18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trumienne nadzieje

Redakcja
Tania, lekka, o wysokiej temperaturze spalania, ok. 1000 stopni Celsjusza. Mało popiołu.

WIESŁAW ZIOBRO

WIESŁAW ZIOBRO

Tania, lekka, o wysokiej temperaturze spalania, ok. 1000 stopni Celsjusza. Mało popiołu.

   - Matko Boska, ile trumien! - krzyknęła kobieta i zakrywając oczy dłońmi, czym prędzej uciekła z placu. Przyszła być może kupić jakiś kosz, ale przelękła się niezwykłego widoku. Zaiste, trumny piętrzą się po sam dach magazynu, stoją oparte o ściany, a niektóre ładowane są właśnie na dwie ciężarówki.
   -U was, w Galicji, jest inna mentalność - mówią Tomasz i Władysław Soberowie, syn i ojciec, właściciele firmy Korbtex w Nowym Tomyślu, z Wielkopolski, odbiorcy wyrobów plecionkarskich. Nieraz obserwują, jak tutaj, w Łętowni, powiat leżajski, niektórzy ludzie ze strachem w oczach spoglądają na stosy trumien. Soberowie co miesiąc przemierzają 600 kilometrów w te i nazad, by w Łętowni sprawdzić, jak miejscowi radzą sobie z produkcją.
   Zrobić trumnę to nie jest prosta sprawa. Zwłaszcza taką trumnę. Wiklinową. Kiedyś w ogóle było to nie do pomyślenia. Łętownia zawsze słynęła z wikliniarstwa. W 1840 r. wieś nabył baron Wilhelm Hompesch, austriacki magnat, którego syn w pobliskim Rudniku rozwinął wielki przemysł wikliniarski, organizując także pierwszą na ziemiach polskich Krajową Szkołę Koszykarską. Dzisiaj Rudnik nad Sanem, Nowa Sarzyna i okolice tworzą jedno z największych zagłębi wikliniarskich w Europie. Od XIX wieku wyplatano tu różnego rodzaju kosze, kufry, skrzynki, kwietniki, fotele, krzesła, stoły, ozdoby, ale trumien nigdy nie robiono.
   W północnej części gminy Nowa Sarzyna na polach rośnie więcej wikliny niż pszenicy, żyta czy ziemniaków. Późną jesienią lub wczesną zimą odbywają się żniwa, czyli zbiór surowca, który później musi być jeszcze poddany uszlachetnianiu. Musi być on wyjątkowo podatny na wyginanie i skręcanie. W kilku wioskach w co drugim domu wyplata się coś z wikliny. Duża część wyrobów wędruje za granicę.
   Niecodzienne zamówienie przyszło z Nowego Tomyśla, który też ma wikliniarskie tradycje. Pierwsze trumny, zrobione w Wielkopolsce, zaczęły zdobywać na zachodzie Europy popularność. Pytały o nie Anglia, Francja, Hiszpania, Belgia, Szwecja, głównie te kraje, w których kremacja zwłok jest już czymś naturalnym. A wiklinowa trumna nadaje się do tych celów nadzwyczajnie. Tania, lekka, o wysokiej temperaturze spalania, ok. 1000 stopni Celsjusza. Mało popiołu. W czasie palenia zwłok w krematorium proces ten przy użyciu tradycyjnej, drewnianej trumny trwa prawie 4 godziny, w przypadku trumny wiklinowej godzinę krócej. Krematoria zyskują na tym finansowo.
   Firma Korbtex, czując, że interes będzie się kręcił, postanowiła dać zajęcie ludziom z okolic Nowej Sarzyny i Leżajska. W końcu sława o miejscowych wikliniarzach zatacza szerokie kręgi. - Zapytałem we wsi jednego gościa, który na wyplataniu zna się świetnie: - Będziesz robił trumny? - opowiada Stanisław Walicki, właściciel firmy Peno, która skupuje wyroby wikliniarskie z terenu powiatu leżajskiego. - A on na to: - Trumny? Nigdy w świecie!

Rozmyślając o nieboszczyku

   Szukało się chętnych wśród najlepszych, bo chociaż, jak powiadają, żadne pieniądze nie śmierdzą, to jednak...
   - Trumna kojarzy się ludziom ze śmiercią, a mało kto chce o śmierci myśleć, nawet młodzi, którym do niej daleko - objaśnia Maria Gap, pracownica firmy Peno.
   Niektórzy wyobrażali sobie tak: będę trumnę wyplatał godzinami i godzinami będę rozmyślać o nieboszczyku, który w tej trumnie kiedyś spocznie. Co to za robota?
   - U nas nie ma z tym problemów. U nas jest inna mentalność, mniej przesądów - powtarzają Soberowie. - Zdarza się tylko, że jak przyjdzie zrobić malutką trumienkę dla niemowlęcia, na 70 centymetrów, to kogoś męczy sumienie. Złe myśli wtedy człowieka nachodzą.
   Jednak w końcu i w Łętowni niektórzy się przemogli. Do tych dużych trumien. Po zrobieniu pierwszych sztuk delikatnie przenoszono je z warsztatu do magazynu. Jak świętą rzecz.
   Stanisław Walicki długo będzie pamiętał, jak na próbę zrobiono pierwszą, prostokątną (jest też wzór owalnych), zgodnie z życzeniami angielskiego odbiorcy. Myślano na początku, że dno z resztą elementów uda się zbić gwoździami.
   - Zrobiliśmy trumnę i przyszedł czas na próbę generalną - mówi Walicki. - Ktoś musiał położyć się do środka. Wieko trzeba było zamknąć. Nie będę ukrywał. Przed próbą kupiliśmy sobie flaszkę. Wypiliśmy. Na śmiałość. Jeden z nas wlazł do trumny. Podnieśliśmy ją. I nagle gość wyleciał razem z dnem... Stało się jasne, że nic tu po gwoździach. Nie będą trzymać.
   Żeby nieboszczyk, nie daj Boże, nie wypadł z trumny razem z dnem, firma z Nowego Tomyśla opatentowała rzecz w tej robocie natrudniejszą. - Dno musi być szyte, na okrętkę, wikliną najlepszej jakości - dodaje Maria Gap. - Wymaga to pewnego kunsztu.
   Pani Maria twierdzi, że ktoś, kto świetnie wyplata kosze, niekoniecznie musi sprawdzić się w robieniu trumien. - Potrzeba jeszcze większej cierpliwości. I dokładności. Robi się kilka dni. Głównie na stojąco. Nerwus z tym sobie nie poradzi.
   Dla porównania - koszyk średniej wielkości z półokrągłą rączką wyplata się w dwie, trzy godziny. Pod warunkiem, że ma się dosyć dużą wprawę.

Pukali się w czoło

   W okolicach Sarzyny i Leżajska do wyrobu wiklinowych trumien przystąpiło do tej pory pięciu wyrobników. Jeśli będzie większe zapotrzebowanie, na pewno chętnych znajdzie się więcej. O ile dadzą radę.
   Soberowie fatygują się pod Leżajsk regularnie, ponieważ na miejscu chcą przypilnować jakości. Zagraniczny odbiorca jest bardzo wymagający; wystarczy, że coś nie jest tak jak powinno, i trumna wraca do Polski. Teraz problem w tabliczkach; do tej pory przykręcano je tzw. łuparką, ale słabo się trzymały, trzeba zatem używać skręcanego kija.
   Jedziemy z panią Marią do Baranów z Łętowni. Na podwórzu o płot oparte są snopy świeżo ściętej w polu wikliny. W podziemiach murowanego domu kwitnie robota. Jan Baran stoi nad trumną, syn Stanisław - siedząc - wyplata kosz.
   - Do dwudziestu dwóch godzin mi przy tym schodzi - mówi Jan, jeden z najlepszych fachowców w okolicy. - Środek się obszyje płótnem, jak w normalnej trumnie, żeby nieboszczyka nie było widać. Ktoś, kto się trumny boi, nie będzie tego robił, normalne. Ja pierwszy raz u sąsiada zobaczyłem, jak się taką rzecz wyplata. Pomyślałem: mogę i ja to robić. Dla mnie nic strasznego.
   - Nasza trumna jest bardzo ekologiczna - zachwala wyrób Stanisław. - Dużo drzew w lesie się ocali.
   - Na początku we wsi pukali się w czoło - przyznaje Walicki. - Na nasze Święto Wilkiny zabrałem jedną trumnę. Była wielką ciekawostką. Nie do wszystkich dotarło, że jest to trumna. Nie brakowało jednak takich, którzy ustawiali się przy niej i robili sobie zdjęcia. Świat idzie z postępem, zmienia się. Kiedy byłem w Ameryce i widziałem w sklepach dla zwierząt specjalne odżywki dla psów, zabawki dla nich, ubranka dla kotów i urny na małe zwierzęta, myślałem: Boże, świat tutaj przewrócił się do góry nogami! A teraz? Sami już wyplatamy urny. Kiedyś jakaś pani z Lublina taką urnę wzięła za kuferek na bibeloty. Chciała koniecznie ją kupić, póki nie dowiedziała się, o co chodzi.
   Stanisław Walicki wchodzi do trumny, gdy oparta o ścianę stoi pionowo. Ktoś kiedyś go sfotografował w tej pozie. - Staszek, do trumny za życia wchodzisz? - zapytali go później w Łętowni. - Wchodzę, bo kogo za życia wkładają do trumny, ten długo potem będzie żył...

Tłok na cmentarzach

   Zdaniem Marii Gap uprzedzenia w stosunku do tej roboty zanikną. - Ludzie będą szukać roboty, bo robota w tych okolicach już od lat przestała ich szukać. Zakłady chemiczne w Sarzynie wprawdzie prosperują, ale wcześniej musiały zmniejszyć zatrudnienie. Młodzież, gdyby miała inną pracę, na pewno nie siedziałaby tak po domach i wyplatała kosze. To jest 8 - 10 godzin samotnej, żmudnej pracy na każdy dzień, od której po latach wykręca palce w stawach.
   - Produkcja wikliniarska miała swoje wzloty i upadki, teraz robi się 10 razy więcej niż kilkanaście lat temu, ale też 15 razy więcej jest przyuczonych do tego zawodu. Konkurencja istnieje - dodaje Walicki. - Dziś akurat jest dołek w koszach zakupowych. Może po zimie się to zmieni.
   Maria Gap przypuszcza, że przed wiklinowymi trumnami otworzy się coraz więcej rynku. Francja prosi już o atesty. - Wcześniej czy później będzie podobnie u nas, przecież na polskich cmentarzach robi się tłok. Ale, moim zdaniem, takie trumny nie muszą służyć tylko do kremacji zwłok. Są niedrogie, kosztują średnio 350 zł, trzy razy mniej od niezbyt wyszukanej drewnianej. A nasz ksiądz proboszcz już powiedział, że można w takich trumnach zwyczajnie chować ludzi, zwłaszcza wikliniarzy. Skoro całe życie robili w wiklinie, niechby w wiklinie byli pochowani...
   Tomasz i Władysław Soberowie z firmy Korbtex są przekonani, że trumny wiklinowe mogą dać w przyszłości niezły zarobek.
   - W Poznaniu już kremują w naszych trumnach. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, ale w Polsce 10 proc. zwłok podlega kremacji. To nie tak mało, jeśli weźmie się pod uwagę nasze uwarunkowania, przyzwyczajenia. Na Zachodzie kremacja musi się jeszcze bardziej upowszechnić. Wtedy przyjdzie to do nas. Do nas wszystko z Zachodu przychodzi. Klient musi się oswoić z tematem. To potrwa jeszcze dwa, trzy lata.
   - Poza tym umierało się, umiera i będzie się umierać - wzdychają obydwaj panowie. - Jakaś trumna zawsze będzie potrzebna.

Piraci trumienni

   W Polsce ciałopalenie odbywa się już w kilku funkcjonujących krematoriach - m.in. na Śląsku, we Wrocławiu, w Częstochowie czy Poznaniu, gdzie skremowano ciało zmarłego w styczniu Czesława Niemena. Krajowe krematoria wzięły w ub. roku ponad 300 wiklinowych trumien.
   Benedykt Mieleszko ma zakład wyrobu trumien w Leżajsku. Trumien tradycyjnych, dębowych. - W dużych aglomeracjach wiklina może być w przyszłości dla takich jak ja konkurencją. W małych miasteczkach i na wsi chyba jeszcze nieprędko. Decyduje o tym odwieczna tradycja. Wierzy się, że ciało bliskiej osoby, która zmarła, jeszcze długo poleży w drewnianej trumnie, czuje się ze zmarłym większą więź. To ciągle decyduje o wyborze.
   - Komuś, kto jako pierwszy zdecyduje się, by po śmierci pochować go w trumnie z wikliny, otrzyma ją ode mnie gratis - próbuje przełamywać stereotypy Walicki.
   Soberowie denerwują się, że inni, węsząc interes do zrobienia, posuwają się do szkodliwych, ich zdaniem, praktyk. Po pierwszych doniesieniach w mediach na temat wiklinowych trumien na Podkarpaciu niektórzy od razu próbowali szczęścia. Właściciele firmy z Nowego Tomyśla nieopatrznie zdradzili, w których krajach jest popyt i, jak twierdzą ojciec z synem, cały Reszów szukał tam zbytu. Różni tacy podpatrywali ich wyroby, usiłowali naśladować. - Ale uprawiają oni, można rzec, trumienne piractwo, nasze wzory są zastrzeżone, opatentowane, nie można tak, na dziko. Psują markę, w dodatku zbijają ceny, tak że wyroby tańsze są o 150 zł. Zaczynamy dla Unii Europejskiej robić prezenty. Niestety.
   Według Soberów mimo wszystko okolice Leżajska na wiklinowych trumnach, na tym wianie, które wniosą do Unii, mają szansę się wzbogacić. Na tych terenach robocizna jest tańsza niż na przykład w rejonie Nowego Tomyśla. Nie mówiąc o zachodniej Europie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski