Trzebinianie odzyskali trofeum po rocznej przerwie. Wzięli rewanż na oświęcimianach za ubiegłoroczną porażkę na własnym terenie, też w finale. Przypomnijmy, że ubiegłoroczny finał toczył się nie tylko na murawie, ale i poza nią. Oświęcimianie wygrali na boisku, ale - w związku z występem w ich zespole nieuprawnionego zawodnika - ukarano ich walkowerem. Potem przywrócono wynik z boiska, ale z kolei po odwołaniu się od tej decyzji przez trzebinian, powtórzono finał, w którym znowu wygrała Soła.
- Nie wracałabym do __ubiegłorocznych zaszłości - ucina wątek Robert Moskal, trener MKS. - Cieszę się, że pokonaliśmy mocnego trzecioligowca, walczącego przecież o mistrzostwo. Widziałem Sołę kilka dni przed pucharowym finałem na boisku Garbarni Kraków. Pomyślałem sobie, że jak zagrają z nami tak, jak na Rydlówce, tonie będziemy mieli wiele do powiedzenia. Jednak oświęcimianie u nas pokombinowali ze składem, a i moim chłopcom lepiej grało się z pozycji skazanego na porażkę.
Mimo trudnych warunków, bo na boisku w wielu miejscach stała woda, oba zespoły stworzyły ciekawe widowisko.
- Gdyby warunki do gry były normalne, pewnie bez konieczności wykonywania rzutów karnych przechylilibyśmy szalę na swoją stronę. W ostatnim kwadransie, kiedy rywale w wyniku kontuzji stracili Kamila Szewczyka, a wcześniej wykorzystali limit zmian i musieli kończyć mecz w __„dziesiątkę”, nasza przewaga była wyraźna - podkreśla Moskal. - Sam nie zdecydowałem się na __żadne zmiany. Poza tym, zagraliśmy bez młodzieżowców, samą „starą szarżą”, żeby zwiększyć nasze szanse.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?