Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tour de Kilimandżaro

Rozmawiał Jacek Żukowski
Rafał Majka (na pierwszym planie) wspina się na szczyt
Rafał Majka (na pierwszym planie) wspina się na szczyt fot. www.tinkoffsaxo.com
Rozmowa. – Lubię adrenalinę, ekstremalne wyzwania – mówi RAFAŁ MAJKA, kolarz ekipy Tinkoff-Saxo, który razem z kolegami wszedł na najwyższy szczyt Afryki (5895 m n.p.m.)

– Zdobył Pan Kilimandżaro wraz z ekipą Tinkoff-Saxo?

– Tak, wszedłem na szczyt.

- Weszło 51 z 72 członków ekipy. Niektórych więc to zadanie przerosło.

– Z pewnością nie było łatwo. Przede wszystkim ze względu na warunki atmosferyczne. Było zimno, padał deszcz, śnieg. Wyjście prawie na 6 tys. m n.p.m. to jest szok dla organizmu. Wychodziliśmy na wierzchołek od północy do 6 rano.

– Wyprawa trwała w sumie pięć dni. Wcześniej często chodził Pan po górach?

– Nie, ale dla każdego wytrenowanego sportowca nie jest to wysiłek ponad miarę. Jest ciężko, ale można sobie dać radę.

– To była niecodzienna przygoda, warto się było chyba pomęczyć, bo przecież wspomnienia zostaną na całe życie?

– Oczywiście. Pierwszy raz w życiu przeżyłem coś takiego. Leciałem już na spadochronie, skakałem na bungee. Teraz wszedłem na Kilimandżaro. Nie każdy może tego spróbować, ale ja lubię przygody.

– Proszę powiedzieć coś o sportach ekstremalnych, z którymi miał Pan styczność.

– W ubiegłym roku skakałem na spadochronie w Izraelu. To był skok z instruktorem. Dokładnie nie pamiętam, z jakiej wysokości, ale chyba z około czterech tysięcy metrów. Z kolei na bungee skakałem na Gran Canaria.

– Lubi Pan ryzyko, zastrzyk adrenaliny?

– Szczerze mówiąc, to każdy się boi, ale z lękiem można walczyć. Chcę dokonywać czegoś nowego. Nie każdy może z tego skorzystać.

– Wracając do górskiej wyprawy, to z czym miał Pan największy kłopot?

– Z wysokością, z ciśnieniem. Powyżej pięciu tysięcy metrów było trudno, w głowie się kręciło itp.

– Byliście podzieleni na mniejsze zespoły?

– Tak, ale już na ostatnim odcinku było trochę zamieszania i wszyscy wchodzili naraz.

– Pierwszy wszedł Alberto Contador?

– Nie, Robert Kiserlovski, ale tam się nikt nie ścigał. Żeby wejść na szczyt, trzeba się mocno natrudzić.

– Przewodnicy dziwili się, że poszło wam tak dobrze?

– Tak, ponad 70 procent członków ekipy osiągnęło szczyt, i to w dobrym czasie.

– Łatwiej jest wejść na Kilimandżaro czy wygrać górski etap na Tour de France?

– Ciężko porównać te dwie sytuacje... Gdybym miał się deklarować, to jednak wolę rower.

– Inne grupy też mają swoje pomysły na integrację. Myśli Pan, że to wydarzenie zadziała mocno na wasz team, czy wokół tej wyprawy był bardziej szum medialny, a efekty nie będą znaczące?
– Myślę, że ta akcja może przynieść zamierzony efekt. Stwierdzam jednak, że mieliśmy zbyt mało czasu na aklimatyzację. Bardzo dużo rozmawialiśmy ze sobą, a to pewnie pomoże przed sezonem. Jest kilku nowych zawodników, powinno nam to pomóc w integracji.

– Z kim się Pan trzyma najbardziej w grupie?

– Jest nas trzech Polaków: Paweł Poljański, ja i teraz doszedł Maciej Bodnar. Mamy też w grupie masażystę Arka Wojtasa. Trzymamy się razem, ale w ekipie jest tak, że wszyscy muszą rozmawiać ze wszystkimi, posługując się językiem angielskim lub włoskim.

– Wasz skład się bardzo zmienił w porównaniu z minionym sezonem?

– Tak, myślę, że będzie mocniejszy. Mamy więcej „górali”, doszedł również Peter Sagan, specjalista od klasyków, więc sądzę, że Tinkoff-Saxo będzie miało więcej zwycięstw w najbliższym sezonie.

– Hierarchia pozostała niezmienna – nadal numerem jeden będzie Alberto Contador?

– Tak, oczywiście, wszystkie plany są układane pod niego. Ja mam swój czas, mam nowy trzyletni kontrakt. Do 2017 roku będę związany z tą grupą.

– Kiedy zaczyna Pan przygotowania do sezonu?

– Już zacząłem, kilka dni temu. 28 listopada wylatuję na zgrupowanie na Gran Canaria. W grudniu lecę do Moskwy na prezentację grupy, a zaraz po świętach będzie kolejny obóz.

– Kiedy pierwszy wyścig i jakie będą Pana priorytety na 2015 rok?

– Jeszcze nie wiem, kiedy zacznę starty. Podobnie ma się rzecz z najważniejszymi wyścigami. Chciałbym pojechać Vuelta a Espana, ale jeszcze nie mam konkretnych planów.

– Jak się Pan czuje w roli małżonka z ledwie miesięcznym stażem?

– Nic się nie zmieniło w moich relacjach z Magdą. Mam lepiej, bo nie muszę sam gotować [śmiech]. Spędziliśmy trochę czasu w Japonii, zwiedzaliśmy Tokio, ale za wiele czasu wolnego nie mieliśmy. Pięć dni, zanim wróciliśmy do Polski.

– Który kraj z tych, które Pan widział, zrobił na Panu największe wrażenie?

– Myślę, że Afryka. Tam jest ogromna bieda. Trzeba docenić tych ludzi, którzy sobie z tym radzą. Wielkie wrażenie wywarła na mnie też Japonia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski