Tuż za przystankiem „Prądnicka” (w kierunku Krowodrzy Górki) od lat znajduje się nielegalne koczowisko cudzoziemców. Część z nich to obywatele Rumunii. Twierdzą, że często zmieniają miejsce zamieszkania w całej Europie.
Koczowisko znajduje się na prywatnej działce, której właściciel – firma deweloperska z siedzibą w Warszawie – wie o problemie, ale nie chce się nim zająć. W rozmowie ze strażą miejską deweloper twierdził, że dopóki nie rozpocznie tam inwestycji, cudzoziemcy nie są dla niego uciążliwi.
Problem pozostawianych na działce odpadków zaniedbała także straż miejska, która przez długi czas wiedziała o zaśmiecaniu, ale nie ukarała właścicieli mandatem.
Ani służby porządkowe, ani urzędnicy nie interesują się problemem, choć okoliczni mieszkańcy nie czują się bezpiecznie w towarzystwie cudzoziemców, którzy bywają agresywni.
– Przebywają tam nielegalnie od ośmiu lat. Czasem tylko zmieniają miejsce: przenoszą altanki bliżej lub dalej od torów tramwajowych – opowiada jedna z okolicznych mieszkanek. – Nie wiem, gdzie dokładnie przebywają, ale od kilku lat widuję ich w Kauflandzie – potwierdził inny mieszkaniec, zapytany przez nas o Romów.
Nie brakuje im łazienek
Udaliśmy się na teren działki za przystankiem „Prądnicka”, by porozmawiać z jej mieszkańcami. Trafiliśmy tam w środku dnia – około godziny 14. Na miejscu nie było nikogo.
Aby dotrzeć do baraków, wystarczy przejść ok. 100 metrów wąską ścieżką pośród krzaków. Koczowisko przedstawia przykry widok. Stoi tam kilka altan, w których znajdują się podstawowe przedmioty codziennego użytku i meble. Przy wejściu duża miotła, która być może nigdy nie została użyta, obok porozrzucane miski, plastikowe przedmioty, a nawet dziecięcy wózek. Całość wygląda jak wielkie śmietnisko, wszystko aż lepi się od brudu. Za altanami ktoś wykopał ogromny dół, w którym lądują odpadki.
Podobne miejsca we Wrocławiu okazały się być siedliskiem chorób zakaźnych. Mieszkańców altan do tej pory nie zbadano, ponieważ – jak twierdzą przedstawiciele Wojewódzkiej Stacji Sanepidu – nie ma do tego podstawy prawnej.
Po kwadransie do baraków wraca dwóch mężczyzn o ciemnych włosach i karnacji, w towarzystwie ok. 60-letniego Polaka. Przedstawia się jako Jarek. Twierdzi, że jest ich kierowcą. Kieszenie ma wypchane obrazkami z wizerunkami świętych.
Pytamy mieszkańców, jak długo przebywają na tej działce i w jaki sposób udało im się przetrwać w tak trudnych warunkach. Reagują zdziwieniem. Ich zdaniem mieszka się tu świetnie. Przyznają jednocześnie, że zarabiają żebrząc na ulicy. Nie chcą szukać innej pracy, nawet fizycznej, np. na budowie.
– Prawie nie znają języka, nie mają na to szans – twierdzi kierowca. Rzeczywiście, mężczyźni podczas rozmowy mieszają polskie słowa z angielskimi i francuskimi.
Nie rozumieją, jak może brakować im łazienek. Prysznic biorą przed barakiem. Używają do mycia wody kupionej w pobliskim supermarkecie, a potrzeby fizjologiczne załatwiają wokół altanek.
Jak mówią, żyją na tej działce tylko w lecie; zimą przenoszą się do noclegowni, która znajduje się w okolicy aquaparku. Przekonują, że nie chcą latem szukać hotelu, bo właśnie tu – na tej działce – mają dom. Na pytanie, dlaczego wybrali Kraków, odpowiadają zaczepnie: – My tu mamy wakacje. Dla nas tu jest plaża. Niedługo pojedziemy do Saint Tropez.
– W Rumunii mamy domy, mamy bmw, ale chcemy być w Polsce, we Francji, w Italii – przekonuje jeden z mężczyzn. – Mamy także tu wiele kobiet – dodaje drugi.
Za granicę wozi ich Jarek, którego traktują jak szefa. Podczas rozmowy co jakiś czas pytają go o polskie słowa, proszą o wyjaśnienie pewnych kwestii. Pytają też o papierosy. Widać, że darzą go zaufaniem.
– Jeżdżę z nimi po całej Europie. Dobrze płacą, mają dużo złota – przyznaje otwarcie kierowca. Opowiada nam także, że w baraku mieszka od kilkunastu do nawet 30 osób. Wśród nich jest kilka kobiet i kilkoro dzieci.
Cudzoziemcy nie chcą nikogo prosić o pomoc. Przez jakiś czas dostawali różne przedmioty codziennego użytku od księży z pobliskiej parafii. Jednak wartościowe rzeczy stanowiły problem, ponieważ wraz z nimi pojawiali się bezdomni, którzy chcieli je wykraść.
Romowie skarżą się, że bezdomni często byli pod wpływem alkoholu. – Są tym bardzo oburzeni, bo u nich nikt nie pije. Romowie stronią od alkoholu – tłumaczy kierowca.
Wiele razy z tego powodu dochodziło do awantur i bójek i z bezdomnymi. Zdarzały się także włamania. Na początku tego roku policja otrzymała zgłoszenie o pożarze resztek altany, a także o uszkodzeniu zamka w drzwiach jednej z nich.
Jesteśmy tu na chwilę...
Mija godzina. Pojawia się jeszcze jeden mężczyzna i dwie kobiety. Jedna z nich – blondynka o skandynawskich rysach – jest wyraźnie przestraszona widokiem dziennikarzy. Jak się okazuje, także jest Romką. – My tu jesteśmy tylko przez kilka dni. Zatrzymaliśmy się, bo zepsuł nam się samochód. Wracamy, jak tylko go naprawią – próbuje się tłumaczyć. Przekonuje też, że nie jest spokrewniona z większością mieszkańców działek.
– Zapytałam, gdzie w okolicy przebywają Romowie, dowiedziałam się, że tu. Przyszłam u nich przenocować – wyjaśnia.
Jej towarzyszka (w wieku ok. 20 lat) nie chce z nami rozmawiać. W milczeniu pali papierosa, którego dostała od Jarka. Za to kierowca staje się coraz bardziej rozmowny. – Dzieci Romów muszą być bezwzględ- nie podporządkowane rodzicom. Oni szanują swoje pociechy bardziej niż Polacy. Nie biją, nie porzucają, dają im wszystko, co najlepsze – opowiada. Trudno jednak uwierzyć w jego słowa, patrząc na warunki sanitarne.
– Kiedy ktoś jest nieposłuszny, rodzice wysyłają nas z powrotem do Rumunii – twierdzi jeden z mężczyzn. Jego zdaniem to największa kara. – Kiedy ktoś sprzeciwia się rodzicom albo popełnia przestępstwa (np. kradnie), nie może wrócić do rodziny przebywającej na emigracji. Kiedy wróci do kraju, nie ma lekko. Traktuje się go jak wygnańca – kontynuuje opowieść kierowca. I dodaje, że powrotem do kraju Romowie karzą także nastolatka, który pali papierosy lub nadużywa alkoholu.
Nie chciała urodzić
W związkach zasady są podobne jak u innych Europejczyków. Do zdrad i rozwodów dochodzi równie często jak u nas. – Kiedy mąż postanawia opuścić żonę, dzieci zostają z matką – tłumaczą Romowie. Prawdziwa tragedia spotyka jednak mężatkę, która nie może mieć dzieci. – Wtedy jej rodzina płaci mężowi dużą sumę pieniędzy, często nawet 25 tys. dolarów – opowiadają Romowie.
Mimo surowych zasad więzi rodzinne są dla mieszkańców altany priorytetem. – Kiedy komuś tutaj coś złego się stanie, wiadomości błyskawicznie docierają do krewnych. Także kiedy członkowie rodziny coś przeskrobią, sprawa od razu wychodzi na jaw – zdradza kierowca.
Na niektóre z naszych pytań Romowie reagują śmiechem lub zaczepkami. Jeden z nich jest jednak w wyraźnie złym nastroju. Przyniósł do altany duże opakowanie gripexu i zażył kilka tabletek.
– Jestem chory, ale nie pójdę do lekarza, bo nie mam pieniędzy – przyznaje, choć chwilę wcześniej opowiadał, że ma wspaniały dom, dużo pieniędzy i samochód.
Jego towarzysz skaleczył sobie stopę. Bez zastanowienia rozdarł dziecięce ubranko leżące na krześle i owinął ranę brudnym skrawkiem materiału.
Mieszkańcy koczowiska nie chcą korzystać ze służby zdrowia. Tylko w ekstremalnych przypadkach jest wzywane pogotowie. Koszty leczenia pokrywa wtedy szpital.
Raz karetka została wezwana do porodu. Kobieta jednak nie chciała urodzić. Dobę czekała na kierowcę, aż wróci z Włoch i zawiezie ją do ojczystego kraju. – Po drodze miałem pecha, złapała mnie policja, więc podróż jeszcze się przedłużyła – opowiada kierowca.
– Położna powiedziała jej, że to, co robi, jest nierozsądne, bo już dawno odeszły jej wody. Kiedy wyjechaliśmy, widać było już główkę. Mimo to się udało i chłopak przyszedł na świat w Rumunii – kontynuuje kierowca. – Mój syn, duży chłopak – dodaje z dumą jeden z mężczyzn.
Na koniec zwracamy naszym rozmówcom uwagę, że robią na działce bałagan, który przeszkadza sąsiadom. Są zdziwieni tymi zarzutami. – Trzeba było zobaczyć, co tu było kilka miesięcy temu. W porównaniu do tamtego bałaganu teraz jest tu porządek – przekonują.
Napisz do autora:
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?