Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trochę miodu, trochę dziegciu

Redakcja
Fot. Grzegorz Kozakiewicz
Fot. Grzegorz Kozakiewicz
Finalizacja wakacyjnych wrażeń raczej skłania do wznoszenia toastów rzewnych jak stare przeboje Janusza Laskowskiego i słodkich jak bohaterki jego piosenek.

Fot. Grzegorz Kozakiewicz

Przemysław Osuchowski: OBERŻYŚWIAT

I całe lato nastawiałem się na takie zamykanie sezonu wywczasów. Jednak zbliżające się obchody na Westerplatte srożą mnie do tego stopnia, iż zapominam o opalonych ciałach damskich i rozrywkach typowo męskich. I gdy pierwszy września za pasem, prężę muskuły patriotyzmu i zaciskam zęby intelektu. Jak każdy Polak trunkowy, mam nadmierną skłonności do wybaczania i proszenia o wybaczenie, jednak perspektywa goszczenia w twierdzy majora Sucharskiego przywódców Niemiec i Rosji jako głównych gości świata tego, odrobinę mnie mierzi. Wolałem już kombatantów obu stron wrześniowej bitwy. Bo i cóż szeregowcy winni? A wszystko wskazuje na to, że ani Merkel, ani Putin przepraszać nie przyjeżdżają. Burze propagandy i różnych rewizjonizmów już trwają. Wprawdzie dotyczą przede wszystkim wewnętrznej polityki Rosji i Niemiec, ale co nas przy wrześniowej rocznicy obchodzą dylematy narodowej dumy sąsiadów z Zachodu i Wschodu? Gadać możemy o tym przez pozostałe 364 dni w roku.
Dlatego przygotowałem na przyszły tydzień butelkę tyle gorzką co słodką, tyle łagodną co agresywną, bo ambiwalentne mną targają myśli. Alkohole rosyjskiej firmy Medoff nie uchodzą za arystokrację, to raczej zaściankowa szlachta wśród tamtejszych destylarni. Wódki robią przyzwoite, zbożowe, na ogół mające tyle delikatności, co muzyczne zespoły reprezentacyjne armii naszych obydwu sąsiadów. Po spożyciu wódek Medoffa dobrze się maszeruje i nieźle tańczy kazaczoka. Natomiast na bardziej subtelne wrażenia trudno liczyć. Z faktu więc posiadania takowej butelczyny w mych przemyślanych i patriotycznych zapasach muszę się wytłumaczyć. Otóż nie jest to taka prosta gorzałka ani sznaps. Widocznego obok Medoffa mianowicie zmiękczono, złagodzono, wygładzono tak, aby nie drażnił subtelności podniebień naszych i nie wywoływał dyplomatycznych ani historycznych skandali. Uczyniono to za pomocą miodu. Producent twierdzi, że był to miód dziki. Że niby z leśnych barci. Prawdy w tym pewnie tyle, co w twierdzeniu, że II światową wojnę wywołali Polacy. Ale jeżeli przyjąć, że losu Czechosłowacji nie chcieliśmy podzielić, to uwierzmy przynajmniej, że gorzałkę tę nasycono odrobiną miodu z iglastej spadzi. Nasycono minimalną, wręcz śladową ilością. Tyle w czerwonym (etykieta - bo trunek bezbarwny) Medoffie miodu, ile artylerii u Sucharskiego. Mała lekka armatka polowa - murek skruszy, piechotę postraszy, na czołgu ledwie rysę zostawi. Wystarczyła Westerplatczykom na kilkanaście strzałów. Mój Medoff miodowy jest na tyle, by dało się przełknąć chyba nie najlepiej przygotowaną uroczystość. Obym się mylił. I oby łyżka miodu nam tę wrześniową beczkę dziegciu ciut osłodziła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski