Mariusz Pawełek zaskarbił sobie sympatię kibiców Konyasporu Fot. KONYASPOR
- Jeśli nie awansujemy, będę musiał odjeść. Takie są przepisy. Mój kontrakt wygasa z końcem obecnego sezonu, a na tym poziomie rozgrywkowym zawodnik zagraniczny, który ukończył 30. rok życia, nie może podpisać nowej umowy - wyjaśnia 31-letni Pawełek. - Nie pozostaje mi innego, tylko jak najlepiej grać do końca sezonu. A co będzie potem - zobaczymy. W każdym razie co jakiś czas pojawią się propozycje z innych klubów.
Za Pawełkiem rok gry na tureckich boiskach. Wiosną ubiegłego roku występował w ekstraklasie, ale Konyaspor z niej spadł. W klubie zmienił się zarząd, trener, wielu zawodników. Pozostali obaj Polacy. Obaj, bo także napastnik Marcin Robak.
- Mamy teraz młody zespół. Każda bramka, każdy punkt przychodzi nam z trudem, dlatego twardo stąpamy po ziemi. Dzięki nowemu trenerowi Osmanowi Ozdemirowi zaczynamy coraz lepiej wyglądać pod względem taktycznym - a taktyka nie jest mocną stroną tureckich drużyn, zwłaszcza tych, z którymi gramy w tym sezonie - analizuje Mariusz Pawełek. - Ważne, byśmy utrzymali miejsce w "szóstce", bo to daje możliwość gry o awans.
Z pierwszej ligi do ekstraklasy wejdą bezpośrednio dwie drużyny. O trzecie premiowane miejsce powalczą w barażach ekipy z miejsc 3.-6. Konyaspor, po zwycięstwach w czterech ostatnich meczach, wspiął się na trzecią pozycję. Polski bramkarz ma dodatkowe powody do satysfakcji, bo w dwóch ostatnich spotkaniach zachował czyste konto.
- Czuję się bardzo dobrze, no i, nie ma co ukrywać, jestem tu lubiany i doceniany - uśmiecha się Mariusz. Nie dalej jak we wtorek, przy okazji treningu, urocza kibicka wręczyła mu bukiet kwiatów. - W ostatnim czasie otrzymałem kilka upominków, a także innych dowodów sympatii, na przykład w postaci zaproszeń na poczęstunki do restauracji. Oczywiście, miło mi z tego powodu.
W Konyi, liczącej półtora miliona mieszkańców, polski bramkarz niemal od początku jest z rodziną - żoną i synem, który od września chodzi do tureckiego przedszkola. - Ich obecność jest dla mnie najważniejsza. Kiedy mieliśmy przerwę w rozgrywkach, Iwona z Kubusiem wyjechali na półtora miesiąca do Polski. Ja, ze względu na przygotowania do dalszej części sezonu, musiałem szybko wrócić - opowiada Pawełek. - Dwa pierwsze mecze w styczniu przegraliśmy. Powiedziałem wtedy naszemu dyrektorowi, że jak znowu będą w Konyi moja żona i syn, to w końcu wygramy. I tak się stało - śmieje się bramkarz.
Spośród niedawnych wydarzeń, w pamięci zapadł mu mecz, w którym na trybunach zasiadły tylko kobiety i dzieci. - Nasi kibice, a dokładnie mężczyźni, dostali od federacji zakaz wejścia na stadion. Ale dopingu nam nie brakowało, na trybunach było sześć-siedem tysięcy ludzi, kibicki dostawały nawet klubowe koszulki - opowiada były reprezentant Polski.
Pawełek w Wiśle spędził pięć lat. Do krakowskiego klubu trafił z Odry Wodzisław, w której występował od czasów juniorskich. Nigdy nie ukrywał, że najlepiej czuje się w swojej rodzinnej Lubomii na Śląsku. Lubi stabilizację, dlatego życia poukładanego na nowo w Turcji nie chciałby teraz radykalnie zmieniać.
- Jeśli miałbym nadal grać za granicą, to tylko w tym kraju. Nie chcę znów zaczynać od nowa, tutaj wyrobiłem już sobie markę. A gdybym miał odejść z Konyasporu, to do zespołu stabilnego, który nie będzie musiał grać o utrzymanie - dodaje.
Tomasz Bochenek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?