Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Marczyński: To może być mój najlepszy sezon

Rozmawiał Jacek Żukowski
Tomasz Marczyński ma w dorobku cztery złote medale mistrzostw Polski, wśród nich jeden w rywalizacji
Tomasz Marczyński ma w dorobku cztery złote medale mistrzostw Polski, wśród nich jeden w rywalizacji FOT. TOMASZ HOŁOD
Rozmowa z Tomaszem Marczyńskim, kolarzem grupy Torku Sakerspor, mistrzem Polski w wyścigu ze startu wspólnego w Sobótce.

– Trzeci raz został Pan mistrzem Polski ze startu wspólnego. Stwierdził Pan, że to najważniejszy triumf w krajowym championacie, dlaczego?

– W ostatnich latach poziom polskiego kolarstwa podniósł się niesamowicie. Obsada tych mistrzostw była bardzo silna, mieliśmy w gronie startujących aktualnego mistrza świata.

– Już na „czasówce”, w której zajął Pan 5. miejsce, dobrze się Pan czuł. Czy wierzył Pan w medal w wyścigu ze startu wspólnego?

– Tak, wierzyłem, że jeśli znajdę się w odpowiednim momencie w odpowiednim czasie, to mogę powalczyć o zwycięstwo. Sam nie wiedziałem na co mnie stać, bo przyjechałem prosto ze zgrupowania wysokogórskiego, wcześniej trochę odpoczywałem. Po „czasówce” widziałem jednak, że dyspozycja jest przyzwoita.

– Ucieczka zawiązała się już na 2. okrążeniu. Dość wcześnie, zważywszy na to, że wyścig miał 13. pętli. Zwykle jest tak, że dopiero późniejsze odjazdy przynoszą efekt. Sądził Pan, że to może być ta decydująca akcja?

– Patrzyłem na skład odjazdu. Na początku mnie w nim nie było, dopiero potem „przeskoczyłem”. Sądziłem, że w takiej mocnej obsadzie ta ucieczka ma szanse powodzenia.

– Goniła was mocna grupa z Rafałem Majką i Bartoszem Huzarskim. To pewnie nakręcało do ucieczki?

– Kiedy dostałem taką informację to przestałem pracować, bo zależało mi, żeby dojechał do nas i Rafał Majka, i Karol Domagalski. Rafał jest moim przyjacielem, przed startem ustalaliśmy, że będziemy jechać razem ten wyścig, będziemy sobie pomagać. Dla mnie to lepiej, bo w decydującym momencie byłoby nas dwóch. W końcu Rafał dojechał do nas.

– Natychmiast utworzyła się jednak nowa, pięcioosobowa czołówka.

– Kosztowało ich to wiele wysiłku, by dołączyć do nas i Rafał nie „załapał” się już w kolejny odjazd.

– Wygrał Pan pewnie, pasował Panu profil finiszu?

– Tak, był siłowy, pod mocnych, dynamicznych zawodników, takich jak ja. Wiedziałem, że mogę powalczyć o zwycięstwo.

– Pan jest góralem, a trasę w Sobótce raczej trudno nazwać górską.

– Nie była łatwa. Nie było ostrych podjazdów, ale cały czas droga wiodła albo pod górę, albo w dół. Był silny wiatr, który miał ogromny wpływ na wyniki. Do tego dystans 234 km robił swoje.

– Ten tytuł daje Panu pewne miejsce w kadrze na mistrzostwa świata.

– Tak jest. Mistrz Polski musi jechać w tej imprezie. Liczę też bardzo na powołanie do kadry na Tour de Pologne i będę się przygotowywał na tę imprezę.

– Wiadomo kto powołuje kadrę – Piotr Wadecki, z którym nie jest Pan w dobrych stosunkach, ale wobec takiego sukcesu raczej nie będzie miał wyjścia.

– Myślę, że trener nie będzie podważał regulaminu, jeśli chodzi o mistrzostwa świata. A jeśli chodzi o nasz narodowy tour, to nie wiem. Nastawiam się na to, że pojadę. Moja dyspozycja jest dobra, a myślę, że będzie jeszcze lepsza.

– Jedzie Pan teraz na wyścig do Chin?

– Plany się zmieniają, moja grupa Torku nie jedzie na niego. Może uda mi się wystąpić w Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków. Musiałaby się trafić łączona drużyna albo reprezentacja Polski, bo oczywiście do jakiejś grupy zawodowej dołączyć nie mogę. Na pewno wybiorę się na treningi wysokogórskie. Chciałbym się jeszcze gdzieś pościgać, potrzebuję bowiem rytmu startowego.

– To były mistrzostwa, w których widoczni byli wychowankowie Krakusa Swoszowice, bo oprócz Pana tytułu, było 4. miejsce Rafała Majki w rywalizacji na czas, 2. lokata Katarzyny Niewiadomej w „czasówce” i jej drugie miejsce w orliczkach. Z trenerem Klękiem tworzycie znów jedną ekipę.

– Zgadza się, fajnie że tak się to poukładało, zwycięstwo w najważniejszym wyścigu, w najważniejszej kategorii. Trener Klęk pilotuje nas, jechał cały czas za nami.

– Komu dedykuje Pan ten medal?

– Żadnej konkretnej osobie. Chciałbym dedykować go tym, którzy nigdy nie przestali we mnie wierzyć, którzy mnie wspierają w trudnych momentach. Nie tylko wtedy, gdy wygrywam, ale gdy mam problemy ze zdrowiem. To moja rodzina i przyjaciele.

– Dla tych, którzy już Pana skreślali, ten tytuł, to znakomita odpowiedź sportowa...

– Tak, może ktoś myślał, że uda się mnie zdemotywować. A jest wręcz przeciwnie, stać mnie na to, by wygrywać. Doszły mnie słuchy, że ci, którzy mnie skreślali, nie mogą przyjąć tego sukcesu. Moja drużna jest w stowarzyszeniu na rzecz antydopingu. Tak jak inni zawodnicy mam paszport biologiczny, stosuję się do wszystkich zobowiązań, tak jak kolarze z grup Pro Touru.

– Ten sezon to Pana odrodzenie, znowu Pan wygrywa.

– Niewątpliwie tak, mam już siedem zwycięstw, wszystkie w imprezach z kalendarza UCI, to może być nawet mój najlepszy sezon w karierze. Cieszę się, że zdrowie mi dopisuje, nie mam żadnych kontuzji, utrzymuję równy poziom. Mam nadzieję na kontynuowanie tego.

– Koszulka mistrza Polski może być przepustką do grupy z Pro Touru?

– Myślę, że tak. Zrobiłem kolejny krok, znów potwierdziłem formę. Nie jest tak, że to jednorazowy wyczyn, w wyścigach często jestem w czołówce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski