Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Totalnie organiczny chaos

Rozmawiał Paweł Gzyl
Paweł Małaszyński woli klubowe sceny niż telewizyjny plan
Paweł Małaszyński woli klubowe sceny niż telewizyjny plan Fot. Julia Sheveloff
Muzyka. Rozmowa z Pawłem Małaszyńskim, aktorem i wokalistą zespołu Cochise, o nowej płycie „118”.

– Kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu przy okazji poprzedniej płyty Cochise, powiedziałeś, że bardzo byś chciał, aby ten zespół przestał być postrzegany jako „fanaberia popularnego aktora”. Udało się?

– Słabo. (śmiech) Na pewno jest lepiej, ale do końca się tego nie pozbędziemy. To jest walka z wiatrakami, którą prowadzimy przez cały czas. Przyznam jednak szczerze, że już nie mamy siły. Na szczęście dziennikarze muzyczni, z którymi się liczymy, traktują nas poważnie. Jeżeli Kaczkowski czy Baron puszczają nas w Trójce, to chyba nie może być większej nobilitacji. Ciągle jednak Cochise jest postrzegany jako „zespół Pawła Małaszyńskiego”. Trafiliśmy z deszczu pod rynnę.

– Z drugiej strony masz chyba świadomość, że gdyby nie Ty, niewielu słuchaczy dowiedziałoby się o istnieniu tej rockowej grupy.

– To prawda. Cochise przykuwa większą uwagę, szczególnie mediów, ze względu na mnie w składzie. To trudne, przede wszystkim dla moich kolegów, ale zdajemy sobie wszyscy sprawę z tego, że musimy nauczyć się z tym żyć.

– Po wydaniu poprzedniej płyty zagraliście sporo koncertów. Czego dowiedzieliście się o sobie, często przebywając razem?

– Przede wszystkim docieraliśmy się jako muzycy. Z drugiej strony poznaliśmy się bliżej jako ludzie. To nie znaczy, że tworzymy jakąś nawzajem kochającą się komunę. Dochodzi między nami do spięć, ale wszystko to odbywa się na płaszczyźnie czysto muzycznej. To budujące konflikty. Koncertów jest oczywiście coraz więcej, z czego bardzo się cieszymy. Przybywa też publiczności, widzimy tych samych fanów, którzy są w stanie przyjechać na nasz występ z jednego końca Polski na drugi. Ludzie podchodzą po koncertach i mówią: „Przyszedłem z ciekawości, a tu szok!”. Wiele osób uważa wręcz, że nasze płyty są fajne, ale nie wytrzymują porównania z występami. Koncerty są tak energetyczne, że to dwa różne światy. Ja się z tego cieszę, bo gorzej by było, gdyby przyszedł ktoś i powiedział: „Panowie, nagrywajcie te płyty, ale nie koncertujcie!”.

– Tytuł albumu to numer pokoju hotelowego, do którego najczęściej trafiałeś po koncertach. Co się działo za drzwiami?

– (śmiech) Nie mamy już po dwadzieścia lat. Ale jest nieźle, jak na chłopaków przed czterdziestką. Dajemy jeszcze radę. Śpimy tam, gdzie upadniemy...

– A co ze słynnym hasłem „Sex and drugs and rock’n’roll”?

– Z seksem bywa różnie, dragi odpadają, zostaje rock’n’roll.

– To hasło narodziło się na fali hipisowskiej kontrkultury z lat 60. Śpiewasz o niej w utworze „Sweet Love Generation”. Uważasz, że zmieniła ona świat na lepsze czy na gorsze?

– Artyści zawsze mają w rękach potężną broń – swoją sztukę. Nie ma znaczenia, czy to aktorstwo, czy muzyka. Dzięki niej można zmieniać postrzeganie człowieka i świata. Tak było kiedyś, ale tak jest i teraz. Ja łatwiej nawiązuję więź z kilkusetosobowym tłumem niż z jedną osobą, stojąc z nią twarzą w twarz. Czuję, jak bardzo wpływam na tych ludzi. Ostatnio podszedł do nas po występie starszy człowiek z odciśniętym na twarzy piętnem trudnego życia i powiedział: „Stary, jak was słuchałem, miałem łzy w oczach. To jest totalnie organiczny chaos!”.

– To rodzi w Tobie poczucie odpowiedzialności za to, co przekazujesz ludziom?

– Oczywiście. Koncert jest operacją na żywym organizmie. Ale ja ją kontroluję, żeby nikomu nie stała się krzywda, ani fizyczna, ani emocjonalna. Jeśli chodzi o teksty, nie operuję w nich treściami podawanymi wprost, tylko raczej symboliką, dzięki której słuchacz nie doszukuje się tego, co wokalista miał na myśli, tylko odkrywa w sobie pokłady emocji za pośrednictwem słów i muzyki Cochise.

– Nowa płyta ma zdecydowanie mroczny ton – choćby w utworach „Destroy The Angels” czy „Dead Love”. Opisujesz w nich swoje emocje?

– Mieszam własne przeżycia z tymi, których chciałbym doświadczyć. Czasem rozmyślam o pewnych stanach emocjonalnych, choćby o zwyczajnej destrukcji samego siebie. Mam takie powiedzenie: „Nikt mnie tak nie umęczy jak ja samego siebie”. Wyobrażam sobie to, czego nigdy nie doznałem. Mówię: „Patrz, ale nie dotykaj, dotykaj, ale nie próbuj, próbuj, ale nie połykaj”. Staram się kontrolować ten obłęd, ale czasem wodze fantazji puszczają i wtedy jest niebezpiecznie.

– Czyli rock’n’roll to igranie z ogniem?

– Jasne. Pamiętasz, jak kiedyś śpiewali Stonesi: „Don’t play with me /’Cause you’re playing with fire” („nie graj zemną, bo to igranie z ogniem” – red.). (śmiech)

– Żona się o Ciebie nie boi?

– Nie. Bo ona wywodzi się z tego samego środowiska rockowego co ja. To wszystko jest więc dla niej naturalne. W tej chwili może mniej jeździ na koncerty, ale nadal wie, o co w tym wszystkim chodzi. Cóż, dziewczyny szybciej wyrastają z rock’n’rolla niż chłopaki.

– Płycie towarzyszą dwa sugestywne wideoklipy. To dla Ciebie jako aktora ważna część działalności zespołu?

– Tak, z oczywistych względów. One są taką blizną na skórze kapeli, swego rodzaju znakiem rozpoznawczym, dlatego tak o nie dbamy. Nie operujemy potężnymi budżetami. One są zrobione za grosze. Ale spotkaliśmy na swej drodze wspaniałych ludzi, którzy potrafili przełożyć naszą muzykę i teksty na obrazy w sugestywny sposób.

– Myślisz, że uda Ci się godzić zespół z aktorstwem?

– Dla mnie film i serial są bardziej dodatkiem do muzyki, a nie na odwrót. Na razie nie mam specjalnie ciekawych propozycji z kina czy telewizji, więc problem sam znika. Na pewno nie byłbym w stanie zrezygnować z teatru. To jest moja podstawowa praca. Przynajmniej do jesieni 2015 roku, kiedy pojawi się nowa płyta Cochise, nad którą już pracujemy. Jestem szczęśliwy na obecnym etapie życia – mam wspaniały zespół, ciekawą pracę i zdrową rodzinę. Czego chcieć więcej?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski