Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba żyć tu i teraz. Po swojemu

Rozmawia Majka Lisińska-Kozioł
fot. Andrzej Banaś
Umiejętność czerpania radości nie jest kwestią wieku, ale dojrzałości i pogodzenia się ze sobą. Tyle że kultura europejska jest w dużej mierze nastawiona na przyszłość. Na bliżej nieokreślone „kiedyś”. Nie umiemy być dziś. To błąd - mówi filozof, profesor Joanna Hańderek z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

- W dzieciństwie i wczesnej młodości mamy wrażenie, że najlepsze wciąż jest przed nami. Potem pracujemy, wychowujemy dzieci, gromadzimy i zdobywamy coraz to nowe dobra i nim się obejrzymy, jesteśmy starzy. Kiedy zatem jest dobra pora na radość, na smakowanie życia?

- Zawsze, jeśli tego właśnie chcemy.

- Niedawno w wieku 90 lat zmarł reżyser Andrzej Wajda - do ostatniej chwili pracował, był w dobrej kondycji, miał plany. Podobnie jak Władysław Bartoszewski, który odszedł jako 93-letni aktywny i energiczny mężczyzna. Gdy na nich patrzyłam, miałam wrażenie, że kochali życie.

- Z wzajemnością, bo ono rozwijało przed nimi palety barw. Jednak moim zdaniem umiejętność czerpania radości z życia to nie jest kwestia wieku, ale dojrzałości i pogodzenia się ze sobą. Tyle że kultura europejska jest w dużej mierze nastawiona na przyszłość. Na bliżej nieokreślone „kiedyś”.

- To znaczy?

- Nie umiemy być tu i teraz. Nieustannie coś planujemy, do czegoś zmierzamy w nadziei, że wreszcie będzie idealnie, a potem jesteśmy zawiedzeni, bo nie wyszło i nie było aż tak pięknie, jak miało być. A tymczasem trzeba nabrać dystansu do planów i żyć po prostu tym, co zdarza się teraz. I warto tę teraźniejszość smakować; życie wszak składa się z chwil.

- Wiele nieuleczalnie chorych osób przyznaje, że gdy ich czas jest krótszy, niż sądziły, że będzie, rzucają się na każdą minutę. W każdej na siłę szukają radości.

- Myślę, że choroba w tym względzie jest przereklamowana. Znam osoby, które mimo że ich czas jest krótki, zamiast żyć tu i teraz, rozpamiętują to, co było. I to, czego nie będzie. Tymczasem choroba może być punktem wyjścia do innego postrzegania własnego życia. Ale niekoniecznie.

- To lepiej patrzeć czy nie patrzeć w przyszłość?

- Trzeba jej nawet wyglądać, ale nie roszczeniowo. Nie czekać na dobra wszelakie, które ma przynieść. Bo życie może być przyjemną przygodą. Może być pełne miłych zdarzeń i niespodzianek, ale nie zawsze.

- Wygląda jednak na to, że Wajda był zadowolony, spełniony…

- Zgoda, ale nie zawsze było mu łatwo i przyjemnie. Musiał radzić sobie choćby z rzeczywistością czasu komunizmu i socjalizmu.

- Może, ale wciąż się zachwycał światem, rozwijał się.

- Moim zdaniem człowiek zawdzięcza takie podejście do życia wypracowanemu stanowi świadomości. I nie jest to wypracowanie zastrzeżone tylko dla wielkiego Wajdy.

- Czyli każdy może nauczyć się szanowania i wykorzystywania czasu, który został mu dany?

- Każdy. Ale nie bez znaczenia są tak zwane czynniki środowiskowe. Bo jeśli żyje się w ksenofobicznej rodzinie, w środowisku toksycznym, znacznie trudniej jest być otwartym. Jest to też kwestia uczenia się siebie i tego, by cieszyć się z małych, banalnych rzeczy. Z tego, że kawa jest aromatyczna, że nie pada, że pachną kwiaty, jak te leżące na moim stoliku, że przestał boleć kręgosłup, że możemy pracować. Trzeba takie chwile celebrować.

- Szymborska zauważyła kiedyś, że człowiek jest z natury swojej istotą smutną.

- I marudną... chciałoby się dodać. Albo jest mu za gorąco, za mokro, za zimno, za wysoko, za nisko. Zawsze ma czegoś za dużo lub za mało.

- Nie umiemy się cieszyć?

- Ludzie, także w Polsce, na ogół potrzebują nadzwyczajnego powodu do tego, by czuć radość. Natomiast w stan smutku lub melancholii popadamy na zawołanie. Otaczają nas malkontenci i męczennicy z zawiedzionymi marzeniami za pazuchą. Bojownicy zmieniający na siłę rzeczywistość, buntownicy zmęczeni wszystkim, którzy powtarzają jak mantrę: jest źle. Niepoprawni optymiści uchodzą w takim gronie za naiwniaków cieszących się z byle czego. A ja uważam, że tym bardziej trzeba uczyć się cieszyć codziennością. Z tej samej drogi do domu, ze spotkań z przyjaciółmi. Narzekanie na rutynę osłabia radość życia. Tymczasem rutyna, która nam się przydarza, oznacza, że mamy szczęście; pracujemy, założyliśmy rodzinę, otacza nas spory krąg znajomych i wypróbowani przyjaciele. To na ogół składa się na poczucie bezpieczeństwa.

- Rutyna nabiera urody, ale dopiero wtedy gdy coś ją zakłóci.

- Problem jest natury poznawczej; czujemy, jak było dobrze, gdy nas coś mocno zaboli, zwłaszcza że to, co wiąże się z cierpieniem, jest bardzo intensywnie przeżywane. A trzeba się uczyć cieszyć codziennością. Dlaczego czekać, aż się zepsuje? Nie jesteśmy wszak ze spiżu. Różne złe rzeczy mogą się wydarzyć w każdej chwili; od choroby po kryzys na giełdzie i wojnę. To, że nie wszystko się uda, jest wpisane w nasze życie. A z drugiej strony, jeśli się nic złego nie dzieje, dlaczego się nie uśmiechać?

- Młodzi ludzie mają odwagę poznawania, ciekawość świata. Są też seniorzy, którzy chętnie chłoną nowości, z wypiekami na twarzy poznają lotniska, nowe aparaty fotograficzne, telefony. Sięgają po komputery. Inni mówią: a po co mi to?

- Ciekawość świata nie jest zależna od wieku. Uczę i studentów , i tzw. słuchaczy Uniwersytetu III Wieku. Jeśli ktoś jest zamknięty, trudno się do niego przebić.

- Skąd się bierze narzekactwo? Często słyszy się: a po co technika, a po co zmywarka, smartfon; kiedyś ich nie było i jakoś się żyło.

- Jest to chyba warunkowane przez głęboko ukryty paradygmat kulturowy, który mówi, że kiedyś było naprawdę dobrze, a teraz musi być tylko gorzej. W ten sposób wpadamy w stereotypy, jak ten, że starych drzew się nie przesadza. Tyle że ludzie, którzy dają się uwieść tym stereotypom, z czasem będą się gubić w rzeczywistości, bo nie zadadzą sobie trudu, żeby ją okiełznać.

- A tymczasem jeśli czegoś nie wiemy, wystarczy podejść i zapytać, dowiedzieć się, poprosić o pomoc.

- Właśnie. Nie muszę być informatykiem, ale wystarczy, że się przyznam przed sobą, że nie wiem, o co w tym Internecie chodzi, a jeśli zapytam, jest szansa, że zrozumiem. Ale żeby działać w sposób otwarty, trzeba się odciąć od kulturowych uwarunkowań, a te są bardzo mocno zakorzenione. Wiele osób nie chce zmieniać swojego myślenia. Boją się przyznać, że nie wiedzą wszystkiego, albo boją się, że gdy dotkną czegoś nowego, to ich przerośnie.

- A świat i nasze życie się zmieniają.

- Choćby podróżowanie, które jest starą formą poznawania świata, ale sposób przemieszczania się z miejsca na miejsce staje się coraz bardziej współczesny. Zwyczaje w czasie podróży też są inne. Kiedyś ludzie czytali wyłącznie papierowe książki lub gazety. Trzymali w dłoniach i kieszeniach tekturowe bilety. Teraz częściej niż w zadrukowane kartki wpatrują się w swoje smartfony, iPady albo laptopy. Za ich pośrednictwem mogą czytać, mogą z kimś rozmawiać, uczyć się, zamawiać bilety, które są wirtualne, nie tekturowe. Mają wybór, więc wybierają nowoczesność, bo to jest ich czas. Ich pora i sposób na życie.

- Ciekawość świata przejawia się też w tym, że decydujemy się na diametralne zmiany w swoim życiu. Andrzej Łapicki ożenił się z kobietą 60 lat młodszą.

- Problem tkwi nawet nie w tym, że ktoś odważył się żyć pod prąd norm i zwyczajów, ale w tym, że zawsze znajdzie się ktoś, kto to ocenia. Łapicki był oceniany, jego młoda żona była oceniana, ale też Madonna była oceniana, bo miała młodszych mężczyzn. W przypadku Łapickiego słyszało się na ogół: o, jaki facet, taka młoda go chciała. Gdy umarł, opinia publiczna rzuciła się na jego młodą żonę. Sprawdzano, jak się ubrała, czy jest dość smutna. O Madonnie pisano: starzeje się kobieta, to chce się dowartościować, wzięła sobie dzieciucha i pewnie mu płaci. Stereotypowe myślenie bardziej dotyka kobiety, dlatego są życiowo odważniejsze.

- Czego zatem trzeba, by żyć tu i teraz po swojemu?

- Przełamania stereotypów i schodzenia z utartych ścieżek. Wtedy szybciej nauczymy się korzystać z życia. Odwaga w przyjmowaniu ocen, czasami też niesprawiedliwych, jest podstawą bycia szczęśliwym. Bo wciąż jest u nas potrzeba, by oceniać, klasyfikować, wpychać w normy i ograniczenia. Pewnie sporo osób już nie próbuje żyć tak, jak by chciało, bo spotkało je coś złego w życiu, gdy próbowały czegoś, co nie mieściło się w stereotypie.

- Nie mieści się w nim choćby życie pełną piersią na starość. Jedni starzeją się pięknie, inni godnie. Dla jednych ma znaczenie, że mają 70-80 lat, zatem uważają, że wszystko, co dobre, już za nimi. Inni, choć w tym samym wieku - przeciwnie, że przed sobą. Czy zatem w sensie mentalnym starzejemy się szybciej, niż to wynika z upływu czasu?

- Żyjemy w kulturze młodości, więc właściwie nie wypada się zestarzeć. Jeśli człowiek stara się walczyć z czasem, też jest negatywnie postrzegany. Zacieranie się wieku, jakie teraz obserwujemy, jest ciekawe. Optymistyczne.

- Dlaczego?

- Donna Karan (projektantka mody) powiedziała, że nie interesuje jej to, co sobie myślą o jej plecach ludzie, ona czuje się dobrze w sukienkach z dekoltami i takie będzie nosić. Jej wiek jest właściwie nie do rozszyfrowania. To implikuje pewien pozytywny aspekt.

- Jaki?

- Wcześniej była gradacja i uporządkowanie przedziałów wiekowych. Zmieniała się moda, sposób zachowania. Rosła lista rzeczy, które wypada, i tych, których nie wypada robić. Teraz ona właściwe zniknęła.

- To dobrze?

-Dobrze, bo nikt nie patrzy na 70-letniego rockandrollowca z siwymi długimi, rozwianymi włosami jak na wariata, nawet jeśli włożył potargane dżinsy. Z kobietami jest trochę inaczej. Kobiece ciało jest w takim paradygmacie, że musi być piękne i młode. Zawsze. Albo schowane. A jak już pozwalamy się kobiecie zestarzeć, to niech się starzeje z godnością. Niech się stanie aseksualnym zwierzęciem, najlepiej, żeby od razu została babcią. Jeśli jednak zdecyduje się pokazać, choćby na plaży, swoje zmarszczki, może usłyszeć: „dzidzia piernik”, a chce szpanować.

- Deprecjonujemy starość, koncentrując się na ciele?

- W pewnym sensie. Współczesna kultura jest nie tyle kulturą młodości kultywującą to, co spontaniczne, mobilne, kreatywne, ile kulturą ciała: zdrowego, młodego, zgrabnego, seksownego, zadbanego. Ciało staje się punktem wyjścia i podstawą konstruowania relacji. Brzydotę - nigdy zresztą niecieszącą się powodzeniem - współcześnie uważa się za coś nagannego i chorobliwego. Poprzez ciało człowiek klasyfikowany jest nie tyle do grupy wiekowej, ile społecznej, w cielesności umieszcza się ludzkie kompetencje. Wiek XX odzyskał dla człowieka ciało, ale nie stało się to równoczesne z pogodzeniem z własną cielesnością; przeciwnie, nałożyło na nią nowe obowiązki coraz mocniej przywiązując nas do tego, co zewnętrzne.

- Pisze Pani na blogu: „Szlachetność, mądrość, dojrzałość, doświadczenie, przeżycia, zrozumienie - dawne przymioty wieku dojrzałego powoli odchodzą do lamusa. Szacunek przynależny staremu człowiekowi, miejsce w społeczeństwie dające mu pozycję człowieka ważnego zastąpione zostało marginalizacją i brakiem zrozumienia jego kondycji. Wprawdzie rozwinęła się geriatria i system opieki społecznej, tyle że ta medykalizacja zmieniła całkowicie spojrzenie na starość, która zamiast źródła mądrości stała się synonimem choroby, niesprawności i brzydoty”. Co zatem robić?

- Może uczyć się szacunku do starości. I to od młodych lat. Budować więzi międzypokoleniowe. To w rodzinie. Ale też na uniwersytetach, gdzie kształcenie opierało się na autorytetach, mistrzach, profesorach z dystansem wobec świata, wiedzą i perspektywą konieczną do ferowania ocen. To oni uczyli młodszych, wychowywali następców. Teraz, gdy przychodzi wiek emerytalny, mistrzowie są wypychani do lamusa. A być może w docenieniu starości jest szansa zaakceptowania siebie takim, jakim się jest, a nie takim, jakim chcą nas widzieć bliźni? W końcu starość staje się dzięki medycynie i technice coraz dłuższym okresem naszego życia. Tymczasem marnuje się potencjał ludzki i sankcjonuje marginalizację ludzi wiekowych, dając do zrozumienia, że ich pora na życie pełną piersią minęła. Nie każdy, tak jak Wajda, potrafi się temu przeciwstawić.

***

Joanna Hańderek na swoim blogu pisze:
„Wraz z pułapką współczesnego modelu starości pojawia się pogarda wobec wszystkich tych, którzy się nie dostosowali do wymogów kulturowych. Najdotkliwiej naznaczone zostają nią kobiety. Poddane nakazowi piękna i młodości, równocześnie wyszydzane za nieudane operacje plastyczne, za utratę naturalności i świeżości. Człowiek postawiony jest przed czujnym spojrzeniem innego. Sztuka kamuflażu staje się tym samym pierwszą i najważniejszą. Dyskretne zabiegi, ukrywanie wieku i ilości operacji, gra społeczna, podczas której staramy się wytropić wiek drugiego, zakrywając równocześnie swój własny”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski