Ale ja nie podróżuję samotnie ani na własną rękę - uprzedza mnie przez telefon Krystyna Łętocha, podróżniczka. Ale chwilę później opowiada: nie ma opozycji między turystą a podróżnikiem. „Turysta” to nie jest określenie pejoratywne. Nieważne jak zwiedzamy, ale co z tego wszystkiego zostaje dla nas.
Do domu Krystyny Łętochy dochodzi się krętą drogą, mijając strumyk i mały cmentarz. Drzwi otwiera mi dziarska kobieta w średnim wieku z szerokim i szczerym uśmiechem na ustach. Na co dzień dyrektorka myślenickiej filii Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej, w czasie wolnym - zapalony obieżyświat. Rozmawiamy w pokoju wśród Fiedlerów, Halików, Dzikowskich i Cejrowskich. Na ścianie koło wejścia wisi sporych rozmiarów mapa świata z powbijanymi pinezkami, a obok, na półkach, chyba bez konkretnego klucza, porozstawiane są pamiątki.
Tramping
- Nie rzucam się na głęboką wodę. Owszem, niektórzy mówią : „sprzedaj lodówkę i jedź”. Ale ja nie uważam, że to jest rozwiązanie dla mnie. Ja wybieram coś pośrodku między wędrówką na własną rękę, a podróżami ze zwykłym biurem podróży. Ja wybieram tramping - tłumaczy podróżniczka.
Chociaż jej pierwsze podróże były właśnie takie: biuro podróży, wycieczki fakultatywne, hotel. Pierwszą egzotyczną podróż Krystyna Łętocha odbyła do Egiptu kilkanaście lat temu - i tam zaraziła się bakcylem podróżniczym. Wróciła w następnym roku, bardziej świadoma i nastawiona na podziwianie, a nie na leniwy wypoczynek.
Następną wyprawą była Kenia i Tanzania. Pierwsza wyprawa prawdziwie trampingowa. Tramping to coś pomiędzy samodzielną wyprawą, a wykupioną wycieczką. Ma się specjalnego przewodnika, który kieruje wyprawą, ale sypia się w różnych, czasem bardzo spartańskich warunkach i jada tam, gdzie lokalni mieszkańcy („w takich miejscach jest najlepsze jedzenie”). W ogóle - w takiej formie zwiedzania świata ma się więcej swobody, można modyfikować program wyprawy w zależności od bieżących, a jednocześnie jest się bliżej lokalnej kultury, korzysta się z ich środków transportu, spotyka się z nimi bezpośrednio i często. W takich grupach zazwyczaj nie ma malkontentów i maruderów, a sami zapaleńcy i zaprawieni wędrowcy.
Wymarłe cywilizacje
- Mnie zawsze fascynowały dawne, wymarłe cywilizacje. No choćby Inkowie ze swoim Macchu Picchu czy kultura Nazca i ich rysunki. Dlatego tak bardzo chciałam pojechać w tamte strony. I udało mi się, kolejną wyprawę odbyłam do Ameryki Południowej. Było wspaniale - wspomina, chociaż akurat tam spotkało ją kilka nieprzyjemnych incydentów.
- Owszem, na takich wyprawach bywa też ciężko, nieprzyjemnie, a nawet niebezpiecznie - przyznaje Krystyna Łętocha. - Na przykład nie dałam rady wejść na Kilimandżaro, na wysokości 5 tysięcy metrów dopadła mnie choroba wysokościowa. Zawróciłam i nie żałuję. Przy podróży do Ameryki Południowej było mi łatwiej znieść wysokość, bo raz już ją odchorowałem.
W trampingu znacznie łatwiej o niespodziewane zdarzenia, miłe albo przykre. - Ale i tak Ameryka Południowa bardzo nas doświadczyła. Okradziono nas w Wenezueli, wokół Limy trafiliśmy na zablokowane drogi, a w La Paz - strajkujący całkowicie zablokowali ruch.
Ale Krystyna Łętocha nie zraża się ani trochę. Im trudniej, tym lepiej, powtarza, a najważniejsze, że wszystko jak do tej pory kończyło się dobrze. Zresztą, wyraźnie zaznacza, że nie zależy jej na doświadczaniu warunków ekstremalnych. Dla niej osiągnięciem jest pierwszy rafting, lot awionetką z Zanzibaru czy nawet to nieudane podejście na najwyższy szczyt Afryki. Ważniejsze są te urywki wspomnień - targ w Etiopii, podróż do wodospadu Salto Angel czy wschód słońca nad Oceanem Indyjskim.
Główny punkt dnia - woda
Pytam o zdjęcia - czym są dla niej, jak fotografuje i ile. A ona zaczyna opowiadać, że owszem, tak, ale czasem ma wielką ochotę wyrwać się spod dyktatu kamery i przestać patrzeć na świat przez filtr jaki jest urządzenie. Wtedy taka chwila, jedyna chwila, pozostaje tylko dla niej. A jednocześnie pozwala dostrzec i zastanowić się nad różnymi kwestiami.
- Wiele nauczyła mnie wizyta w Etiopii. Pozwoliła inaczej spojrzeć na to, co dla nas w Europie jest priorytetem, jak postępujemy i jak sobie wyobrażamy świat. Tam zetknęłam się biedą. Niewiarygodną i wszechobecną. Tam, co kilka dni, kobiety idą wiele kilometrów po wodę. A potem z nią wracają. I to jest najważniejszy punkt ich dnia. Dla nas - niepojęte.
Po powrocie z odległych wojaży Krystyna Łętocha organizuje odczyty i spotkania, głównie z uczniami, na których opowiada o swoich wrażeniach i przeżyciach. - Sama staram się bywać na spotkaniach z podróżnikami, na promocjach ich książek, chłonę, chłonę - a potem prowadzę podobne dla dzieci, w szkołach i przedszkolach. Dla nich takie spotkanie, pokaz slajdów, autentyczne pamiątki - to prawdziwa atrakcja, kontakt z kimś „prawdziwym”, z kimś, kto tam był - podkreśla.
Warto oszczędzać
Zwykle raz w roku wybiera się w egzotyczną podróż. Na pytanie jak udaje się jej je sfinansować, Krystyna Łętocha odpowiada stanowczo i krótko: - Trzeba oszczędzać. Ja nie na wszystko umiem oszczędzać, ale na podróże - tak.
W sierpniu jedzie do Stanów Zjednoczonych. Zamierza pokonać trasę ze wschodniego wybrzeża do zachodniego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?