Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA
I choć ostatnio wszystkie te sprzeczności trochę przycichły, to wynika to raczej z ronącego poczucia bezradności wobec sytuacji w Kijowie, niźli z wypracowania jakiejś realnej polskiej linii polityki wschodniej.
Ceną za taki stan rzeczy jest niejasność, jaka towarzyszy wyprawie Tuska. To prawda, że Zachód –tu nie jesteśmy jakimś negatywnym wyjątkiem – również od dwóch miesięcy przypatruje się rozwojowi zdarzeń w Kijowie z bezradnością i fatalizmem. A jedyna rzecz, jaką –Bogu dzięki – jest jeszcze z siebie w stanie wydusić, to potępienia dla przemocy i ostrzeżenia przed jej eskalacją.
Ale potępienia i ostrzeżenia niewiele w polityce znaczą, jeśli nie stoi za nimi realna siła, ani groźba. Europa jest więc teraz chętna do rozmowy z Tuskiem, gdyż sama nie wie co robić (jak w Berlinie), czy w ogóle coś robić (jak w Paryżu), nie ma siły przebicia dla swoich racji (jak w Wilnie), albo po prostu drży ze strachu przed tym, co się na Ukrainie może jeszcze wydarzyć (jak w Kiszyniowie).
I myśli, że – kto jak kto, ale polski premier – ma być może jakąś wyraźniejszą w tej dziedzinie ideę. Tę dobrą koniunkturę na polską inicjatywę Tusk wyczuł i wykorzystał. I zauważył także, że w takiej chwili warto zwrócić się nie tylko do przywódców zachodnich mocarstw, ale także – do Wilna, Rygi, Tallinna, Budapesztu czy Kiszyniowa.
Summa summarum Polska jednak straci na tej inicjatywie, jeśliby okazać się ona miała politycznie pusta. Niestety, kolejne uściski dłoni i konferencje prasowe premiera z europejskimi przywódcami niewiele pod tym względem wyjaśniają. Jeśli bowiem za istotną treść misji Tuska traktować jego publiczne deklaracje, to słychać w nich słabość i bezradność.
W kolejnych stolicach Tusk jak mantrę powtarza, że Zachód ma mówić jednym głosem, że sami Ukraińcy muszą się porozumieć oraz że Ukraina jest suwerenna, a "Europa winna pilnować tej reguły”. Rzecz tylko w tym, że co najmniej dwie pierwsze tezy są niczym więcej jak rytualnymi zaklęciami.
Wspólna polityka Zachodu wobec Kijowa nie jest możliwa, bo istnieją tu zbyt daleko idące sprzeczności interesów (choćby między Polską i Francją). A problem zachodnich stolic nie polega na tym, że nie wiedzą one co robić wobec porozumienia w Kijowie, ale w razie coraz bardziej prawdopodobnego jego braku. Pewien skutek wywarło chyba tylko uporczywe głoszenie przez premiera tezy o suwerenności Kijowa. Wygląda na to, że Tuskowi udało się uśmiercić nieszczęsny pomysł negocjowania przyszłości Ukrainy w trójkącie z udziałem Moskwy. Dobre chociaż tyle.
Pewne światło na przebieg tournée Tuska rzuca wywiad ministra Sikorskiego. Wynika zeń niemal wprost, że zamysłem premiera było przekonanie Europy do otwarcia Ukrainie drogi do członkostwa w Unii, oczywiście, o ile w Kijowie nastąpiłby radykalny polityczny przełom. Moment dla takiej perswazji wydawałby się nie najgorszy. Jeśli bowiem w ogóle Unia zechciałaby coś w tej materii postanowić, to tylko teraz, kiedy władza Janukowycza jest silna, perspektywa przełomu w Kijowie znikoma, a obietnica członkostwa to nic innego, jak oddanie Ukraińcom Niderlandów.
Wszystko jednak wskazuje, że pomimo to, Tusk na tym polu poniósł fiasko. Wygląda więc na to, że rezultaty tournée Tuska wyglądają dość skromnie. A czarny scenariusz – ciągle najbardziej prawdopodobny w Kijowie – znajdzie tak Polskę, jak i cały Zachód nieprzygotowanym do jakiejś wspólnej, mocnej i skutecznej reakcji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?