Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trofea i remonty

Redakcja
Zgromadzenie sprawozdawczo-wyborcze TS Wisła dokonało wyboru władz klubu na kolejną 4-letnią kadencję. Jedyny kandydat na prezesa Ludwik Miętta-Mikołajewicz został ponownie wybrany.

Wisła mimo ciężkich ekonomicznie dla sportu czasów utrzymuje szeroką działalność. Najtrudniej jest u koszykarzy.

Twórca potęgi wiślackiej żeńskiej koszykówki, wieloletni trener, jest prezesem Wisły od 1990 r. Tym samym zalicza się do sterników klubu o najdłuższym stażu. Stanisław Żmudziński prezesował "Białej Gwieździe" w latach 1957-66, a Tadeusz Orzelski w 1934-48, ale też na jego czasy przypadła przerwa wojenna.
- Czy przed laty, przychodząc do Wisły jako zawodnik, potem trener, spodziewał się Pan objęcia funkcji nr 1 w klubie? - pytam prezesa Ludwika Mięttę.
- Na pewno nie. W minionych latach przynoszono do klubu prezesa z zewnątrz. W realiach Wisły funkcję tę zajmował zwykle komendant wojewódzki milicji.
- Rok 1989 nie tylko zapoczątkował przemiany gospodarcze, ale przyniósł demokrację. Czasy te wyniosły Pana do prezesury. Podobno każdy najbardziej waha się przy pierwszym kandydowaniu. Czy wtedy też tak było?
- Nie, bo najbardziej wahałem się, czy kandydować, teraz. Nie dlatego, że po tylu latach działania w klubie jestem wypalony. Jeszcze energii pozostało, niemniej uważałem, że dla klubu może dobrze byłoby, gdyby objął stanowisko prezesa ktoś młodszy, ktoś związany z biznesem, mogący ewentualnie wnieść nowe pomysły. Ponieważ nikogo poza mną nie wysunięto, uszanowałem wolę wyborców. Na pewno przez dwa lata, do najbliższego zebrania sprawozdawczego, poprowadzę prace zarządu. Ale potem chyba będzie czas na zmianę.
- W 1990 r. sytuacja wielosekcyjnego klubu, jakim była Wisła, nie mającego prawa własności obiektów i terenów, pozbawionego już opiekuńczej roli państwa, rysowała się kiepsko. Wtedy Pan się nie wahał przed odpowiedzialnością?
- Wiedziałem, jaka praca nas czeka, jakie są kłopoty, ale wahania były krótsze. Na tamtym etapie, w dobie wielkich przemian, potrzebny był, jak mi się wydawało, ktoś ze środowiska klubowego, znający dobrze problemy naszego Towarzystwa.
- Kolejne zebranie wyborcze, 4 lata temu, było znów sporym przełomem. Postawiono wtedy na samodzielność sekcji. Już nie mogły oglądać się tylko na opiekę samego klubu, ale powinny szukać pieniędzy na zewnątrz. Wiśle trudno byłoby utrzymać 10 sekcji. Jak po 4 latach wygląda samodzielność Waszych sekcji?
- Różnie, najlepiej dali sobie radę judocy. Potrafią zgromadzić 80 procent środków. Koszykarki i siatkarki zapewniły sobie 50 proc., to sporo, ale by mogły się zrealizować sportowe marzenia tych sekcji, sponsorów powinno być więcej. Najgorzej jest u koszykarzy.
- "Wawelskie Smoki" były przed laty wręcz wizytówką Wisły...
- Wtedy koszykarze otoczeni byli gronem oddanych, ofiarnych działaczy. Dziś z żalem obserwuję odmienne zjawisko. Pozostało spore grono dawnych graczy, sympatyków, działaczy, które, wydawało się, powinno kultywować legendę "Smoków". Tymczasem nic się nie dzieje, nic nie wynikło ze starań sekcji, nie ma sponsora. W sytuacji, kiedy powstaje liga zawodowa koszykarzy i należy tworzyć sportowe spółki akcyjne, a wymogi FIBA mówią o konieczności nowoczesnej hali na 3 tysięcy widzów - marzenia o silnej koszykówce męskiej w Krakowie należy odłożyć ad calendas graecas.
- Pozostaje nam kibicować koszykarkom Wisły. Po brązie i srebrze przyjdzie czas na złoto?
- Fota znów pozyskała silnego sponsora; Wisła, by się wzmocnić, też musi podobną pomoc znaleźć. Bez wsparcia sponsorów nie ma mowy o transferach. Poczekajmy, co przyniesie maj i czerwiec.
- Czy wiślaczki wystartują w Pucharze Ronchetti?
- Byłoby bardzo korzystne, by sprawdzały się w międzynarodowej konfrontacji. Trzeba na ten cel też gromadzić pieniądze. Czynimy starania.
- Spore kłopoty miały siatkarki...
- W ub. roku nawet padły głosy, by z braku pieniędzy zawiesić sekcję. Starania działaczy z trenerem Ryszardem Litwinem dały jednak efekt. Pojawienie się Solideksu uratowało drużynę, która obecnie jest w czołówce kraju.
- Jak przedstawia się sytuacja sekcji sportów indywidualnych?
- Najlepiej jest w gimnastyce, Monika Łężniak kandyduje do wyjazdu na igrzyska do Sydney, mamy dobrych trenerów, dobre warunki do zajęć. Wśród pływaków nadzieją olimpijską jest Filip Wroński, u strzelców Jerzy Pietrzak. W sekcji bokserskiej szkolimy młodzież, na więcej nas nie stać. Sekcje te korzystają głównie z pomocy klubu.
- Czas w końcu powiedzieć o najstarszej sekcji TS Wisła, obecnie dumie klubu, piłce nożnej!
- Dwa tytuły mistrzowskie zdobyli juniorzy w ostatnich latach, z kolei seniorzy zmierzają po mistrzostwo Polski, na co Kraków czeka 21 lat.
- Poprzednia kadencja zarządu kończyła się duża troską o losy piłkarzy...
- Byli wtedy w II lidze. Dokonał się olbrzymi skok dzięki wejściu Tele-Foniki, jej właściciele objęli pakiet większościowy w Sportowej Spółce Akcyjnej PN. Powstała drużyna na miarę oczekiwań kibiców, których z reguły nie interesują wewnętrzne sprawy sekcji, ale wyniki. A te są znakomite.
- Nie doczekamy się tylko europejskich pucharów!
- Nie z winy klubu, ale wybryku jednego idioty. Myślę, że UEFA potraktowała nas za surowo, stosując zasadę zbiorowej odpowiedzialności. Zapewne rzutowały też nie najlepsze stosunki UEFA z PZPN.
- Na Ligę Mistrzów pozostaje więc czekać jeszcze rok. Natomiast pięknieje stadion. Kiedy zakończenie prac?
- Terminy należą do prezesów Tele-Foniki. Po wybudowaniu nowych trybun z dwóch stron, w planie jest zabudowa kolejnymi trybunami miejsc za bramkami, w lecie remont płyty, także zainstalowanie sztucznego oświetlenia. W ślad za modernizacją stadionu powinny pójść dalsze remonty naszych obiektów. Wprawdzie dokonujemy doraźnych prac, niemniej hala budowana w latach 50 czy basen sprzed 30 lat czekają na remont kapitalny.
- Czy jest Pan optymistą w obliczu kolejnej kadencji?
- Tak, bo mimo problemów kilku sekcji, panuje w klubie zapał i zaangażowanie. Moim celem było i jest niedopuszczenie do dewastacji naszych obiektów sportowych. Nie trzeba chyba wymieniać przykładów niszczenia stadionów, bo w naszym mieście nie brakuje tego. Nam się udaje, obiekty nadal w pełni służą zawodowym sportowcom i młodzieży. Właśnie szerokie szkolenie młodych należy według mnie do priorytetów i z tego, jako prezes nie rezygnuję. Pragnę, by Wisła należała do czołówki krajowej. Wiem, że w każdej dyscyplinie nie będzie to natychmiast możliwe. Zarząd będzie wnioskował, by poza piłką, naszymi czołowymi sekcjami zostały koszykówka kobiet i judo, ale reszta sekcji też powinna osiągać zadowalające wyniki.
- Kiedy Pan obejmował funkcję prezesa, mówiono o zmierzchu tego modelu klubu, jakim przykładem jest Wisła - bo wielosekcyjnego, anachronicznego w nowych, trudnych czasach...
- Jednak nie poszliśmy jak inni na likwidację różnych sekcji. Coś z tego anachronizmu zostało, ale to dobrze. Utrzymanie działalności wielu dyscyplin sportowych to sukces całego klubu.
Rozmawiał: Jan Otałęga

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski