Tomasz Lem FOT. ANNA LEM
- Czy Pan nadal czyta książki ojca?
- Czytam je na dwa sposoby: "zawodowo" (robiąc korekty przed kolejnymi wydaniami) i dla przyjemności. Lubię fantastykę w wydaniu dojrzałego Lema, książki takie jak "Głos Pana", "Pamiętnik znaleziony w wannie", "Golema XIV", "Maskę", "Cyberiadę". Wygląda na to, że po prostu lubię dobrą literaturę (niestety, przeciętna science fiction rzadko się do niej zalicza).
- Czyli nie lubi Pan rakiet?
-Mogę się obyć bez powieści, w których atrybuty fantastyczno-naukowe są celem samym w sobie. Natomiast nie mam nic przeciwko innym światom, jeśli rozgrywające się w nich historie poruszają poważne tematy.
- A nie rozważał Pan, by znów coś napisać - jak "Awantury na tle powszechnego ciążenia"? Nie kusi Pana, by pójść literackimi śladami ojca?
- Tuwim twierdził, że mógłby pisać jak Mickiewicz i Słowacki, ale niestety nie ma nic do powiedzenia. Żyjemy w czasach, kiedy nikt nie czyta książek, ale wszyscy je piszą. Świadome niepisanie chyba jest cnotą.
-Nie jest Pan też osobą publiczną, choć z pewnością mógłby Pan nią być. Dlaczego odleciał Pan na położoną daleko od mediów gwiazdę?
-Sława może być dziedziczna, ale uważam, że nie powinno tak być. W "Miłości na Krymie" Mrożka pojawia się niegdysiejsza posługaczka Lenina, która oprowadza turystów po muzeum. Na drutach robi szaliki, owija nimi popiersie Lenina i opowiada, jakich to światłych rad udzielała wodzowi rewolucji. Pilnuję się, żeby nie pójść w jej ślady.
- A gdy Pan myśli o ojcu, jak Pan go wspomina - w pierwszej czy trzeciej osobie?
- Od najwcześniejszego dzieciństwa zwracałem się do niego w trzeciej osobie - i tak już zostało.
-Pisał Pan, że ojciec był dla Pana trochę jak starszy kolega. Które chwile z Waszych wspólnych przeżyć Pan najmocniej wspomina? Zabawy, w czasie których konstruowaliście różne nietypowe maszyny?
-Jest w tym jakiś paradoks, że w najlepszej komitywie byliśmy wtedy, kiedy byłem malcem. Puszczaliśmy latawce, grywaliśmy w pchełki, bawiliśmy się magnesami, konstruowaliśmy dziwne pojazdy, silniki, samoloty itp. Nad wszystkim unosił się duch chłopięcej zabawy, bo ojciec był dziecinny. Kiedy wyrosłem z pchełek ojciec nie znalazł we mnie intelektualnego partnera i chyba był tym trochę zawiedziony; na swoją obronę mogę powiedzieć, że byłem wtedy uczniem szkoły podstawowej.
- Odnajduje Pan dziś w sobie wiele wspólnych cech z Pana ojcem? Jest Pan do niego podobny?
-Z pewną konsternacją odnajduję w sobie niektóre cechy ojca, które mnie u niego irytowały; jest ich sporo, na pierwszy plan wysuwa się czarnowidztwo. Głód wiedzy także odziedziczyłem po nim.
- A co Pan miło wspomina?
- Najmilej wspominam sam fakt poświęcania mi czasu przez ojca - od najwcześniejszego dzieciństwa wiedziałem, że to dla niego najcenniejsze.
- Czy są sprawy, o których chciał Pan porozmawiać z ojcem ale nie zdążył?
- Żałuję, że tak niewiele wiem o jego rodzinie. Ojciec nie chciał o tym mówić chyba dlatego, że było to zbyt bolesne - prawie wszyscy krewni zginęli w czasie wojny. Z niedobitków ostał się kuzyn ojca Marian Hemar, na emigracji w Londynie. Zastanawiałem się, dlaczego ze sobą nie korespondowali. Przed wojną ojciec był chłopcem i różnica wieku była zbyt duża, ale po wojnie to nie mogło już mieć większego znaczenia. Być może po publikacji "Astronautów" Hemar widział w ojcu komunistycznego janczara. Chętnie dowiedziałbym się więcej na ten temat od jakiegoś rzetelnego biografa Lema.
- Pana ojciec orbitował w dalekich galaktykach. Pan jest człowiekiem, który trzyma się bardziej Ziemi czy kosmosu?
- Nie wiem, ile osób czytało wczoraj do poduszki o renormalizacji (to procedura w kwantowej teorii pola, która pozwala uniknąć nieskończoności). Jest mi to do niczego niepotrzebne - wprawdzie z wykształcenia jestem fizykiem, ale od lat pracuję jako tłumacz. Pomimo to wczoraj renormalizacja była mi do szczęścia po prostu niezbędna. Nawiasem mówiąc to kolejna cecha odziedziczona po ojcu - zrywanie się w nocy z łóżka i buszowanie w bibliotece.
- Lem był futurystą, który przewidział wiele zjawisk. Jak się Pan odnajduje w dzisiejszym świecie, który często przypomina to, co znamy z książek Pana ojca?
- Cyfrowy świat uważam za naturalny, ale mój sprzeciw budzi rewers tego świata - śledzenie naszych cyfrowych kroków przez firmy i wywiady. Ojciec w młodości miał naiwne wyobrażenie o ludzkiej naturze. W późniejszych książkach próżno (na szczęście) szukać idyllicznych wizji przyszłości, sporo za to upiornych konsekwencji działań społecznych meliorystów - bez względu na to, jak dobre przyświecały im intencje. Jednak ojciec do końca nie mógł wyjść ze zdumienia nad rozziewem pomiędzy coraz bardziej wyszukaną techniką a bredniami przez nią przekazywanymi.
- Zajmuje się Pan dziś też administrowaniem spuścizną po ojcu. Czyli to Pan decyduje, kto i gdzie wyda znów Lema?
- Mamy sekretariat, w których czytamy bardzo długie i nudne umowy (w umowach grubości książki lubują się zwłaszcza Amerykanie). Z agentami, którzy pośredniczą w kontaktach z wydawcami, prowadzimy obszerną korespondencję, z której zazwyczaj się dowiadujemy, że czegoś się nie da zrobić, kiedy np. usiłujemy odebrać wydawcy-bankrutowi prawa do książki. Czasami coś się jednak udaje: np. w zeszłym roku ukazał się pierwszy naprawdę dobry anglojęzyczny przekład "Solaris" (poprzednie wydanie tłumaczono z francuskiego).
- Książki Lema są ciągle pożądane?
- Zainteresowanie twórczością Lema faluje, ale nie potrafię powiedzieć, jakie stoją za tym mechanizmy. Książki powinny cieszyć się większym powodzeniem, kiedy w kinach pojawia się ekranizacja jednej z nich, ale dodatniej korelacji nie widać. Być może działają tu procesy stochastyczne, jak w pogodzie. Dlaczego Chińczycy chcą wydać "Cyberiadę"? Dlaczego teraz i dlaczego akurat "Cyberiadę"? Przecież to nieprzetłumaczalne...
- Czy Państwa biblioteka kryje nieznane szerszej publiczności dzieła Lema?
- Jeśli nawet nie odnajdą się nieznane utwory, czytelników Lema powinna ucieszyć lektura jego korespondencji. Ostatnio wydane listy do tłumacza Michaela Kandla stanowią znakomity autokomentarz do twórczości ojca.
- A coś zupełnie nowego?
- Nic mi nie wiadomo o nieznanych dziełach Lema, jednak w stu procentach nie można tego wykluczyć. Byliśmy bardzo zdziwieni, kiedy w 2008 roku odnalazł się groteskowo-prześmiewczy "dramat" o Stalinie "Korzenie" (chodzi oczywiście o "korzenie się" przed generalissimusem), schowany dla niepoznaki w innym maszynopisie. Schowany tak dobrze, że ojciec szukał go przez kilkadziesiąt lat - i nie znalazł.
Rozmawiał RAFAŁ STANOWSKI
TOMASZ LEM
Ur. w 1968 roku, syn Stanisława Lema, tłumacz, administruje również spuścizną po ojcu, autor książki "Awantury na tle powszechnego ciążenia" (wyd. Wydawnictwo Literackie). Ukończył American International School w Wiedniu, studiował fizykę i matematykę na Uniwersytecie Wiedeńskim. Absolwent fizyki na Princeton University. Ma córkę Annę, mieszka w Krakowie. Hobby: literatura, wędrówki górskie i wyprawy motocyklowe.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?