Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzysta trzydzieści uśmiechów o kultowym spektaklu Teatru Bagatela „Mayday”

red.

- Panie Dyrektorze, czy kiedykolwiek przez szesnaście lat pana szefowania w Bagateli, pomyślał pan, że Mayday można zdjąć z repertuaru?

- Zanim zostałem Naczelnym Dyrektorem, byłem przez półtora roku zastępcą Dyrektora Krzysztofa Orzechowskiego, który przywrócił na afisz ten spektakl po paru miesięcznej przerwie. Wówczas - co dzisiaj wydaje się niemożliwe - spektakl nie sprzedawał się zbyt dobrze. Właściwie nie wiem dlaczego tak się działo? Z dzisiejszej perspektywy mogę powiedzieć, że to był efekt odium jakie ciążyło na Bagateli. To nie był teatr, do którego w tamtym czasie „się chodziło”.

Skuteczna promocja Maydaya stała się zatem pierwszym z zadań marketingowych jakie stanęło przede mną. Wtedy powstał cały projekt marketingowy poświęcony promocji spektaklu. Jego najskuteczniejszym elementem było sugerowanie widzom, że na przedstawienie już nie ma biletów. Po czym panie w kasie jakimś cudem znajdowały te dwa ostatnie. Uszczęśliwiony i „wybrany” widz zasiadał w fotelu.

Nota bene tę praktykę stosował w Piwnicy pod Baranami - Piotr Skrzynecki. W ten sposób poprawiał kondycję Kabaretu, który też w swej historii miał taki moment frekwencyjnego zastoju. Piotr wiedział, że tłum czyni tłum, i lata temu podzielił się ze mną tą wiedzą.

Metoda kreowania Mayday jako trudno osiągalnego dobra, bardzo się sprawdziła. Co więcej przekuła się w trwającą do tej pory rzeczywistość.

- I nigdy żadnych wątpliwości, że za długo gramy spektakl, że jak to się mówi w teatrze „zgrał się”, że trzeba skończyć z tym Maydayem…?
- W momencie kiedy aktorzy grają trzysta razy to samo przedstawienie przychodzi kryzys. Nie ma na to rady. Traci się pewnego rodzaju czujność artystyczną. Spektakl zaczyna reżyserować publiczność, co oznacza, że aktorzy przestają rywalizować miedzy sobą o to, który z nich szlachetniej zagra rolę. Zaczyna być ważne, kto lepiej rozbawi widzów. Był – niestety – i taki czas dla tego spektaklu. Według moich obliczeń działo się tak pomiędzy 500 a 600 przedstawieniem. Wówczas faktycznie zastanawiałem się, czy nie czas przestać grać Mayday.

- I stał się cud?
- Poszedłem na jakieś 650 przedstawienie i doznałem teatralnego olśnienia. Zobaczyłem bowiem, że spektakl przebił jakieś granice. Prawdopodobnie znudzeni wcześniejszą manierą aktorzy postanowili sami z siebie zupełnie inaczej grać ten tekst. Niby te same dekoracje i kostiumy, te same słowa i sytuacje sceniczne, a zobaczyłem kapitalną farsę. Graną w hiperrealistyczno – magiczny sposób. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak to właśnie odebrałem.

Zobaczyłem, że w Maydayu - dzięki innemu podejściu do gry – pojawił się surrealistyczny typ humoru. Niezwykle ciekawy i chyba nawet szlachetniejszy niż u Monhty Paythona. Kiedy to zauważyłem, odetchnąłem z ulgą, że już nie trzeba rechotać tylko można się szczerze śmiać. Do dzisiaj ten specyficzny humor wynikający z absolutnego zaprzeczenia klasycznym, szkolnym metodom prowadzenia roli przez aktora, daje niezwykły, artystyczny efekt.

- Nie bałby się pan zaryzykować postawienia tezy, że jeśli ktokolwiek wcześniej nie reżyserował lub nie grał w farsie, powinien zobaczyć krakowską wersję Mayday w celach szkoleniowych?
- Myślę, że problem z reżyserią farsy sprowadza się do tego, by nie traktować jej lekko. Warto więc nad nią pochylić w tym samym stopniu co, nad realizacją sztuki Czechowa czy Strindberga. Trzeba o takim materiale myśleć jak o dziele dramatycznym. Należy pamiętać, że dramaty farsowych bohaterów są ludzkimi perypetiami. Reżyserując farsę nie można skupiać się jedynie na przejrzeniu tekstu pod kątem momentów, w których jest śmiesznie. Bo jeśli tylko będzie się szukało „ śmieszków” to uzyska się pusty rechot, w żaden sposób nie służący dobremu spektaklowi.

Realizujący farsy lub komedie w Bagateli reżyserzy, dawno nie popełniają tych błędów. Wiemy, że pierwszy etap zrozumienia relacji psychologicznych bohaterów; ich wzajemnych zależności , czy budowa ich prehistorii, przy pracy nad tymi gatunkami teatralnymi ,są równie istotne, jak w trakcie prób tzw. poważnych sztuk. Kiedy już ma się taki szkielet dla aktorów, można szukać atrakcyjnej formy, która ma wywoływać śmiech.

Przerysowanie naturalnych zachowań ludzkich zawsze będzie powodowało efekt komiczny. Ale wystarczy tylko lekko poprzekładać akcenty, a nie wymyślać jakieś nierealne sytuacje, by nie wymuszać śmiechu ale go świadomie kreować.

- Czy ma pan jakieś szczególne: dobre lub złe wspomnienie związane z Maydayem?
- Nie przywołam tutaj żadnej anegdoty. Ale na hasło: Mayday mam obraz morza rozbawionych ludzi.
Kiedyś, dawno, dawno temu podczas jednego ze spektakli poszedłem na balkon – bo tylko tam było jakieś wolne miejsce – i zamiast na scenę patrzyłem na widzów. Widziałem jedynie roześmiane twarze. Ponad trzysta trzydzieści uśmiechniętych ust i oczów. To naprawdę budujący widok. A jeśli by przemnożyć ilość przedstawień przez 20 lat to myślę, ze naszą Publicznością wypełnilibyśmy krakowskie Błonia. A to spory areał.

- Mamy następcę tej farsy?
- Myślę, że Szalone nożyczki. To zupełnie inny rodzaj komedii , ale Nożyczki również bardzo podobają się widzom. Interaktywny spektakl z publicznością wymaga co wieczór niesłychanej czujności i improwizacji aktorskiej. Jest to jego ogromnym walorem.

Sądzę, że Cooney pisząc Mayday 2 miał nadzieję pobić własny rekord popularności jaki mu przyniosła „Jedynka”. Tak się jednak nie stało. Mayday 2 jest zgrabną sztuką, ale nie ma tak jak jego sławny poprzednik, jasno sprecyzowanego odbiorcy. W połowie adresowany jest bowiem do młodych osób, a w połowie do ich rodziców. Niestety nie stało się to zaletą tego utworu. A poza tym wydaje mi się, że wszyscy ci, którzy widzieli pierwszego Maydaya od „Dwójki” oczekują absolutnych farsowych cudów. Mayday w Teatrze Bagatela, grany w prawie niezmienionej od premiery obsadzie ponad 1500 razy, jest teatralnym perpetum mobile i niech tak pozostanie ku radości nasz wszystkich.

Rozmawiała Magdalena Furdyna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski