jest brąz, srebro, następnie wypada więc złoto. Myślicie już o igrzyskach w Paryżu w 2024 roku?
Takie pytania już były, więc musiałyśmy się zacząć zastanawiać. Trzy lata to i dużo, i mało czasu. Odpowiem tak: czwórka na pewno powalczy o kwalifikację olimpijską i igrzyska. Na razie czas na roztrenowanie odpoczynek i wakacje.

Chinki, które zostały w Tokio mistrzyniami olimpijskimi, wygrały z przewagą kilku sekund.
Pokazały, że zasługują na to złoto. Wiedziałyśmy, że są mocne. Po przedbiegach miałyśmy nadzieję, że uda się z nimi powalczyć, ale okazało się, że w dniu finału faktycznie były poza zasięgiem.

Tokio 2020. Wioślarska rodzina powitała w Krakowie medalistk...

Wasza czwórka to mieszanka różnych charakterów. Panią chyba cechuje przede wszystkim spokój. Jakie są inne zawodniczki?
Każda z nas jest inna, przez to doskonale się uzupełniamy. Wszystkie wnosimy do grupy pozytywną energię, tyle że na różne sposoby. Ja faktycznie jestem najbardziej spokojna. Marta (Wieliczko - przyp.) też, ale ona wyróżnia się tym, że zawsze chce pomóc każdemu, to takie serce naszej osady. Agnieszka (Kobus-Zawojska) jest bardzo pozytywnie nastawiona, zawsze najmocniej nas motywuje, sprawia, że dajemy z siebie jeszcze więcej. A Kasia (Zillmann) ma mnóstwo energii, jest bardzo ekspresyjna, wszystkim nam się to udziela.

Jak wyglądają wasze relacje? Która rządzi w grupie?
Wszystkie rządzimy (śmiech). Nie ma jednej osoby, która pełniłaby taką rolę. Czwórka jest jako całość. Nie jest tak, że żyjemy tylko tą osadą. Wiele rzeczy robimy razem, ale czasem potrzebujemy odpocząć od siebie, to też pomaga. Mamy różne zainteresowania, każda z nas ma być sobą, a nie podporządkować się grupie.

Przed panią trochę odpoczynku po trudnym sezonie i igrzyskach. Jak go pani spędzi?
Wiadomo, że mogę być w końcu z rodziną. Muszę w domu posprzątać, ogarnąć ogródek. Coś się znajdzie.

Lubi pani malować...
Właśnie. Dostałam od dziewczyn w prezencie obraz do pomalowania, przedstawiający naszą czwórkę. Taki wzór, w którym wypełnia się kolorami pola oznaczone liczbami. Sama naszej osady bym nie namalowała, a tak dam radę. Myślę, że wyjdzie dobrze. Jeśli się uda, to pokażę koleżankom, ale na pewno im go nie oddam. Będzie wisieć u mnie w domu.

A wakacje? Po upałach w Tokio ciepłe kraje czy inny kierunek?
Na razie nie wiem, jakie będą plany na wrzesień i październik. Będą też różne spotkania, Gala Olimpijska. Gdy uda się znaleźć termin, to będzie morze, plaża i odpoczynek. Wakacje są teraz najważniejszym planem na najbliższy czas.

Rozmawiał Artur Bogacki

Sportowy24.pl w Małopolsce

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski