Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedii na drogach może być mniej

DSF
- Absolutnie podstawowym powodem jest przemęczenie kierowców, inne czynniki mają marginalne znaczenie. Na autostradach wypadków byłoby jeszcze więcej, gdyby nie to, że na nawierzchni ich poboczy są specjalne tarki, które - jeśli się na nie najedzie - powodują wibracje autobusu. Mnie takie historie przydarzyły się kilka razy.

Rozmowa z ANDRZEJEM WĘCLEWICZEM, zawodowym kierowcą

 - Ostatnio praktycznie nie ma tygodnia, żeby nie doszło do tragicznego w skutkach wypadku autokaru przewożącego turystów. Dlaczego tak się dzieje?
 - Kierowcy autobusów mają tachografy rejestrujące czas ich pracy. Niedawno widziałem w telewizji, jak kierowca - uczestnik wypadku - pokazywał dziennikarzowi tachograf, z którego wynikało, że tego dnia za kierownicą był dwie czy trzy godziny.
 - Szkoda, że ten dziennikarz nie poprosił kierowcy o pokazanie tachografu z całego tygodnia - żeby zobaczyć, jak zmęczony mógł on wyjechać na trasę. Policjanci w krajach Unii Europejskiej żądają tachografów właśnie z ostatniego tygodnia.
 - A w Polsce?
 - Praktycznie nikt ich nie sprawdza. Uprawnienia do tego ma jedynie kilkudziesięciu policjantów - w całym kraju! - więc prawdopodobieństwo, że kierowca przewożący pasażerów trafi na takiego funkcjonariusza, jest niewielkie. Ale winą nie można obarczać samej policji; na Zachodzie tachografy sprawdzane są również na granicy. Nasi kierowcy, aby oszukać unijnych policjantów, na kilka godzin zatrzymują się w Monte Carlo, żeby tachometry zarejestrowały im postój. Nie są jednak wówczas w stanie porządnie odpocząć, bo przebywają w ogromnym hangarze, w którym temperatura dochodzi do 40 stopni Celsjusza.
 - Jak wygląda praca kierowcy przewożącego kilkadziesiąt osób?
 - Zaczyna się od "antenek", czyli dowozu ludzi z różnych stron Polski na miejsce zbiórki. Wysyła się po nich autobus z dwoma kierowcami. Sam wielokrotnie tak jeździłem, a za kierownicą autobusów spędziłem już ponad 20 lat. Podam przykład: z Krakowa pojechałem po ludzi z Gdańska, a potem po następnych przez Toruń i Wrocław, by wreszcie dojechać do Katowic, gdzie został uzupełniony skład wycieczki na Półwysep Iberyjski. Po około 50 godzinach niemal nieprzerwanej jazdy, pokonując Czechy, Austrię i Francję, dotarliśmy na miejsce, a przypomnę, że wcześniej musiałem przejechać Polskę z południa na północ i z powrotem na południe, też prawie bez odpoczynku. Pasażerowie są zmęczeni po takiej jeździe, a co dopiero kierowcy. Na miejscu mamy około 3 godzin na to, by umyć autobus, zjeść coś, wykąpać się i znów pojechać po następną grupę. Bywa, i to wcale nierzadko, że po przyjeździe do kraju, czyli mając za sobą 5 dni jazdy, musimy natychmiast robić kolejne "antenki". Potem krótki odpoczynek i jazda na nowo. Dochodzi do tego, że rodziny przyjeżdżają do kierowców, by chwilę pobyć z nimi. Przypomnę, że kierowca może jechać w sumie nie dłużej niż 8 godzin w ciągu dnia.
 - Kierownictwo jednego z biur podróży, gdy już wcześniej zwracaliśmy uwagę na problem zmęczenia kierowców jeżdżących z wycieczkami, powiedziało nam, że podróżują oni w klimatyzowanych autobusach i mają dobre warunki do odpoczynku w specjalnie przygotowanych do tego miejscach.
 - Owszem, w autobusach jest klimatyzacja, ale dla kierowcy jest skuteczna tylko wtedy, gdy ma on słońce z tyłu - w przeciwnym wypadku niewiele mu pomaga. A czy w pełni można wypocząć w kajucie, która jest niewielkich rozmiarów, i leżąc w niej słyszy się pracę silnika? Owszem, śpimy w tych kajutach, bo zmęczony człowiek zasnąłby nawet na kamieniu, ale jaka może być jakość takiego wypoczynku?
 - Jak zatem kierowcy zaliczają badania psychotechniczne?
 - Po takiej jeździe, o której mówię, żaden kierowca nie miałby najmniejszych szans zaliczyć testów, które m.in. sprawdzają sprawność fizyczną i refleks. Sam mam badania psychotechniczne ważne do kwietnia 2004 r. Na badania chodzi się wypoczętym.
 - Dlaczego kierowcy wycieczek godzą się na tak fatalne warunki pracy?
 - Odpowiedź jest prosta: zarabiamy nieźle, w sumie około 4 tysięcy złotych netto, a na każde miejsce jest wielu chętnych. Ludzie, żeby zachować pracę, godzą się na wszystko. A biura turystyczne, żeby sprostać konkurencji i zarobić, eksploatują autobusy do granic możliwości. My, kierowcy, mówimy, że silniki naszych wozów nie stygną - i rzeczywiście tak jest.
 - Co należałoby zrobić, aby nie dochodziło do tak wielu, jak obecnie, tragedii na drogach?
 - Przede wszystkim policja musi zacząć na masową skalę sprawdzanie tachografów, a zrzeszenia turystyczne nie mogą lekceważyć tego problemu. Inaczej nadal będziemy czytali w gazetach o całych seriach tragedii drogowych, spowodowanych przez przemęczonych kierowców.
Rozmawiał: WŁODZIMIERZ KNAP
 
 Komentują dla "Dziennika:
 JERZY GARŚCIA, wiceprezes biura podróży "Jordan":Z tego co wiem, nie ustalono dotąd, by ostatnie wypadki polskich autokarów wynikały z nieprzestrzegania przepisów przez organizatorów imprez. Kierowca może spowodować wypadek nawet w pierwszej godzinie jazdy, bo w czasie przeznaczonym na odpoczynek np. imprezował i rozpoczynał jazdę już zmęczony. Dlatego w naszej firmie szczególnie starannie dobieramy kierowców. Na dłuższą trasę wysłamy ich dwóch, trzech lub nawet czterech; czasami ekipy wymieniają się na trasie w hotelach. Jeśli kierowcy nie śpią w hotelach, wówczas odpoczywają w kabinach do spania, znajdujących się w autobusach, zaś w tym czasie ich zmiennicy prowadzą pojazd. Generalnie nie wyobrażam sobie, aby firma pozwoliła sobie na prowadzenie autobusu przez jednego kierowcę np. przez 20 godzin; za granicą kontrole policji są bardzo częste, zaś kary za przekroczenie dopuszczalnego w danym kraju czasu jazdy bardzo wysokie. Poza tym policjant jadącemu zbyt długo kierowcy zabiera dokumenty i nakazuje zjechać na parking, aby się wyspał. Mogą się zdarzyć jednak przypadki losowe - np. na trasie 8-godzinnej - czyli takiej, na której wystarczy jeden prowadzący pojazd - zgubi się pasażer i nim się odnajdzie, mijają 3 godziny, a tachograf bije; co w takiej sytuacji? Natomiast przestawienie tachografu jest bardzo ryzykowne i nie bardzo wierzę, aby ktoś się na to porywał.
 JACEK PANEK, prezes firmy "Delta Travel": - Po pierwsze, jeździmy nowymi autobusami firm Bova Future i Mercedes Benz, ze sterowanymi komputerowo hamulcami. Przeglądów gwarancyjnych dokonujemy co 30 tysięcy kilometrów, choć przepisy nakazują robić to co 60 tysięcy. Na wycieczki do Hiszpanii wysyłamy trzech kierowców, a niezależnie od tego we Francji gwarantujemy tzw. nocleg tranzytowy. Nie jest możliwe, by firma - nawet z krótkim doświadczeniem - pozwalała sobie na przekraczanie czasu jazdy obowiązującego w danym kraju: policja kontroluje tachografy bardzo często, zaś mandat wynosi - bagatela! - 8-10 tysięcy złotych. Poza tym urządzenia te sprawdzane są na każdej granicy; kontroluje się tam również, czy liczba kierowców zgodna jest z zezwoleniem, które każda firma organizująca wycieczkę w danym kierunku musi otrzymać w Ministerstwie Transportu.
 Młodszy inspektor JÓZEF GAWLIK, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie:- W Małopolsce uprawnienia do kontroli tachografów posiada 85 funkcjonariuszy. Problem powiększenia tej liczby polega nie tyle na specjalistycznym przeszkoleniu - ma je bardzo wielu funkcjonariuszy - co na konieczności wyprodukowania specjalnych pieczątek, co - niestety - trwa. Autobusy i tiry kontrolujemy bardzo często, głównie jednak pod kątem ich sprawności technicznej, trzeźwości i sprawności kierowców, nie zaś pod względem czasu pracy kierowców, gdyż polskie przepisy, niestety, nie normują tej kwestii.
(DSF)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski