Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Trzymaj się” na depresję

Redakcja
75 sposobów na depresję to pierwsza książka Richarda Rybolta. Jak na razie jedyna, ponieważ wydana z początkiem bieżącego roku. W niebiesko – beżowej oprawie, z wizerunkiem radosnego mężczyzny puszczającego bańki mydlane na okładce, pozycja zapowiada się bardzo interesująco.

We wstępie Rybolt opisuje się jako człowieka nastawionego do życia bardzo pozytywnie, zadowolonego ojca i dziadka, dobrego męża, pewnego siebie człowieka sukcesu. Podkreśla, że sam nie wie, skąd wzięła się u niego depresja i w jaki sposób apatia zawładnęła jego poukładanym i szczęśliwym życiem.

Przechodzi dalej do opisu swojego stanu podczas choroby. Wspomina o nieustannych lękach, melancholii, pustce. Pisze, że bał się określenia „depresja”, jako choroby, która spotyka tylko ludzi z problemami psychicznymi. Wreszcie przyznaje, że nic mu się nie chciało, nie umiał żyć pełnią życia, jak dawniej. Stał się nijaki i nudny, a jego głowa powtarzała nieustannie, jak refren: „dlaczego ja, dlaczego ja”…

Rybolt podkreśla, że najważniejszą osobą, która pomogła mu wyjść z choroby, była żona Anita. Jej poświęcenie dla rodziny, wyrozumiałość i szczera chęć pomocy, spowodowały, że on sam zaczął powoli wierzyć w powodzenie swojego zwyciężania choroby i powrócenia do wcześniejszego życia.

Autor _75 sposobów _przyznaje pod koniec wstępu do swojej książki, że nie jest ani psychologiem, ani terapeutą, a jego wywody nie dają stuprocentowej pewności, że ktokolwiek zdoła wyleczyć się z choroby. Jedyne, co pojawia się w tym dziełku to wszystkie te rzeczy, które jemu samemu pomogły wyjść z depresji i pozwoliły stanąć na nogi.

Dalej w książce znajduje się, jak zapowiada tytuł, 75 sposobów, które – według Rybolta – są skutecznymi metodami do walki z depresją. Lektura zachowuje dość systematyczny układ.  W każdej kolejnej poradzie mamy najpierw fragment z dziennika autora dotyczący danego sposobu, dalej myśli warte rozważenia i wreszcie, ujęte w małej niebieskiej ramce, konkretne metody, proponowane przez Rybolta.

Niektóre z wymienianych sposobów walki z depresją są na tyle błahe, że trudno wierzyć w  ich skuteczność. Może się nawet wydawać, że Rybolt nie miał już pomysłów na kolejne metody, więc pisał o czymkolwiek, co wpadło mu do głowy. Mowa tutaj o takich myślach, jak: „trzymaj się”, czy „zrób coś”. Właściwie każdy mógłby opisać taki „genialny sposób” na walkę z depresją.

Również dziennik i wskazówki dotyczące pewnych rozwiązań są bardzo banalne. Rybolt proponuje zapamiętywanie słów piosenek, myślenie o zabawnych sytuacjach, czy zapisywanie na karteczkach ważnych spraw. Wydaje mi się, że każdy człowiek robi te rzeczy, często nieświadomie, a już na pewno nie celem świadomej walki z apatią wobec świata.

Motyw małych karteczek to jednak rzecz, na którą szczególnie warto zwrócić uwagę w tej, dość kontrowersyjnej, pozycji. Rybolt już we wstępie pisze, że jego żona często zamieszczała na lodówce karteczki z motywującymi myślami na cały dzień. Odnoszę wrażenie, że to właśnie stało się czynnikiem dominującym w opisywaniu sposobów wychodzenia z choroby. Cała książka to jakby małe karteczki na lodówce, które mają przypominać, że warto się uśmiechać, żyć pełnią życia, spotykać z ludźmi. I chyba na tym polegał zamysł Rybolta.

Można mieć pretensje do autora książki, że podaje metody niepoważne, głupie, banalne. Można obwiniać go za próbę radzenia ludziom w sposób bardzo niefachowy, który daje nikłe nadzieję na wyleczenie z choroby. Każdy bowiem, kto kupuje taką książkę, liczy na to, że uda mu się zwyciężyć depresję. Należy tutaj jednak podkreślić, że Rybolt nie jest ani znawcą, ani lekarzem. Jego książka opisuje własną terapię, jaką stosował sam z żoną w domu. Napisał tę lekturę po to, by pokazać ludziom, że po prostu z depresji można się wyleczyć. Jemu udało się to zrobić w sposób, jaki opisuje. Uznał więc, że warto podzielić się swoim doświadczeniem i spróbować choćby pomóc innym.

Uważam książkę pana Richarda Rybolta za potrzebną, choć może najbardziej jemu samemu. Warto jednak zaakcentować to, że Rybolt przyznał się do choroby przed całym światem. I, jako mężczyzna, któremu przecież często trudno jest mówić o swoich niedoskonałościach i problemach, przyznał się do tego w książce. Należy mu się duże wyróżnienie, bo pokazał innym mężczyznom, że można mówić otwarcie o problemach. Jeśli zaś chodzi o samą książkę, to nie należy jej traktować jak poradnik, ale raczej jako opowieść o kimś, komu udało się wygrać z chorobą.
Aleksandra Urzędowska, studentka dziennikarstwa na PAT.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski