Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twierdza zdobyta

Redakcja
Beskid Andrychów przegrał po raz pierwszy u siebie, a jego pogromcą okazał się Lubań Maniowy (1:3), co zabolało jego piłkarzy podwójnie, bo rywal plasuje się w "ogonie" tabeli.

Przemysław Knapik wykorzystał karnego, po którym Beskid zdobył kontaktowego gola FOT. JERZY ZABORSKI

III LIGA PIŁKARSKA. Niespodziewana porażka Beskidu z Lubaniem

Przed meczem w Beskidzie zapewniano, że nie ma mowy o lekceważeniu przeciwnika. ale początek miał słaby. - Nawet po zwycięskich spotkaniach powtarzałem, że zespół ma swoje mankamenty, nad wyeliminowaniem których musimy popracować - zwraca uwagę Krzysztof Wądrzyk, trener Beskidu. - Lubań obnażył wszystkie nasze braki i niedociągnięcia. Moim zdaniem pierwsza bramka ustawiła przebieg rywalizacji.

Jedna bramka, przy sile ognia andrychowian, wydawała się łatwa do odrobienia. - Jednak każdy może mieć słabszy dzień i przeciwko Lubaniowi stać nas było najwyżej na strzelenie jednej bramki - uważa trener Wądrzyk. - Być może zapewniłaby ona nam punkt, gdyby nie sędziowska pomyłka. W sytuacji poprzedzającej drugą bramkę zawodnik Lubania był faulowany, ale zdołał podać piłkę, a kolejny gracz zakończył akcję strzałem. Mniejsza z tym, że niecelnym. Prawo korzyści zostało wykorzystane. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego sędzia cofnął akcję, darując gościom wolnego, po którym dostaliśmy drugą bramkę. Oczywiście, że nie chcę całej winy zrzucać na sędziego, ale też gdyby nie ów wolny, rywale nie strzeliliby drugiej bramki. Musieliśmy zaryzykować otwarcie gry, co stwarzało gościom szansę do kontr.

Swoje uwagi do pracy arbitra mieli też goście. - Dla mnie karny dla andrychowian był mocno kontrowersyjny - uważa Marek Żołądź, trener maniowian. - Przecież Jakub Kożuch najpierw wybił piłkę, a potem doszło do zderzenia z atakującym graczem Beskidu. Może i ucierpiał w tym starciu, ale - moim zdaniem - nie była to sytuacja na karnego. Odniosłem wrażenie, że rozjemca szukał pretekstu do podyktowania gospodarzom karnego i w końcu go znalazł. Pewnie dlatego, że gospodarze nieustannie domagali się karnego po kornerach. Przecież to naturalne, że skoro andrychowianie przed jego wykonaniem ustawiali się na naszej linii bramkowej, trwały przepychanki o jak najlepsze ustawienie. To jest męska gra. Gdyby oczekiwaniom andrychowian miało stać się zadość, pewnie nie tylko w naszej lidze, ale i Europie, sędziowie kilka razy w meczu dyktowaliby rzuty karne.

- Chwilę po kontaktowej bramce jeden z maniowian wyraźnie zagrał ręką, ale sędziemu zabrakło odwagi, by przyznać nam drugiego karnego w ciągu dwóch minut. Wtedy goście z pewnością podnieśliby lament, że zostali u nas skręceni. Nikt nie oczekuje od sędziów pomocy, tylko prawidłowej interpretacji przepisów. Nie mówię tego z wyrzutem. Chciałem tylko zwrócić uwagę, że w tym meczu było tak wiele niuansów, mających wpływ na końcowy wynik i dlatego nasza twierdza padła - ripostował Krzysztof Wądrzyk, trener Beskidu.

Jerzy Zaborski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski