– Przegraliście ostatni mecz z Kazachstanem 2:3, ale zebraliście bardzo pochlebne opinie. Jak Pan ocenia ten mecz?
– Najważniejsze, że nie przestraszyliśmy się bardzo mocnego rywala. Jeszcze niedawno gładko przegrywaliśmy z takimi zespołami, teraz graliśmy z Kazachami jak równy z równym. Cały zespół wykonał świetną pracę w defensywie. Remis był w zasięgu ręki, trochę żal straconej pod koniec meczu trzeciej bramki. Zdarzają się jednak czasem również optymistyczne porażki i do takich zaliczam przegraną z Kazachstanem.
– Zaczęliście turniej od porażki z Włochami 1:2. To was jednak nie załamało.
– Z Włochami rozegraliśmy dobre spotkanie. Oczywiście lepiej było na inaugurację turnieju odnieść zwycięstwo, ale powiedzieliśmy sobie, że nic nie jest jeszcze stracone, że wszystko jest nadal w naszych rękach. Wierzyliśmy w ciężką pracę wykonaną na treningach. Byliśmy trochę pod presją, ale daliśmy radę z Japonią i Ukrainą. Te mecze pokazały, że jesteśmy dobrze przygotowani do turnieju.
– Teraz przed wami mecz o wszystko z Węgrami. Dacie radę?
– Czeka nas szalenie ciężki mecz. Zgadzam się z trenerem Igorem Zacharkinem, że to będzie wielka bitwa. Kto wykaże więcej zimnej krwi, ten wygra.
– Węgrzy są tacy mocni?
– Na tym turnieju zaskakują dobrą grą, są silni fizycznie, grają bardzo agresywnie, potrafią z powodzeniem stosować forczeking.
– Świetnie prezentują się u nich dwaj naturalizowani Kanadyjczycy: 40-letni Frank Banham i 31-letni Andrew Sarauer. Obaj zdobyli już kilka goli…
– To bardzo dobrzy hokeiści, ale trzeba uważać nie tylko na nich. Węgrzy podobnie jak my mają bardzo wyrównany zespół, każda formacja jest groźna.
– Ale ostatnio z nimi regularnie wygrywaliście…
– Tak, były zwycięstwa w meczach towarzyskich, na turniejach EIHC, ale wówczas oba zespoły grały w zupełnie innych składach. Teraz w Krakowie będzie nowe rozdanie. Tamte nasze wygrane nie mają już żadnego znaczenia.
– Węgrzy są w tej korzystnej sytuacji, że urządza ich nawet porażka po dogrywce czy karnych. Mogą grać w tym meczu na remis?
– W hokeju jest to niemożliwe. Kto wychodzi na lód, myśli tylko o tym, by wygrać po 60 minutach. Tak też będzie zapewne w sobotę.
– Niezależnie od wyniku sobotniego meczu w grze naszej reprezentacji widać spory postęp. Pan też go dostrzega?
– Tak, od trzech lat, kiedy zaczął z nami pracować trener Igor Zacharkin, coś drgnęło w naszej grze. Na lodzie stanowimy jedną rodzinę. Nie mamy wielkich indywidualności, ale siłą jest kolektyw, gra zespołowa.
– Grał Pan nieprzerwanie w mistrzostwach świata od 1998 roku. Przed krakowskim turniejem zapowiedział Pan jednak, że w Tauron Arenie zakończy występy w reprezentacji Polski. Nie zmieni Pan zdania?
– Nie. Gra w reprezentacji Polski była dla mnie zawsze wielkim zaszczytem, ale czas biegnie nieubłaganie, trzeba wiedzieć, kiedy odejść z reprezentacji. Obiecałem to zresztą mojej żonie Katarzynie. Przez 20 lat często w domu byłem tylko gościem.
– Na trybunach będą Pana najbliżsi?
– Oczywiście, przyjdą mnie dopingować. Będą żona, 13-letnia Laura, 2-letnia Lena, rodzice oraz brat. Zrobię wszystko, żeby z zespołem cieszyć się z awansu do elity.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?