Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trochę jak zdrajca

Redakcja
Fot. Marta Pietrewicz
Fot. Marta Pietrewicz
Mariusz Siudek jeszcze przed czterema laty w igrzyskach w Turynie wraz z żoną Dorotą startował w barwach Polski w rywalizacji par sportowych w łyżwiarstwie figurowym. W piątek w trakcie ceremonii otwarcia olimpiady w Vancouver pójdzie za brytyjską flagą. W rozmowie przyznał, że czuje się trochę jak zdrajca.

Fot. Marta Pietrewicz

MARIUSZ SIUDEK. Były zawodnik, obecnie trener łyżwiarstwa figurowego, w igrzyskach w Vancouver będzie w brytyjskiej ekipie

- Co Pan tu robi i czemu jest Pan ubrany w brytyjskie barwy?

- Trzy lata temu jak skończyliśmy karierę,zgłosili się do nas Brytyjczycy. Najpierw sami zawodnicy - David King i Stacey Kemp, potem również federacja, czy nie przyjęlibyśmy ich pod nasze skrzydła. Od tego czasu mieszkają w Polsce, kupili mieszkanie i pracujemy razem. Udało nam się zakwalifikować na igrzyska i stąd moja tutaj obecność.

- Czy wiąże Pan z ich występem jakieś nadzieje?

- Dla nich dużym sukcesem jest to, że się tutaj zakwalifikowali. Myślę, że osiągają już swoje maksimum. Jest oczywiście parę rzeczy, nad którymi trzeba popracować, ale to bardzo solidna para, świetnie się z nimi pracuje. Mamy dużą przyjemność z tej współpracy i cieszymy się, że im się udało, bo było to ich wielkim marzeniem.

- Czy to jedyna zagraniczna para, której pomagacie?

- Nie. Tak się złożyło, że współpracujemy także z estońskimi zawodnikami, którzy też wystartują w Vancouver.

- Czemu nie pracujecie z Polakami?

- Polska para od tego sezonu rozpoczęła pracę z trenerem, z którym my żeśmy wcześniej współpracowali - Kanadyjczykiem Richardem Gauthierem i myślę, że jest to bardzo dobry wybór.

- Jak potoczyły się wasze losy po zakończeniu kariery?

- Wróciliśmy do Polski i pracujemy w Toruniu. Mamy tam pod opieką jedną parę juniorską oraz trochę młodzieży - około dwudziestu zawodników od pięciu do siedemnastu lat.

- Łatwo zachęcić polską młodzież do uprawiania łyżwiarstwa figurowego

- Na pewno jest to sport bardzo popularny, ale tylko w telewizji. W Polsce jest dużo lodowisk bardzo zimnych. Staramy się jak możemy, ale nie jest łatwo.

- Czym próbujecie zatem zachęcić?

- Na pewno same nasze sukcesy, które osiągaliśmy jako zawodnicy oraz fakt, że przyjechaliśmy do Torunia, były jakimś magnesem, który przyciągnął wiele dzieciaków. Staramy się jednak być przede wszystkim szczerzy. Jak zaczynamy współpracę, to na początku rodzicom mówimy, że nie jest to łatwy kawałek chleba, bo zajęcia zaczynają się o szóstej rano, a trenować trzeba codziennie. Zostają ci, co bardzo chcą. Jeśli chodzi o łyżwiarstwo figurowe, przewagę mają mniejsze miasta, na przykład Oświęcim, w którym nie ma za wiele atrakcji. Tam, myśląc o dużych wynikach, można uprawiać łyżwiarstwo, pływanie i hokej. Natomiast w większych ośrodkach jak Toruń, Wrocław, Warszawa są inne dyscypliny, które też zachęcają, jest więc duża konkurencja.

- Czemu wróciliście do Polski?

- Zawsze naszym marzeniem była praca w kraju. Myślę, że przez 34 lata kariery zawodniczej uzyskaliśmy jakieś doświadczenia. Pracowaliśmy z rosyjskimi trenerami, byliśmy przez wiele lat w Kanadzie i chyba ten okres najbardziej teraz owocuje. Praca z Richardem Gauthierem opierała się nie tylko na szkoleniu nas jako zawodników, ale uczył nas także, jak potem pracować. My cały czas bowiem powtarzaliśmy, że chcemy to robić po zakończeniu kariery. Do dziś utrzymujemy bardzo ścisły kontakt i konsultujemy sprawy treningów.
- Jakie to uczucie wrócić na igrzyska, ale w roli trenera?

- Jestem przede wszystkim bardzo szczęśliwy, że już na pierwszych igrzyskach po tym jak skończyliśmy karierę zawodniczą, jestem jako trener. Jest w tym jednak trochę szczęścia, bo zaczynając pracę z małymi dziećmi, nie miałbym takiej szansy, bo musi to trwać kilkanaście lat, by wychować zawodnika. To, że Anglicy przyszli do nas, nie było też tak do końca przypadkiem. Od kilkunastu lat współpracujemy z międzynarodową federacją, prowadzimy seminaria dla młodych par i oni w nich uczestniczyli. Rok później znowu przyjechali i powiedzieli, że jak skończymy karierę to oni by chcieli z nami trenować. Myśleliśmy, że to jest taka forma podziękowania, ale faktycznie pierwszego dnia po powrocie z naszych ostatnich mistrzostw świata zadzwonił telefon. Dwa tygodnie później byli już w Polsce.

- Jakie to uczucie być na igrzyskach i nie reprezentować Polski?

- Rozmawiałem o tym z Richardem Gauthierem, który jest tutaj z kolei w polskiej ekipie. Czujemy się tak trochę jak zdrajcy, ale łyżwiarstwo figurowe jest bardzo międzynarodowym sportem i sporo zawodników trenuje nie w swoim kraju, a gdzieś indziej. Jest to normalne. Czuję się tutaj trenerem łyżwiarstwa, ale pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, to znalazłem polski budynek w wiosce i odwiedziłem polską misję.

- Żona też z Panem przyjechała?

- Mamy siedmiomiesięcznego syna i to byłoby jeszcze trochę za wcześnie. Została w Polsce.

- Będzie Pan uczestniczył w ceremonii otwarcia?

- Tak. Będzie to moja druga ceremonia. Pary sportowe startowały bowiem zawsze dzień po uroczystości i nigdy nie mogłem sobie na to pozwolić. Wyjątkiem było Salt Lake City, gdzie byłem chorążym.

- Które chwile z igrzysk najbardziej utkwiły Panu w pamięci?

- Właśnie moment, gdy byłem chorążym. Niezapomniane, mimo że wszyscy mnie ostrzegali, iż chorąży nie zdobywa medalu. Nie był to dla mnie argument, a wielkie wyróżnienie. Poza tym niesamowite są te pierwsze chwile na pierwszych igrzyskach, moment wejścia do wioski. Robi to duże wrażenie. Zresztą obserwuję to teraz u swoich par, z którymi przyjechałem. Byliśmy tutaj o 21, a na drugi dzień w południe Anglicy mi powiedzieli, że wiedzą, iż chcą jechać do Soczi, a wcześniej nie byli tego pewni. Kilka godzin potrzebowali na to, by podjąć ważną decyzję.

Rozmawiała w Vancouver MARTA PIETREWICZ (PAP)

Para na medal

Mariusz Siudek w parze z żoną Dorotą (wówczas Zagórską) są najbardziej utytułowaną polską parą sportową łyżwiarzy figurowych. Zdobyli brązowy medal mistrzostw świata w 1999 r., w mistrzostwach Europy sięgnęli po dwa srebrne (1999 i 2000) oraz dwa brązowe krążki (2003 i 2007). Trzykrotnie wystąpili w zimowych igrzyskach olimpijskich. W Nagano (1998) zajęli 10., w Salt Lake City (2002) 7., a w Turynie (2006) - 9. miejsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski