Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trump mocno uderza w Assada i w Putina [WIDEO]

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
Na rozkaz prezydenta Trumpa USA ostrzelały bazę sił Asada
Na rozkaz prezydenta Trumpa USA ostrzelały bazę sił Asada RUPTLY/x-news
Syria. 59 pocisków Tomahawk spadło w nocy z czwartku na piątek na bazę armii syryjskiej niedaleko Hims. To reakcja amerykańskich władz na użycie broni chemicznej przez reżim Baszara al-Assada, ostrzeżenie dla wspierającej go Rosji, ale przede wszystkim spektakularne zerwanie z polityką Baracka Obamy.

Zerwanie tym bardziej nieoczekiwane, że jeszcze w miniony weekend szef dyplomacji USA Rex Tillerson zapewniał, iż „o losie prezydenta Assada zdecydują sami Syryjczycy”, a Nikki Haley, amerykańska ambasador przy ONZ wprost twierdziła, że „priorytetem nie jest teraz odsunięcie Assada od władzy”.

Wtorkowy atak chemiczny na miasto Chan Szajchun, w którym zginęło ponad 80 osób, w tym wiele dzieci, zmienił jednak wszystko. - Żadne dziecko nie powinno przeżywać podobnego horroru - uzasadniał prezydent Donald Trump, dając do zrozumienia, że decyzja o nalocie na syryjską bazę, z której przeprowadzono atak chemiczny, leży „w żywotnym interesie bezpieczeństwa USA”.

Co ważne, Amerykanie podjęli decyzję jednostronnie, bez rezolucji ONZ, choć tuż przed atakiem poinformowali najbliższych sojuszników.

Tak zdecydowana reakcja Donalda Trumpa jest zaskakująca również z innych powodów. Gdy w 2013 roku Barack Obama uchylał się od podobnej decyzji po pierwszym ataku bronią chemiczną w Syrii - mimo deklaracji, że przekroczenie tej „czerwonej linii” musi być ukarane - dzisiejszy prezydent publicznie go popierał, choć ofiar było wówczas zdecydowanie więcej. Trump wielokrotnie też podkreślał, że nie zamierza być „żandarmem stojącym na straży bezpieczeństwa całego świata”.

Jednorazowy nalot na bazę wojskową w Syrii, szybki i bardzo dokładny, nie musi jednak oznaczać, że takie akcje będą się powtarzać. Przede wszystkim dlatego, że ciągle bez odpowiedzi pozostaje pytanie, jaką strategię na Bliskim Wschodzie przyjmie ostatecznie nowa amerykańska administracja, skoro w ciągu zaledwie tygodnia zmieniła zdanie o 180 stopni. Na razie Rex Tillerson zasugerował, że nie jest to początek większej i bardziej zorganizowanej akcji.

W tym kontekście atak amerykańskich Tomahawków należy bardziej traktować jako ostrzeżenie - i dla Rosji, która poczuła się silna na Bliskim Wschodzie, a nie potrafiła powstrzymać reżimu przed użyciem broni chemicznej, i dla samego Assada. Syryjski prezydent, wspierany przez Rosję i Iran, mógł w ostatnich miesiącach nabrać przekonania, że wszystko mu wolno.

Trump wysłał sygnał, że jednak nie, a wtorkowa wizyta Tillersona w Moskwie też pewnie nie będzie kurtuazyjna.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski