Wychowywała się w niewielkiej miejscowości w stanie Colorado, ale na co dzień mieszka w czteromilionowym Los Angeles. Do pięciotysięcznej Muszyny trafiła minionego lata. – I __kiedy przyjechałem tutaj pierwszy raz, pomyślałam sobie: „Do diabła, gdzie ja jestem. Co będę tu robić” – opowiada. – Muszyna to jednak miłe miejsce, dobra zmiana. W Los Angles człowiek ciągle się spieszy, a tutaj życie biegnie wolniej. Można odpocząć, zrelaksować się.
Do Polski 29-latka przyjechała z mężem Hectorem Gutie-rrezem, co ciekawe – trenerem siatkówki plażowej. Poznali się na Teneryfie. Mąż jest trenerem słowackich zawodników, więc z Muszyny do Bratysławy ma bardzo blisko.
– Staramy się nie siedzieć ciągle w domu i się nie nudzić. Byliśmy na przykład w Krakowie. Widzieliśmy tam chyba wszystko – zdradza.
Kiedy są w amerykańskim domu, mówią po angielsku, kiedy w Hiszpanii – po hiszpańsku. Poza siatkówką, oboje interesują się koszykówką. Katie jest fanką Los Angeles Lakers, Hector Clippersów.
– Chociaż oczywiście, jak to Hiszpan, lubi przede wszystkim soccer – przypomina.
W Steamboat Springs znajduje się największy w Ameryce Północnej kompleks skoczni narciarskich Howelsen Hill, więc ten sport też nie jest Amerykance obcy. Co prawda polskich skoczków nie zna, ale była już z drużyną w Zakopanem i widziała Wielką Krokiew. – Poczułam się jak w __domu – twierdzi.
Dla Katie Carter siatkówka to pasja, ale też praca, dzięki której może rozwijać inne zainteresowania. Konkretnie: podróże. Zanim trafiła do Polski, grała już w Hiszpanii, Portoryko, Indonezji. Turcji, Azerbejdżanie, Szwajcarii, Korei Południowej i Czechach.
W Turcji zwiedziła Stambuł, Ankarę, Izmir, a grała w Diyarba-kirze, nieformalnej stolicy Kurdystanu. Tam spotykała się z ciągłymi zamieszkami. Widziała czołgi na ulicach. Z kolei w Indonezji szokiem było, z jakim lekceważeniem patrzono na sport kobiecy.
– Te dwa miejsca były dla mnie świetną lekcją życia. Uczyniły ze mnie lepszą zawodniczkę i __mocniejszego człowieka – nie ukrywa.
Do Polski chciała trafić już kilka lat temu. Miała nawet ofertę z Piły, ale ostatecznie w tamtejszym klubie nie dysponowali odpowiednimi środkami. Klub z Muszyny był za to bardzo konkretny. Zresztą, w podjęciu decyzji pomogła Makare Wilson, która grała w Impelu Wrocław.
– _Powiedziała mi: „Wyobraź sobie Południową albo Północną Dakotę. To właśnie coś takiego, tyle że w __Polsce“_– zdradza.
Gra w naszej lidze to nowe doświadczenie także z tego względu, że w Szwajcarii czy Czechach broniła barw drużyn, które zawsze były pierwsze i wygrywały wszystkie spotkania.
– _Wiadomo, zwyciężać jest OK, ale z drugiej strony nie było z kim rywalizować. W Polsce jest zupełnie inaczej. Każdy rywal jest wymagający, a to bardzo ważne, bo dzięki temu zawodniczka może podnosić swoje umiejętności _– twierdzi.
Plan ma taki, żeby za dwa lata zakończyć karierę i powiększyć rodzinę. Po powrocie do USA chciałaby też zostać trenerem. Na razie nie wie, czy zostanie w Muszynie na kolejny sezon. – Jeśli tak się stanie, to za rok być może porozmawiamy już po polsku. Macie naprawdę trudny język – kończy z uśmiechem.
Za tydzień Dalibor Pleva, piłkarz Termaliki Bruk-Bet Nieciecza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?