Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Towarzysze poddali się dyktatowi. Tak wyglądała okupacja Komitetu Krakowskiego PZPR

Piotr Subik
Grzegorz Surdy, były działacz NZS i WiP, przed budynkiem byłego Komitetu Krakowskiego PZPR, ul. św. Tomasza
Grzegorz Surdy, były działacz NZS i WiP, przed budynkiem byłego Komitetu Krakowskiego PZPR, ul. św. Tomasza Anna Kaczmarz
Historia. Komuna straciła zęby. Szybko się rozpierzchli. Wiedzieli, że już po nich - tak akcję sprzed 25 lat wspominają członkowie młodzieżowej opozycji przełomu lat 80. i 90. XX wieku. Okupacja komitetu trwała jedenaście godzin, choć okupanci przygotowywali się na dłuższy pobyt w budynku KK PZPR. Podczas "zwiedzania budynku" znaleźli matryce, które w latach 80. służyły PZPR do fałszowania ulotek "Solidarności". A w magazynku przy stołówce spore ilości wódki "żytniej".

Z dachu sześciopiętrowego budynku przy ul. Solskiego 43 (dziś św. Tomasza) zwisały ogromne płachty płótna z napisami: "Komuniści, pamiętajcie o swojej Norymberdze", "Konfederacja Polski Niepodległej", "Front Antykomunistyczny". Chwilę wcześniej dziesiątki młodych ludzi rozbiegły się po korytarzach i salach partyjnego gmachu przy Plantach.

Powiewający na budynku czerwony sztandar zastąpili zaraz flagą Polski. Tak rozpoczynała się okupacja Komitetu Krakowskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

22 stycznia 1990 r. naprzeciw I sekretarza Józefa Gajewicza, w stanie wojennym prezydenta Krakowa, a w czasie tych wydarzeń posła, stanęli zdeterminowani działacze m.in. KPN i Federacji Młodzieży Walczącej. Cel był jeden: nie dopuścić do uwłaszczenia się komunistów na majątku pozostającym w zarządzie PZPR.

Z pisma przekazanego prokuratorowi wojewódzkiemu Andrzejowi Załęckiemu przez ówczesnego sekretarza KK PZPR Jerzego Hausnera (późniejszego ministra w rządach Leszka Millera i Marka Belki): "Informuję, że w dniu 22 stycznia br. do budynku KK PZPR (…) około godz. 11.45 wtargnęła 40-osobowa grupa w celu podjęcia okupacji budynku. Wtargnięcie miało miejsce w momencie wpuszczania grupy dziennikarzy. (...) Używając świec dymnych, miotaczy gazu i pałek napastnicy sforsowali drzwi, szybko rozproszyli się po obiekcie, agresywnie traktując pracowników KK PZPR".

W dokumentach postępowania prowadzonego przez Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych w Krakowie, w sprawie zbiegowiska publicznego, nie ma zgodności co do liczebności szturmowców. Zeznania mówią o 50, 40, 30 osobach.

- Jestem przekonany, że nawet trzydziestu nas nie było. Przecież im więcej osób, tym mniejszy efekt zaskoczenia. I nie musieliśmy używać siły, to była zwykła szarpanina. Nawet nie był potrzebny łom - wspomina Jerzy Jajte-Pachota, wówczas słuchacz prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim i szef Organizacji Studenckiej KPN, jeden z liderów okupacji KK PZPR. Człowiek, którego komunistyczne MSW uznawało za "terrorystę".

- Podeszliśmy w jakieś sześć osób pod drzwi. Powiedzieliśmy, że jesteśmy dziennikarzami i chcieliśmy się widzieć z sekretarzem Gajewiczem. Zdezorientowany portier, a właściwie ochroniarz, odpowiedział: "Muszę sprawdzić legitymacje prasowe". Uchylił drzwi i zamiast legitymacji zobaczył nogę wsuniętą w szczelinę.

Drzwi puściły. Zaczęła się przepychanka w przedsionku z grupą ochroniarzy. Gdy chcieli z nami ostro, w ruch poszły gaz obezwładniający i pałka. Wepchnęliśmy się do środka, za nami weszła reszta - opowiada Maciej Gawlikowski, w okresie PRL-u także aktywny działacz KPN, drugi z liderów okupacji partyjnego komitetu w Krakowie.

- Towarzysze szczególnie się do walki nie palili. To był czas naszej rewolucji, a nie ich. Poddali się dyktatowi - pokpiwa Grzegorz Surdy, od 1989 r. działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów i Ruchu Wolność i Pokój.
Gawlikowski: - Nie mieli ducha walki. Szybko się rozpierzchli. Wiedzieli, że już po nich.

Pracownicy komitetu zeznawali na MO: "Usłyszałem z dołu budynku krzyk, a potem poczułem łzawienie. Skojarzyłem to z gazem łzawiącym. Doszło do szarpaniny, członkowie KP(N) używali przemocy". "Nadmieniam, że większość tych ludzi miała przysłonięte twarze chusteczkami". "Jeden z tych mężczyzn wykręcił mi rękę. Do chwili obecnej boli mnie palec wskazujący lewej ręki". "Zanim udali się na górę, jeden polecił mi opuścić budynek. Powiedział, że nie będzie ze mną dyskutował. Na opuszczenie budynku dał mi 5 sekund czasu".

Dokumenty, fałszywki i zapasy "żytniej"
Okupacja komitetu trwała jedenaście godzin, choć okupanci przygotowywali się na dłuższy pobyt w budynku KK PZPR. Zaczęli też rozpuszczać wici po mieście, co nie było łatwe w czasach gdy nie każdy miał telefon stacjonarny, a o "komórkach" nikomu się nie śniło.

"Do pokoju, w którym siedziałem, przyszedł jakiś zamaskowany młody mężczyzna i zapytał mnie, który telefon ma połączenie miejskie. Wskazałem mu ten telefon i on gdzieś zadzwonił. Nie wiem gdzie, ponieważ - jak mi się wydawało - rozmawiał szyfrem" - zeznawał jeden z etatowych pracowników komitetu.

Po południu w komitecie było już około 70 osób. - Nie sądzę, żebyśmy mieli zasłonięte twarze. Każdy był odważny, do dekonspiracji doszło już dawno. A zresztą to nie było rzucanie kamieniami i starcia z ZOMO, ale okupacja - mówi Włodzimierz Pietrus, współtwórca krakowskiej FMW, członek NZS, wtedy student Akademii Górniczo-Hutniczej.
Okupujący przez kilka godzin "zwiedzali budynek". Znaleźli matryce, które w latach 80. służyły PZPR do fałszowania ulotek "Solidarności". A w magazynku przy stołówce spore ilości towaru deficytowego - wódki "żytniej".

W filmie TVP Kraków o okupacji - pokazanym m.in. w "Ekspresie Reporterów" - słychać komentarz: "Zapasy są chyba na przeżycie kolejnych 40 lat...".

Do tego stosy papierów, akt, teczek osobowych, pustych blankietów legitymacji członkowskich i kandydackich PZPR. - Ich zabezpieczenie zostawiliśmy sobie na wieczór - mówi Gawlikowski.

Na offsecie A3 zaczęli drukowanie plakatów, które miały zawisnąć w Krakowie. W korytarzu na bębnach grał "Pinokio" Wojciech Sochaczewski. Aktywny w działaniu był też Wojciech Polaczek, akurat odsunięty w FMW.

Symbolem przewagi nad komuną, która "straciła kły", było wywieszenie na komitecie biało-czerwonych barw. Pietrus wspomina tak: - Odbyło się to jak pod koniec wojny na Bramie Brandenburskiej. Odmaszerował jeden sztandar, pojawił się drugi. Tym razem ten właściwy.

Gen. Gruba odmawia wykonania rozkazu
Po południu ruszyły zakrojone na szeroką skalę przygotowania do obrony komitetu przed ewentualną próbą odbicia go przez Oddziały Prewencji MO, czyli dawne ZOMO.

Odparcie szturmu nie wydawało się trudne, bo gmach stanowił naturalną twierdzę (ciężkie drzwi z zasuwami, kraty w oknach). Rosła też liczba dobrze przygotowanych okupantów. Na I piętro zniesiono wszystkie gaśnice pianowe.

- Wystarczyło zbić zbijak i wyrzucić je przez okno. Rzygający pianą stalowy walec, lecący z dużej wysokości, powstrzymałby niejeden atak - opowiada Gawlikowski.

Członkowie FMW przynieśli też czołgowe świece dymne - stalowe puszki z proszkiem, którymi robiło się sztuczną mgłę na poligonach. W jednym z magazynów znaleziono dużą liczbę rozłożonych stołów, a nogi ("porządne, dębowe") z wkręconymi śrubami, w sam raz nadawały się do walki wręcz.

Nie do przecenienia było też ogólne podniecenie, że wreszcie "da się łupnia skur...", no i specjalne hydranty na dachu, które pierwotnie miały służyć do rozpędzania demonstrantów pod KK PZPR. Siła wody była taka, że ze zwykłego auta robił się kabriolet.

- Byłem przekonany, że jeśli niebiescy wjadą, to przez dach, jak w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa - opowiada po latach Jajte-Pachota, wspominając tygodniowy strajk przeciwko planom podporządkowania uczelni na warszawskim Mokotowie prawu wojskowemu, który milicja stłumiła 2 grudnia 1981 r. Udało się to po helikopterowym desancie antyterrorystów z Okęcia. Oddziałem dowodził późniejszy poseł SLD Jerzy Dziewulski.

Podczas okupacji KK PZPR milicja już nie interweniowała. Funkcjonariusze ograniczyli się do zbierania fruwających po Plantach dokumentów, wyrzucanych z wyższych pięter komitetu. Gawlikowski rozmawiał później z Aleksandrem Hallem, w rządzie Tadeusza Mazowieckiego ministrem ds. współpracy z organizacjami politycznymi i stowarzyszeniami.
Od niego wie, że mimo rozkazów z Urzędu Rady Ministrów, szef WUSW w Krakowie gen. Jerzy Gruba odmówił użycia siły. Prawdopodobnie obawiał się, że w nowej rzeczywistości pójdzie za to siedzieć. Wcześniej nie miewał skrupułów, np. podczas krwawej pacyfikacji w stanie wojennym strajku górników z kopalni "Wujek".

Rokita ostrzejszy niż czerwoni
Głównym postulatem okupantów było przekazanie budynku komitetu Akademii Muzycznej. Uczelnia stawała się bezdomna, dotychczasową siedzibę przy ul. Bohaterów Stalingradu (obecnie Starowiślna) musiała oddać urszulankom. Przejęcie komitetu nie miało się jednak odbyć za wszelką cenę.

"Protestujący gwarantują normalne funkcjonowanie towarowej giełdy walutowej, której posiedzenia odbywają się co kilka dni właśnie w gmachu przy ul. Solskiego oraz stołówki, w której oprócz pracowników KK PZPR jadają ludzie z innych instytucji" - donosił "Dziennik Polski".

Rezygnując z walki o swój matecznik, komuniści postanowili się układać. Z Urzędu Miasta Krakowa przyjechał m.in. wiceprezydent Jan Nowak, partię reprezentował m.in. Gajewicz, zaś negocjatorem został krakowski poseł Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego Jan Maria Rokita.

Rozmowy nie były łatwe. - Filozofie stron są różne. Choć nie różnią się w celach, do których młodzież dążyła i my też dążymy - mówił TVP Kraków uczestniczący w rokowaniach prof. Zygmunt Kolenda, przewodniczący Krakowskiego Komitetu Obywatelskiego.

Na spotkaniu w sali obrad aktywu PZPR Rokita oznajmił: - Stanowisko rządu jest takie, że do okupacji tego typu dochodzić nie powinno, dlatego że jest to naruszenie przepisów prawa. Okupacja w związku z tym, że jest nielegalna, wymaga zakończenia i to dla mnie nie ulega wątpliwości. Państwo zrobią, co uważają, rzecz jasna, za stosowne, ale ja nie mogę, jako członek parlamentu, stać na gruncie popierania akcji, które są ewidentnie sprzeczne z prawem i proszę tego ode mnie nie żądać.

Następnie dodał: - Proponuję deklaracje ze strony Komitetu Krakowskiego PZPR, jak najgłębsze, że zgadza się na przekazanie gmachu do dyspozycji władz komunalnych. Równocześnie proponuję, żeby wraz z taką deklaracją państwo odstąpili od okupacji budynku. Nic innego nie jestem w stanie wymyślić. Dziękuję, koniec.

Na tym też stanęło. Jajte-Pachota twierdzi teraz, że Rokita mówił wtedy jak "ktoś z tamtej albo jeszcze trzeciej strony". Gawlikowski, że był "bardziej ostry niż czerwoni". Zrozumienia dla okupujących komitet nie wykazał też "Dziennik Polski": "Anarchia i wandalizm nie są dobrym argumentem w walce politycznej".

- Kaca i świadomość, że zostaliśmy zrobieni w konia, mieliśmy już w chwili wychodzenia z sali. Partia potrzebowała czasu na wyniesienie się z budynku. Mogła robić, co się jej żywnie podobało, na przykład go sprzedać. I dalej niszczyć dokumenty, jak to robiła SB. Nauka na przyszłość była taka, że zawsze trzeba stawiać jeden warunek nie do spełnienia. Wtedy jest się górą - mówi Gawlikowski.
- Gdyby komitet poszedł z dymem, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej - tak to widzi Jajte-Pachota.

Nazajutrz o zakończeniu okupacji, w zmienianej na ostatnią chwilę depeszy, "Dziennik Polski" pisał: "Około godziny 22 (po posiedzeniu egzekutywy KK) I sekretarz KK PZPR Józef Gajewicz poinformował, że budynek przekazany zostaje władzom miasta. (...) Będą nad nim sprawować pieczę do czasu rozstrzygnięć kwestii majątku PZPR przez Sejm".

Postanowiono ponadto, że siedziba Wieczorowego Uniwersytetu Marksizmu-Leninizmu przy ul. Garbarskiej również przejdzie pod opiekę miasta. Okupanci wyszli z komitetu ok. godz. 22.30. 22 stycznia 1990 r. jeszcze nie dobiegł końca.

Gdzie się podziały baterie łazienkowe?
Dochodzenie w sprawie zbiegowiska publicznego w KK PZPR umorzono 26 czerwca wobec braku dowodów popełnienia przestępstwa. Prokuraturze nie udało się także - w prowadzonym równolegle śledztwie - znaleźć sprawców rzekomej kradzieży "8 sztuk baterii łazienkowych, 11 sztuk tub elektroakustycznych, kalkulatora marki »Elwro«, odzieży ochronnej, sztandaru partyjnego, powielacza, matryc i farb drukarskich o łącznej wartości około 6 058 350 zł".

Akademia Muzyczna wprowadziła się do byłego komitetu dopiero w 1993 r. Gmach ten sam, ale ulica była już inna - Solskiego zastąpił św. Tomasz.

Sprawa się przeciągnęła, bo komuniści, wbrew umowie, próbowali sprzedać obiekt jednemu z nowych banków. Z kolei w budynku przy ul. Garbarskiej, po drugiej stronie Rynku Głównego, mieści się teraz Małopolskie Centrum Kształcenia Nauczycieli.

Z ówczesnym ośrodkiem szkolenia ideologicznego Polskiej Zjednoczonej Partii Rrobotniczej Gawlikowski wiąże szczególne wspomnienia: - Parę dni po okupacji komitetu dowiedziałem się, że w WUM-L-u odbędzie się narada delegatów na ostatni zjazd PZPR. Wpadliśmy do środka, krzycząc: "To zebranie jest nielegalne!". A oni w jęk: "Jak to, gdzie mamy pójść!?". My im: "Jak to gdzie, tam gdzie my - na Planty". Rzuciliśmy im do kapelusza jakieś drobniaki na nową partię. A Lenin z popiersia na to wszystko spoglądał.

Akcja w KK PZPR nie była jedyną tego typu w Krakowie. W latach 1989-1990 młodzieżowa opozycja angażowała się jeszcze w kilka innych spraw. Jesienią 1989 r. toczyła walkę o kamienicę, która miała trafić w ręce Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej (Rynek Główny 25).

Pikietowano tam wiele razy, a 13 grudnia 1989 r. powstało nawet Stowarzyszenie 5x5, w skład którego weszli przedstawiciele FMW, KPN, NZS, WiP i ruchu harcerskiego. Kamienicy jednak nie dostało. Dziś mieści się w niej Międzynarodowe Centrum Kultury.

Z kolei 25 stycznia 1990 r. doszło do okupacji "partyjnego przedszkola" - budynku ZSMP przy al. Słowackiego 48, tam gdzie teraz gospodarzy SLD. Okazało się, że wszystko, co można było stamtąd wywieźć, wywieziono już wcześniej.

Po akcji FMW budynek przejęło miasto. - Mieliśmy tam siedzibę, naprzeciw socjaldemokratów. W naszym oknie wywiesiliśmy transparent: "Zdelegalizować SdRP agenturę Moskwy". Ciągali nas za to po sądach. Zeznaliśmy, że nie wiemy, kto go powiesił, że może zrobiła to milicja, która zabezpieczała ślady po jakimś włamaniu - śmieje się Pietrus.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski