Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzebinia. Józef Kuć to lokalny święty Mikołaj... Obdarowuje potrzebujących cały rok

Magdalena Balicka
Magdalena Balicka
Przedsiębiorca z Trzebini od lat jako pierwszy reaguje na apele o pomoc dla ubogich czy chorych. Chociaż jego biznes już od dawna nie przynosi kokosów, Józef Kuć dzieli się z obcymi tym, co ma

Józef Kuć od 42 lat prowadzi w Trzebini szkołę nauki jazdy oraz stację diagnostyki. W latach 80-tych, gdy miał monopol na ten biznes, wiodło mu się bardzo dobrze. Dziś, gdy konkurencyjnych firm jest w powiecie kilkadziesiąt, z trudem utrzymuje się na rynku. Choć mu się nie przelewa, nie potrafi przejść obojętnie obok krzywdy drugiego człowieka. Regularnie czyta „Gazetę Krakowską”, gdy tylko wzruszy go los potrzebujących, natychmiast reaguje. W powiecie chrzanowskim nie ma chyba drugiego takiego filantropa jak on.

Trudno zliczyć, ilu osobom pomógł. Za pośrednictwem naszej gazety co najmniej kilkunastu. Ostatnia była Sylwia Leśniak z Trzebini. Kobieta samotnie wychowuje trójkę dzieci, mąż nie płaci alimentów.

- Dwa razy przyjechał do nas do domu. Dzieciom dał słodycze, dostarczył jedzenie - wzrusza się pani Sylwia. - I to wszystko bezinteresownie. To złoty człowiek.

Dodaje, że nigdy nie spotkała się z taką dobrocią ze strony obcego człowieka.

Same ciepłe słowa o panu Józefie płyną także z ust Andrzeja Pawlikowskiego z żoną Zofią. Romowie z Chrzanowa przez 20 lat żyli w starej kamienicy bez łazienki i ciepłej wody. Przez nieszczelne okna do domu wchodziła wilgoć i wiało. Schorowanego małżeństwa nie było stać nawet na lodówkę. W ubiegłym roku dostali od darczyńcy z Trzebini tonę węgla na zimę oraz siatki pełne jedzenia.

- Dzięki niemu tamte święta były wyjątkowe. To cudowny człowiek - zachwala pana Józefa Andrzej Pawlikowski. Dodaje, że mężczyzna odwiedził ich kilka razy. Nigdy z pustymi rękami.

Agnieszka Chwastarz, mama niepełnosprawnej Nikolki popłakała się, gdy Józef Kuć przelał na konto fundacji 500 złotych na wózek inwalidzki dla dziewczynki.

- Nikolka wyrosła ze starego wózka, a według zasad Narodowego Funduszu Zdrowia nie mogła ubiegać się o dofinansowanie do nowego przez kilka następnych lat - wspomina Agnieszka Chwastarz. Józef Kuć nie dość, że dał pieniądze, to jeszcze apelował do władz gminy i powiatu oraz kolegów przedsiębiorców, by dołożyli resztę.

Józef Kuć pomógł też m.in. rodzinie Żaków z Chrzanowa. Pani Maria cierpiała na nowotwór i nie stać jej było nawet na chleb. Dzięki panu Józefowi miała opał oraz jedzenie.

Rozmowa z Józefem Kuciem

Lata świetności Pana firmy dawno już minęły. Pieniędzy nie ma dużo, ale mimo to nadal dzieli się Pan z obcymi ludźmi. Dlaczego?

Tak zostałem nauczony przez rodziców, by się dzielić. Pamiętam czasy, gdy na podłodze u nas była glina zamiast parkietów. Mimo biedy dom był zawsze otwarty dla sąsiadów. Jak ojciec zabił świnię, to dzielił się mięsem ze znajomymi.

Ma Pan dwie córki, ośmioro wnucząt. Nie są zazdrośni, że zamiast im, Pan daje pieniądze i kupuje opał oraz żywność obcym?

Nie. Moja żona, jak jeszcze żyła, też miała dobre serce i lubiła się dzielić z ludźmi. Wnuki mają wszystko, a mnie po cóż odkładać pieniądze. Do grobu ich nie zabiorę.

Pamięta Pan, ilu osobom pomógł? Tych, o których napisałam przez osiem lat pracy w „Gazecie Krakowskiej”, było co najmniej kilkunastu...

Nie zliczę, zresztą nie robię tego. Faktycznie czytam waszą gazetę i staram się reagować na krzywdę ludzi. Ostatnio wzruszyła mnie historia Sylwii z Trzebini, która sama wychowuje trójkę dzieci, a jej były mąż nie płaci alimentów. Czuję złość w takich sytuacjach. Nasze państwo nie otacza żadną opieką ludzi. Tak jest zarówno w sferze społecznej, jak i zdrowotnej. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem u lekarza na kasę chorych, choć regularnie odtrącają mi składki. Terminy są tak odległe, że pewnie bym nie dożył wizyty.

Agnieszka Chwastarz, mama niepełnosprawnej Nikolki, której podarował Pan 500 złotych na wózek inwalidzki, niedawno wyjechała do Niemiec, bo tam ma lepszą opiekę socjalną. Nie musi walczyć o każdy grosz na dziecko.

Właśnie o tym mówię. Dziś mi wstyd za nasze państwo i rządzących. Zresztą nie tylko o tę władzę na samej górze chodzi. Dając 500 złotych na ten wózek, apelowałem do innych przedsiębiorców z okolicy, by dołączyli się do zbiórki. Chodziło o to, by razem zebrać potrzebne 10 tys. zł. Niestety oprócz mnie nie dołożył się nikt.

Zdarza się, że przychodzi Pan z pomocą do jednej rodziny kilka razy. Czy ludzie wykorzystują Pana hojność?
Raz albo dwa razy się zdarzyło, że wydzwaniali do mnie regularnie, prosząc o pieniądze. Uznałem wtedy, że chcieli sobie ze mnie zrobić stałe źródło utrzymania. Na to nie mogłem się zgodzić.

Przed nami Wigilia i święta. Pewnie u Pana zawsze jest nakrycie przy stole dla nieznajomego...

Tak jest, ale jeszcze się nie zdarzyło, by ktoś przyszedł bez zapowiedzi. Ten czas spędzam u córki, która po śmierci żony organizuje wieczerzę. Tak naprawdę muszę przyznać, że nie lubię tej atmosfery. Już dawno zapowiedziałem, że nie chcę uczestniczyć w składaniu życzeń każdemu z osobna. Wolę powiedzieć do wszystkich naraz, by byli zdrowi i szczęśliwi. To najważniejsze i to wystarczy.

Spałaszuje Pan tradycyjnych 12 potraw?

Absolutnie. Po pierwsze nie przyrządzamy aż tylu dań, bo kto by je zjadł. Po drugie osobiście nie jestem w stanie nawet zmieścić uszek z barszczu. Zawsze proszę o samo rzadkie i najwyżej jajko. Za ciastami też nie przepadam (śmiech).

Rozmawiała Magdalena Balicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Trzebinia. Józef Kuć to lokalny święty Mikołaj... Obdarowuje potrzebujących cały rok - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski