Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twarda ręka i miękkie serce trenera

Jerzy Filipiuk
Władysław Piątkowski: - Będę pracował dotąd, dopóki starczy mi sił
Władysław Piątkowski: - Będę pracował dotąd, dopóki starczy mi sił Fot. Wojciech Matusik
Sylwetka. Wprowadził piłkarki ręczne Gościbi do ekstraklasy. Już za życia stał się legendą Sułkowic, doczekał się nawet hali własnego imienia. Ale 72-letni dziś WŁADYSŁAW PIĄTKOWSKI, który całe życie poświęcił sportowi, od zaszczytów bardziej ceni sobie pracę od podstaw z dziećmi

Zawodnik, trener, prezes, organizator, działacz, menedżer - to tylko niektóre jego funkcje. „Szaleniec, tyran, despota, uparciuch, megaloman, bezkompromisowy, wymagający, trudny we współpracy”, ale i „pracowity, zaangażowany, konsekwentny, oddany, ambitny, solidny, wyrozumiały, opiekuńczy”.

Autor: Jerzy Filipiuk

Człowiek, który chce zrobić coś z niczego, stworzyć wielki sport w małej mieścinie, osiągnąć sukces, choć nikt poza nim w go nie wierzy - nie może być jednoznacznie postrzegany. Dlatego Władysław Piątkowski jednych zachwyca, a drugich bulwersuje. Pierwszych - wielkimi dokonaniami, drugich - nieznośnym (dla nich) charakterem. A że nie uznaje lenistwa i fuszerki oraz słynie z bardzo twardej ręki, nie wszyscy potrafią docenić to, co robi dla lokalnej społeczności.

Wszechstronny sportowiec
Kojarzony jest głównie z piłką ręczną, ale jego przygoda ze sportem jako trenera wiąże się także z piłką nożną i tenisem. A jako zawodnik był jeszcze bardziej wszechstronny.

- Od 15. do 20. roku życia grałem w piłkę nożną. Byłem bramkarzem w Sułkowiance, trenowałem nawet w Wiśle. Ale także jeździłem na nartach i łyżwach, biegałem, wzwyż skakałem 190 cm, podczas gdy rekord Polski wynosił 206 cm. W piłkę ręczną grałem w szkole średniej. Wtedy można się było wybić przez sport. Uciekałem z internatu, aby pójść na mecz - wspomina.

W końcu postawił - choć, jak się potem okazało, nie do końca - na handball. W latach 1962-1966 grał w rezerwach I-ligowego wówczas AZS Kraków (jako środkowy i lewy rozgrywający), zdobywając z kolegami srebrny medal akademickich MP. Po ukończeniu AWF Kraków znalazł się w Dalinie Myślenice, gdzie do 1973 roku był grającym trenerem piłkarzy ręcznych.

Frekwencja najważniejsza
Szkoleniowcem futbolistów był trzykrotnie. Pierwszy raz już w 1966 roku, gdy jako 23-latek przez kilka miesięcy prowadził A-klasowy Start Sułkowice. Zrezygnował, gdy zobaczył, że na treningi przychodzi... czterech graczy. 10 lat później przez niecały rok szkolił Gościbię, do której przeszło ośmiu piłkarzy... ręcznych tego klubu. Powrócił do niej - w roli trenera piłkarzy nożnych, pomagając w 2011 roku w ratowaniu ich przed spadkiem z ligi okręgowej.

- „Ja was gry w piłkę nie nauczę, ale wy zabiegacie wszystkich rywali. Umowa jest taka: albo wszyscy są na treningach, albo mnie tu już nie ma. Frekwencja na zajęciach jest najważniejsza” - mówiłem podopiecznym. Chłopcy ciężko trenowali, ale podczas meczów ich rywale często słaniali się na nogach, a moi zawodnicy biegali i biegali - opowiada Piątkowski.

Nieco wcześniej, w latach 2005-2014, zajmował się tenisem. Był trenerem prowadzącym Beaty Światłoń (najpierw reprezentowała Tarnowski Klub Tenisowy, potem Górnika Bytom) oraz Anny i Piotra Światłonia. Beata to córka Wiesława, brata tragicznie zmarłego w 2008 roku w wypadku samochodowym Janusza (wraz z nim zginęła jego żona i ich troje dzieci, m.in. właśnie Anna i Piotr). Bracia byli założycielami firmy Juco (produkującej narzędzia elektryczne, ślusarskie i budowlane), która wcześniej sponsorowała m.in. piłkarki ręczne Gościbi.

- Zrezygnowałem z tej pracy, gdy w kwietniu 2014 roku miałem wypadek samochodowy w Skoczowie - zdradza.

Wenta był podopiecznym
Ale największą sportową miłością Piątkowskiego była i jest piłka ręczna. W 1973 roku zaczął pracować ze szczypiornistami Wawelu Sułkowice, którzy pokonywali wiele renomowanych drużyn, m.in. Hutnika. W 1977 roku Wawel pod jego okiem został mistrzem Wojska Polskiego.

Stanisław Majorek, który podczas IO 1976 w Montrealu poprowadził biało-czerwonych do brązu, zaproponował Piątkowskiemu pracę z reprezentacją Polski juniorów. Ten był tym bardzo zaskoczony.

- „Dasz radę” - mówił mi Majorek. W styczniu 1977 roku pojechałem z kadrą na obóz. Byli na nim między innymi Daniel Waszkiewicz, Zbigniew Tłuczyński, Zbigniew Gawlik i mój wychowanek Janusz Rzewuski, który był bliski wyjazdu na igrzyska do __Moskwy - opowiada Piątkowski, który trzy lata później został pierwszym trenerem kadry juniorów i młodzieżowców. Jednym z jego podopiecznych był późniejszy współtwórca sukcesów naszej męskiej reprezentacji Bogdan Wenta.

Pożegnanie z Afryką
W 1982 roku Piątkowski pojechał jako asystent selekcjonera kadry mężczyzn Zygfryda Kuchty na turniej w Tbilisi. We wrześniu 1983 roku zakończył przygodę z kadrą. Wkrótce potem wyjechał do Tunezji. Jak się okazało - na trzy lata i jeden tydzień.

W Tunezji przywitano go niczym filmową gwiazdę i... dano tylko dwa dni na przygotowanie Esperance de Tunis do prestiżowego meczu z Etoile du Sahel. Poradził sobie, zastosował rzadką taktykę w obronie i jego podopieczni wygrali 6 golami. Kilka miesięcy później zdobył mistrzostwo kraju i Puchar Tunezji.

- Mieszkałem w 4-pokojowym, nowocześnie urządzonym apartamencie w dzielnicy bogaczy w Tunisie. Ale musiałem zmienić klub, bo mój sześcioletni syn Dariusz miał astmę osk-rzelową. Podjąłem pracę w USM Monastirienne, klubie ze środka tabeli. Było tam lepsze powietrze, mieliśmy trzy pokoje, dom trzysta metrów od morza, plażę... Tylko trzy, potem cztery treningi w tygodniu. Nudziłem się, na szczęście przyjeżdżała rodzina, znajomi - opowiada.

Wrócił jednak do kraju. Nie zależało mu na przedłużeniu kontraktu. -__ Chciałem szkolić polskie dzieci - tłumaczy.

Stypa zamiast fety
Zaczął od piątoklasistek. Po 4 latach jego podopieczne zajęły 4. miejsce w Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży w Gnieźnie i zadebiutowały w II lidze. Już 2 lata później, w 1993 roku, jego Gościbia walczyła o awans do ekstraklasy. Przegrała z Montexem Lublin, który po dwóch latach zdobył pierwszy z 18 tytułów mistrza Polski i który chciał zatrudnić... Piątkowskiego. A ten prowadził młode podopieczne do kolejnych sukcesów w kraju i za granicą (w Teramo, Hamburgu, Aabenraa czy Skive).

Gościbia przez kilka następnych lat grała na zapleczu ekstraklasy. Wielka szansa awansu pojawiła się w 2002 roku.

- Wystarczał nam remis u siebie z SMS Gliwice. Byliśmy przygotowani do fety. W hotelu Riviera czekały upominki dla zawodniczek, mroziły się szampany. Pół minuty przed końcem meczu był remis. Katarzyna Piwowarska zdecydowała się jednak na szybką akcję. Krzyczeliśmy do niej „stój!”, ale ona rzuciła i piłka po koźle poleciała nad poprzeczkę. Rywalki wyszły z kontrą i... przegraliśmy jedna bramką. Zamiast fety była stypa - wspomina Piątkowski.

Awanse i rozstania
Rok później Gościbia nie zmarnowała już swej szansy. Awansowała pewnie wraz z AZS Katowice. W debiucie w ekstraklasie beniaminek zajął spadkowe miejsce, ale utrzymał się dzięki wycofaniu się z rozgrywek Kolportera Kielce.

Kolejny sezon Gościbia zaczęła w fatalnym stylu. Po kilku kolejkach nie miała ani jednego punktu na koncie. Drużynę po Marianie Gawędzie ponownie przejął Piątkowski, który był w tym czasie jej menedżerem. Konflikty w zespole, odejście kilku czołowych zawodniczek, nieoczekiwane zakończenie kariery przez Alicję Główczak i słabe wyniki sprawiły, że po siedmiu latach wycofał się główny sponsor Gościbi Tadeusz Ryś.
- Miasto dawało nam 10 tysięcy złotych na seniorki i trzy grupy młodzieżowe, a ja za same wynajęcie hali musiałem płacić 15 tysięcy. Brak funduszy sprawił, że musieliśmy wycofać się z __rozgrywek - mówi.

W następnym sezonie Gościbia wróciła w świetnym stylu do I ligi. Gdy jednak w 2005 roku Piątkowski usłyszał od zarządu, że awans go nie interesuje, zrezygnował - po 15 latach urzędowania - z funkcji prezesa klubu. -_ Ja muszę o coś walczyć. Zawodniczki też muszą mieć cel przed sobą. Muszą wiedzieć, po __co trenują - _zaznacza.

Powrót do Myślenic
Po przygodzie z tenisem i futbolem zatęsknił za piłką ręczną. Chciał ją odbudować w Sułkowicach, ale - choć baza była nieporównywalnie lepsza niż za jego czasów - nie było dobrej atmosfery dla handballu we władzach miasta i szkołach. Postanowił więc wskrzesić handball w Myślenicach, który zakładał tam w latach 60. W wakacje 2015 roku zaczął prowadzić zajęcia z najmłodszymi adeptami tej dyscypliny. W debiutanckim turnieju w Chrzanowie zespół UKS Jedynka pokazał się z dobrej strony. Piątkowskiemu pomaga senator Stanisław Bisztyga, dyrektor Gimnazjum nr 1 Tadeusz Jarząbek i kilku działaczy. Liczy także na pomoc burmistrza Macieja Ostrowskiego.

Piątkowski znów jest w swoim żywiole. - Będę pracował dotąd, dopóki starczy mi sił. Ciągle pojawiają się nowi gracze. Wszystkim mówię: „Jeśli wytrwacie cztery lata, każdy będzie miał satysfakcję ze swej gry”. Ale już za dwa lata chcę walczyć o __coś - przekonuje z zapałem.

10 października 2014 roku hali sportowej przy sułkowickim gimnazjum nadano imię Piątkowskiego. Był to pomysł dyrektorki gimnazjum Stefanii Pilch. Trener był tym bardzo zaskoczony, ale ma satysfakcję, że przy tej okazji młodzież dowiedziała się, iż zanim w Sułkowicach zbudował handballową potęgę, zadbał m.in. o powstanie lodowiska, które przez wiele lat służyło lokalnej społeczności.

Przybecki za Bieglera
Piątkowski jest oczywiście bacznym obserwatorem mistrzostw Europy. I mocno przeżył klęskę Polaków z Chorwatami, choć wcale nie był zaskoczony słabym występem naszej drużyny.

- Pierwszym sygnałem, że coś jest nie tak, była 14-bramkowa klęska z Hiszpanią. Nie można tak przegrywać na tydzień przed Euro. Moja żona mówiła: „Nie mamy zespołu”. Też tak uważam. Nie graliśmy kosmicznej piłki ręcznej, p oza meczem z Francją. W innych spotkaniach męczyliśmy się. Chwała chłopcom za ambicję i serce, ale grali bez koncepcji. Drugi trener Jacek Będzikowski mówił, że zawodnicy wiedzieli, jak mają grać z Chorwatami. Ale wiedzieć a umieć to duża różnica. Drużynie brakowało własnego stylu. Można nie grać schematów w ataku, stawiać na improwizację, ale trzeba grać w ciemno w obronie. W dodatku nie mieliśmy nikogo na środku rozegrania - analizuje Piątkowski.

Nie ma najlepszego zdania o Michaelu Bieglerze, zarzucając mu np. złą reakcję na postawę podopiecznych w meczu z Chorwacją (zbyt późno brany czas, nerwowe pokrzykiwania do nabuzowanych graczy, którym potrzebne było raczej uspokojenie), ale ma szacunek wobec niego, że zachował się po męsku i złożył rezygnację. - Ładnie się zachował. Wygrywa zespół, a przegrywa trener - przypomina starą sportową maksymę.

Za dobrego następcę Bieglera uważałby Piotra Przybeckiego, byłego wielokrotnego reprezentanta Polski, a dziś szkoleniowca Śląska Wrocław.

- Rozmawiałem o tym ze Stefanem Wrześniewskim (byłym trenerem naszej kadry) i doszliśmy do wniosku, że to dobry kandydat. Jest młody (ma 43 lata), długo (przez 17 lat ) _grał w Niemczech, ma charakter, powinien znaleźć dobry kontakt z kadrowiczami -___mówi Piątkowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski