Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener Nawałka był pierwszym, który mocno we mnie uwierzył

Rozmawiał Tomasz Bochenek
Grzegorz Goncerz (z lewej) strzelił 10 z 18 goli zdobytych w tej rundzie przez GKS Katowice
Grzegorz Goncerz (z lewej) strzelił 10 z 18 goli zdobytych w tej rundzie przez GKS Katowice Fot. Arkadiusz Gola
Rozmowa z GRZEGORZEM GONCERZEM, 26-letnim krakowianinem, który w tym sezonie jest najlepszym strzelcem w I lidze piłkarskiej

– Dziesięć goli w 12 meczach, prowadzenie na liście snajperów I ligi – to chyba dobry moment, by przypomnieć Grzegorza Goncerza kibicom w Krakowie...

– Raczej przedstawić, niż przypomnieć (uśmiech). Nie wiem, czy ktoś mnie w Krakowie pamięta. Na Śląsk wyjechałem dawno, w młodym wieku.

– Mieszka Pan w Krakowie, czy przeniósł się na Śląsk?

– Przeprowadziłem się, ale w miarę możliwości przyjeżdżam, odwiedzam rodziców, którzy mieszkają w Nowej Hucie.

– Rozmawiamy w momencie, gdy piłkarska Polska żyje meczami reprezentacji. Pan z ludźmi, którzy pokonali Niemców – Kamilem Glikiem i Kamilem Grosickim – był powoływany do jednej reprezentacji, U-19.

– Zgadza się. Już trener Andrzej Zamilski mówił, że rocznik 1988 jest niezwykle silny. Pan wspomniał Kamila Glika i Kamila Grosickiego, ale byli też Błażej Augustyn, Patryk Małecki, Maciek Korzym, bramkarze Michał Gliwa i Maciek Gostomski. Jak widać, wielu chłopaków gra w ekstraklasie, a Glik i Grosicki robią niezłe kariery za granicą.

– Pan do kadry powoływany był już jako 15- czy 16-latek, na zgrupowania jeździliście z Hutnika razem z Marcinem Siedlarzem.

– To prawda, w tej kadrze byłem od samego początku. U-15 to była już reprezentacja Polski, wcześniej grałem w kadrze Małopolski.

– A jako 17-latek zadebiutował Pan w ekstraklasie. Wydawało się, że kariera stoi otworem.

– Być może, ale ja nigdy tak do tego nie podchodziłem. Nawet wtedy, mając te 17 lat, byłem świadomy, że bardzo mocno ktoś mnie ciągnął za uszy, a tą osobą był Marek Koźmiński, ówczesny właściciel Górnika Zabrze. Ni stąd, ni zowąd wyciągnął z Hutnika młodego, utalentowanego, jak niektórzy uważali, chłopaka i dał mu szansę gry w ekstraklasie. Od mojego debiutu minęło prawie dziesięć lat, bardzo trudno mi do tej ekstraklasy wrócić, dlatego teraz tym bardziej doceniam to, co Marek Koźmiński dla mnie zrobił.

– Później dopadały Pana kontuzje – m.in. w Kmicie Zabierzów, gdy w 2006 roku, już w pierwszym meczu sezonu, wypadł Pan z gry na ponad pół roku. Urazy przyhamowały Pana karierę?

– Na pewno. Wydaje mi się, że każdy dłuższy rozbrat z piłką u każdego zawodnika pozostawia ślad zarówno w przygotowaniu fizycznym, jak i w psychice... Co do Kmity: decyzja o przenosinach do Zabierzowa z Górnika Zabrze podyktowana była paroma powodami. W Górniku, według swojego mniemania, grałem niewiele, klub borykał się z problemami finansowymi. W Zabierzowie była natomiast realna szansa walki o pierwszą jedenastkę.

Prowadził nas wtedy trener Kowalik, została sklecona fajna drużyna i wydawało się, że wszystko idzie po mojej myśli. Wywalczyłem skład na pierwszy mecz ligowy. Ale przyszła jego druga minuta – i cała runda z głowy. Potem mozolne odbudowywanie zdrowia, formy, a i tak wiosna nie była taka, jak bym sobie życzył. Ogólnie rok stracony... Acha, przenosiny do Kmity spowodowane były też tym, że chciałem być bliżej Krakowa, gdyż wówczas zdawałem maturę. A za punkt honoru postawiłem sobie, że będę ją miał.

– Wyłania się obraz dojrzałego nastolatka. Ktoś Panem kierował jako młodym chłopakiem, uświadamiał, że pierwszy kontrakt to nie szczyt spełnienia?

– Nie. Szczerze mówiąc, od małego obracałem się w dużo starszym towarzystwie. I mówiono mi często, że jestem znacznie starszą osobą, niż wskazuje na to mój wiek. Do życia podchodziłem racjonalnie. Spokojnie, z dużą pokorą, miałem świadomość, że ciężka praca to jest coś, co może przynieść sukces. I do dzisiaj uważam, że ciężko trzeba pracować, by nazwisko było jak najlepiej kojarzone... Sądzę, że obecnie nazwisko Goncerz w Katowicach jest odbierane raczej pozytywnie. Mimo tych problemów ze zdrowiem, które miałem.

– Omijają już Pana? Wiem, że w ostatnim meczu rozbił Pan głowę, ale pytam o poważne urazy – stawów, mięśni?

– W ferworze walki zdarzają się różne rzeczy. Ale takich problemów, które uniemożliwiałby mi występ w meczu na szczęście nie ma. Myślę, że to zasługa trenera Kazimierza Moskala. Praktycznie od momentu jego przyjścia do klubu dla mnie zaświeciło słońce, kontuzje mnie omijają. Warsztat trenera bardzo mi odpowiada. Preferuje fajną, krakowską piłkę, na treningach mamy dużo gierek, czyli to, co piłkarz lubi najbardziej.

– Kiedy stał się Pan napastnikiem? Ja pamiętam Pana jako bocznego pomocnika.

– W trampkarzach czy w początkowej fazie juniorów byłem zawsze napastnikiem. Potem trenerzy mnie „cofali”. Dopiero Kazimierz Moskal zobaczył coś, czego nie widzieli jego poprzednicy: że piłka mnie szuka w polu karnym, że potrafię strzelać bramki. Od tego sezonu przekwalifikował mnie na typową „dziewiątkę”. Ja się z tego bardzo cieszę, ale mam świadomość, że jeszcze dużo pracy przede mną, aby takim klasowym, rasowym napastnikiem się stać.

– Jest Pan jednym z tych, którzy mogą powiedzieć: „Moim trenerem był Adam Nawałka”. Przeczesując internet, można znaleźć wręcz stwierdzenia, że był Pan w Katowicach pupilem obecnego selekcjonera, osobą, którą doceniał. Rzeczywiście?

– Nie wiem, czy byłem jego pupilem, to pytanie do trenera Nawałki. Niewątpliwie jednak, nawet biorąc pod uwagę moje wcześniejsze występy w ekstraklasie, on był moim pierwszym trenerem w seniorskiej piłce, który uwierzył we mnie tak mocno. Bo do Katowic przychodziłem praktycznie z Młodej Ekstraklasy, z Ruchu Chorzów.
Trener Nawałka bardzo mocno mi zaufał, dał szansę. Wydaje mi się, że odpłaciłem się niezłą grą. Zrobiliśmy dobry wynik jako drużyna. Gdy trener odszedł do Górnika Zabrze, wszystko się w Katowicach posypało. Niewątpliwie, ja pracę z selekcjonerem wspominam fantastycznie.

– Oglądając reprezentację prowadzoną przez niego, z Glikiem i Grosickim na boisku, przeżywa Pan mecze bardziej niż przeciętny kibic?

– Pewnie tak. Wiadomo, że kadrze dobrze życzę, z niektórymi chłopakami utrzymuję kontakt za pomocą portali społecznościowych, trzymam za nich kciuki. Natomiast nie podchodzę do sprawy w ten sposób, że oni grają tam, a ja tylko w pierwszej lidze. Bo mam świadomość, że wielu rówieśników, którzy byli lepsi ode mnie, już zawiesiło buty na kołek i robią rzeczy zupełnie niezwiązane z piłką. Mam do tego dystans.

Wiem, że żaden z tych chłopaków, którzy pokonali Niemców na Narodowym, nie dostał nic za darmo. To, co mają, osiągnęli dzięki mozolnej, codziennej pracy. Plus elementowi szczęścia, który niewątpliwie w tym zawodzie jest potrzebny.

– Pana najbliższy cel to powrót do ekstraklasy?

– Najbliższy cel to zdobycie w najbliższym meczu jedenastej bramki w tym sezonie – i żeby dała nam ona trzy punkty. Nie wybiegam za daleko do przodu, przekonałem się, że życie piłkarza jest tak przewrotne, iż nie ma sensu wybiegać. Oczywiście, każdy dąży do tego, by grać na jak najwyższym poziomie. Ja również. Najlepiej dla mnie i dla wszystkich byłoby, gdyby „Gieksa” awansowała do ekstraklasy. Będziemy robić wszystko, co w naszej mocy, ale, jak mówię, do tego droga wiedzie przez codzienną pracę i cotygodniowe mecze.

– To Pana najlepszy sezon?

– Jeśli chodzi o liczby – zdecydowanie tak. Moje dotychczas najlepsze osiągnięcie, z poprzedniego sezonu, to sześć bramek. Miałem kiedyś u trenera Nawałki rundę, gdy strzeliłem pięć. Takiego sezonu jak obecny jeszcze nie było, a jestem przekonany, że na „dziesiątce” licznik nie stanie.

– Parę dni temu na Twitterze opublikował Pan zdjęcie z menedżerem Konradem Gołosiem, opatrzone komentarzem, że Pana umowa z agencją BMG Sport została przedłużona. W tej branży to najbardziej prestiżowa polska firma, opiekująca się m.in. Łukaszem Piszczkiem. Nie ma pod swoimi skrzydłami masy zawodników, a związek z BMG chyba o czymś świadczy...

– Na pewno tak. Mamy wszyscy świadomość, jacy są tam zawodnicy, ilu jest reprezentantów Polski i że Bartek Bolek (właściciel firmy – przyp.) jest grubą rybą w tym biznesie. Ja mogę tylko się cieszyć, że była obopólna chęć dalszej współpracy: jesteśmy razem już od pięciu lat, umowa została przedłużona na dwa sezony. Wiadomo, że wszystko teraz ode mnie zależy, wiadomo, że menedżerowie krzywdy mi nie zrobią, ale transfery – jeśli o nich mówimy – piłkarz musi wywalczyć sobie na boisku. Jeżeli jakiś klub będzie mniej chciał, to dzięki mojej grze, a nie przez kontakty, które niewątpliwie ma ta agencja.

– Jakie ma Pan relacje z dawnymi kolegami z Hutnika? Istnieją? Z kim są najbliższe?

– Od czasu do czasu, kiedy spotykam chłopaków gdzieś w Polsce, albo na kawie w Katowicach lub w Krakowie, nikt Hutnika się nie wypiera, a można wręcz powiedzieć, że wciąż wielu zawodników z nim się utożsamia. Czy to Piotr Tomasik, czy ja, czy młodsza nowohucka grupa w szatni w Katowicach. A jest jeszcze Marcin Siedlarz, Mateusz Niechciał czy starsi od nas Marcin Cabaj, Marcin Makuch. To ludzie, z którymi w mniejszym bądź większym stopniu utrzymuję kontakty. I oni wszyscy dobrze Hutnika wspominają.


17 lat i trzy miesiące

Hutnik był drugim klubem w karierze Grzegorza Goncerza. Przygodę z piłką zaczynał bowiem w nowohuckim Krakusie, gdzie jego pierwszym trenerem był... tata, Tadeusz Goncerz.

Debiutując w ekstraklasie, w barwach Górnika Zabrze w sierpniu 2005 roku, krakowianin miał 17 lat i 3 miesiące. W tamtym meczu śląski zespół pokonał 3:0 Cracovię. W całym sezonie 2005/06 Goncerz zaliczył 19 ligowych występów, w podstawowym składzie wyszedł 4 razy. Później, gdy po okresie gry w Kmicie Zabierzów, trafił do Ruchu Chorzów, zagrał w ekstraklasie jeszcze w dwóch meczach.

Od sezonu 2010/11 Grzegorz Goncerz jest piłkarzem GKS-u Katowice. Obecnie w tym zespole są też inni byli zawodnicy Hutnika: Adrian Jurkowski i Michał Nawrot.

(BOCH)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski