Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia w Łyszkowicach

ALG
Pociąg, który wiózł transport wódki z Krakowa do Proszowic, spóźnił się o dwie godziny. Na łuku w Łyszkowicach pojawił się około 20. Wódka, którą wiózł, była przeznaczona dla rolników. Miała być zapłatą za kontyngent zbożowy. Do Proszowic jednak nie dotarła. Co się dokładnie stało, tego do dzisiaj do końca nie wyjaśniono. Bardzo długo za prawdziwą była uznawana wersja, że pociąg został zatrzymany przez nieznane osoby (partyzantów?, złodziei?), a wódka zniszczona. Śladem były zeznania świadków mówiących, że słyszeli kilkakrotne wybuchy granatów oraz znalezione w miejscu zatrzymania pociągu rozbite szkło z butelek. W wydanej w ubiegłym roku książce "Pacyfikacja Łyszkowic" Zbigniew Pałetko przedstawił tezę, że malwersacji dużej ilości alkoholu dopuścili się pracownicy magazynów w Kocmyrzowie, a to, co stało się w Łyszkowicach, miało tylko upozorować napad i zrzucić podejrzenie na inne osoby. Jeżeli tak było rzeczywiście, to intryga się powiodła. Z bardzo tragicznym skutkiem.

   28 stycznia, około godziny 6 rano, jeszcze po ciemku Niemcy wyciągnęli z domów około 100 mężczyzn, mieszkańców Posądzy i Łyszkowic. Wszyscy zostali doprowadzeni na miejsce, w którym dziś stoi pomnik poświęcony pamięci pomordowanych. Tam zapytali, kto zniszczył transport. Ludzie milczeli, wszystko odbyło się w zupełnych ciemnościach. Następnie Niemcy rozpoczęli wybierać spośród zebranych ofiary przeznaczone do rozstrzelania: ludzi młodych, zdrowych, kawalerów. Wybrali 40 osób i ustawili ich w dziesięć czwórek. Resztę odesłali do domów. Chwilę później dowódca zdecydował, że ponieważ jest 28 stycznia, zginie 28 osób. Mężczyzn stojących w pierwszych trzech czwórkach uwolniono. Na miejscu pozostało więc jedenastu mieszkańców Łyszkowic, czternastu z Posądzy, dwóch, których Niemcy przywieźli z sobą skutych już wcześniej i jeden zatrzymany po drodze mieszkaniec Siedlisk. Pierwszej czwórce Niemcy kazali uciekać na zachód i strzelali za nimi jak do zajęcy. Jednemu z nich, Józefowi Wilkowi, niewiele brakowało by dobiec do rowu i ukryć się. Nie zdążył, zginęli wszyscy czterej. Pozostałym Niemcy kazali położyć się twarzą do ziemi, a dowódca oddziału Wilhelm Baumgarten i trzech innych Niemców podchodzili i strzelali każdemu w tył głowy.
   Po egzekucji hitlerowcy rozkazali członkom ochotniczej straży pożarnej wykopać dół i wszystkich zamordowanych zakopać na miejscu. Na łyszkowickim polu leżeli do marca 1945 roku. Wtedy nastąpiła ekshumacja i zwłoki zostały przeniesione na cmentarz do Koniuszy, gdzie wszyscy pomordowani spoczęli w zbiorowej mogile.
   Wilhelm Baumgarten został w grudniu 1944 roku zlikwidowany w Kątach przez członków Batalionu "Skała" Armii Krajowej. (ALG)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski