Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzy bociany w ogródku

Redakcja
Bociany czują się dobrze w ogródku Zofii i Czesława Niemców FOT. EWA TYRPA
Bociany czują się dobrze w ogródku Zofii i Czesława Niemców FOT. EWA TYRPA
WAWRZEŃCZYCE. Zofia i Czesław Niemcowie przygarnęli boćki, które uszkodziły sobie skrzydła. Na zimę ptaki trafią do krakowskiego ZOO. Teraz śmieją się, że nie chciały od nich odlecieć do ciepłych krajów, bo im u nich dobrze.

Bociany czują się dobrze w ogródku Zofii i Czesława Niemców FOT. EWA TYRPA

- W rzeczywistości boćki zostały, bo miały uszkodzone skrzydła - mówią małżonkowie. W Wawrzeńczycach wszyscy wiedzą o ich wielkiej sympatii do bocianów także tych, które nie odleciały do ciepłych krajów.

Dwa - samiec i jego dziecko są z ich gniazda. Ojciec-bociek latał na ryby nad Wisłę. Gdy wracał, zaczepił o plandekę tira przejeżdżającego obok domu państwa Niemców i wpadł do rowu. Czesław Niemiec go opatrzył i umieścił w chlewiku, a potem w ogródku przed domem.

Drugi bociek zaczepił o przewody elektryczne. Też uszkodził sobie skrzydło więc trafił na rekonwalescencję na trawnik. Pan Czesław zrobił obu bocianom mały tunel z folii, żeby mogły się do niego schować w razie chłodu. Na razie ptaki nie korzystają z tego "hotelowego" miejsca.

A są już trzy. Przywiózł go kolega Czesława Niemca ze Szczurowej. To chyba samiczka, która zdaniem pana Czesława raczej nie będzie już latać, bo nie ma połowy skrzydła. Podobny los czego bociana - ojca.

Mimo, kontuzji skrzydeł ptaki próbowały wzbijać się ponad ogrodzenie domu. - Musiałem im lekko przyciąć zdrowe skrzydła, bo podbiłyby się trochę do góry, a daleko by nie uleciały i wpadłyby na drogę - tłumaczy pan Czesław.

Małżonka dodaje, że do wiosny skrzydła im odrosną, a teraz są zabezpieczone przed wypadkiem, o który na ruchliwej drodze krajowej jest bardzo łatwo.

Ptakom jest u małżonków bardzo dobrze. Nie tylko tym, które zostały, ale wszystkim przylatującym rok rocznie do gniazda na ich posesji. - Bociany nie wszędzie się dobrze czują. Budują gniazda tylko na wybranych domach czy słupach - zaznacza Czesław Niemiec. Jako przykład podaje próbę ulokowania gniazda na posesji swojego syna mieszkającego w Dolanach. Obaj włożyli wiele pracy w przygotowanie lokum dla boćków, ale te nie chciały do nich przylecieć.

Niechętnie zmieniają miejsce na podwórku pana Czesława. Gdy kiedyś budował garaż chciał przenieść gniazdo na bramę, jednak nie bociany zechciały tam zamieszkać. Teraz od prawie 30 lat mają stałe miejsce na stodole. - Nie możemy się doczekać wiosny, kiedy do nas przylecą - mówi pani Zofia. Małżonek dodaje, że zawsze pojawiają się w drugi świąt Wielkiej Nocy. Wtedy rodzina ma podwójne święto. Najpierw przylatuje samica. Małżonkowie rozpoznają ją po klekotaniu cienkim głosem. Cztery dni po niej do gniazda dociera samiec. Były zaledwie pojedyncze przypadki, że jednocześnie pojawiła się para.

Zofia Niemiec mówi, że mąż jest wielkim miłośnikiem zwierząt. Może o nich opowiadać godzinami. Nazywa go "lubicielem" ptaków i zwierząt. Kiedyś miał piękne konie, o które bardzo dbał i poświęcał im sporo czasu. Potem zlikwidowali gospodarkę, bo rolnictwo się nie opłaca, a teraz oboje są na emeryturze i gadziny nie chowają, ale bez zwierząt oboje nie wyobrażają sobie życia. Pani Zofia ma swoją maskotkę - malutką pinczerkę o imieniu Tekila, mieszkającą z nimi w domu. Małżonek też ma swoje psiaki na podwórku oraz gołębie. Kiedyś miał kanarka. Pięknie śpiewał, ale nie mógł zostać u nich długo, bo pan Czesław był na niego uczulony.
Oboje uwielbiają bociany. - To bardzo mądre i pracowite ptaki - podkreślają nasi rozmówcy. Wspominają, że gdy zwaliło się jedno z dwóch gniazd, boćki od razu wzięły się do uwijania nowego. Znosiły gałęzie i siano.

Dawniej pan Czesław bardziej pomagał ptakom i nie spoczął, zanim nie zbudował dla nich gniazda, gdy stare się zwaliło lub zniszczyło przez zimę. Zawsze przed przylotem miały gotowe. - Teraz nie może się przemęczać, bo jest po zawale i ma rozrusznik serca - mówi małżonka.

Oboje dobrze znają bociani gatunek i wiedzą, czym karmią się te ptaki. Młode jedzą drobne żyjątka, jak kijanki i glisty, a gdy dorosną to myszy i dużo kretów. - Nieprawdą jest, że bociany przepadają za żabami. Nasza wnuczka próbowała je nimi karmić, ale wcale nie chciały. Są jakieś gatunki lubiące żaby, ale te które się u nas pojawiają wcale ich nie jedzą - mówią małżonkowie. Natomiast na pewno uwielbiają ryby. Dawniej pan Czesław jeździł nad Wisłę i łowił je dla nich głównie karasie. - Zajadały je smakiem - dodaje. Także nie sprawdzają się opowieści o przyroście demograficznym przy bocianach. - Gdyby tak było to dzieci byłoby pełno, ale z tym coś jest kiepsko - wzdychają gospodarze.

Dla bocianów w ogródku małżonek kupuje korpusy z kurczaków. Drobi je i żeby nie kłóciły się o nie, zostawia je na trawie w różnych miejscach. - Mają też wodę w wiaderku. Bez niej nie mogą się obejść. Po każdym kęsie płuczą w niej dzioby - mówi gospodarz.

Małżonkowie niebawem będą musieli się rozstać z ptakami. Mówią o tym z żalem, ale wiedzą, że u nich mogą nie przetrwać zimy i zostaną zabrane do ZOO w Krakowie. - Chociaż to wytrwałe ptaki. Kiedyś, dobre ponad pięć lat temu jeden bociek został u nas na zimę i przetrwał nawet 20-stopniowy mróz. Spadł tu potrącony przez tira i pozostał u nas. To był przyjaciel, był wierny jak pies. Zawsze czekał na mnie przy furtce, gdy wracałem do domu i cieszył się, gdy mnie widział - wspomina pan Czesław, który nie nadaje imion ptakom, ale tego boćka nazwał Kubą. Nawet go zaobrączkował, ale ptak nie wrócił do niego. Kuba spacerował sobie po podwórku, zaprzyjaźnił się z kotem i psami, a gdy gdzieś poleciał, to zawsze wracał.

Pierwsza samica, jaką sprowadził do gniazda gdzieś zaginęła. Przyleciał z drugą, która zniosła jajo. Wykuło się pisklę. Państwo Niemcowie myśleli, że go zostawią, bo było za małe na lot, ale małego zabrali z sobą.

Po zachowaniu się bocianów wiedzą, jaki będzie rok. - Jeśli ma być suchy, to ptaki zaraz po wylęgnięciu wyrzucają jedno jajko z gniazda. Gdy zapowiada się mokry - to już w wysokim locie - wyrzucają najmniejszego w pierzu, a więc najsłabsze pisklę - Czesław Niemiec opisuje zachowanie się ptaków na wiosnę po przylocie. Walczą wtedy zaciekle o gniazdo i zawsze zajmuje go ten, który mieszkał w nim przed rokiem czy może jeszcze wcześnie, a nie ten, który przyleci pierwszy. Nieraz nawet po tygodniu pierwotny mieszkaniec przeganiał z gniazda inne bociany. Nieraz pan Czesław musiał wchodzić na dach i rozdzielać bijące się z sobą ptaki. Przegrane znajdowały miejsce na sąsiednich domach, bo jak podkreśla nasz rozmówca, w Wawrzeńczycach jest wiele gniazd, w których ptaki lubią się osiedlać. Najchętniej wracają do poprzednich gniazd lub w okolice ostatniego gniazdowania.
Bociany są bardzo solidarne i chciały Kubę oraz te, które teraz są w ogródku, zabrać z sobą w lot do ciepłych krajów. Bardzo długo zgrupowane krążyły nad domem, zanim odleciały.

Boćki z Wawrzeńczyc wzbudzają duże zainteresowanie. Kierowcy często zatrzymują się i robią sobie zdjęcia z bocianami.

EWA TYRPA

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski