Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ty, Ziyad, jesteś OK, ale innych obcych my tu już nie chcemy

Rozmawia Katarzyna Kachel
Andrzej Banaś
Mój pierwszy wieczór w Krakowie spędziłem w Piwnicy pod Baranami. Na opłatku. Piotr Skrzynecki objął mnie wówczas i uścisnął mocno. "Pierwszy raz widzę żywego Kurda, zawsze jesteście bombardowani albo gazowani", rzekł z uznaniem - wspomina Ziyad Raoof. Poczułem, że znalazłem się u siebie.

-"Jedziemy do Niemiec, pomieszkać u Angeli" - takie SMS-y podobno wysyłają uchodźcy.
-Jestem pewien, że niewielu z nich. Może ci, którzy nie odczuli dramatu i powagi sytuacji, w jakiej dziesiątki tysięcy ludzi żyje od miesięcy, a nawet lat, w skrajnie ciężkich warunkach. Bez jedzenia, wody, prądu, w strachu przed śmiercią. I bez nadziei na to, że skończy się ich gehenna lub że ktoś im pomoże.

- Ktoś, czyli Europa?

- Europejscy politycy wielokrotnie byli wzywani do bardziej zdecydowanej reakcji. Do większej pomocy uchodźcom wtedy, kiedy ci miesiącami koczowali na granicy syryjsko- tureckiej i w innych regionach, dokąd uciekali, nie będąc w stanie zaspokoić swoich elementarnych potrzeb. Dzisiejsza fala, która wymknęła się spod kontroli, to nic innego jak efekt spóźnionych działań Europy.

- SMS-y, od których zaczęłam, dostaje Ghaze Abdulloh, Syryjczyk, właściciel popularnych w stolicy lokali z kebabem. Tak przynajmniej zapewniał w wywiadzie dla natemat.pl. Jest przekonany, że celem emigracji są Niemcy i zasiłek, który obiecała kanclerz. Dodaje, nie on zresztą jedyny, że prawdziwi uchodźcy to może jedna piąta całej fali. "Widzę ich twarze i wstyd mi" - mówi.
- Mnie wstyd za niego. Nie wyobrażam sobie, by być tak pozbawionym szacunku do swojego narodu, do swoich braci. Empatii w tak wstrząsającej sytuacji. Ten człowiek powinien pamiętać, że sam jest migrantem. Że nie od razu otworzył sieć kebabów i zaczął zarabiać pieniądze. Ktoś mu tę szansę tutaj, w tym kraju, dał.

- Tak jak Panu?

-Tak jak mnie. Ta sytuacja jest mi szczególnie bliska. Kurdowie przeżyli podobną tragedię w 1991 roku, kiedy 2 miliony osób zmuszone były uciekać w góry, a potem do krajów sąsiednich, by schronić się przed bombardowaniami Saddama Husajna, który krwawo tłumił powstanie. Wiemy zatem dobrze, co znaczy walczyć o życie swoje i bliskich. Co znaczy zostać zmuszonym do opuszczenia domów. Stąd też wiemy, że warto pomagać mimo wszystko.

- Bez weryfikacji?

-Bez pytania o wiarę czy przynależność etniczną. To nasz humanitarny obowiązek. Proszę mi wierzyć, w irackim Kurdystanie zdajemy sobie sprawę, że wśród uchodźców są rodziny, w których ojcowie są w szeregach ISIS. Czy to powód, by wszystkim przestać pomagać?

- Dla wielu Polaków to dobry argument, by zamknąć domy przed uchodźcami.
- Jak mógłbym nie pomóc umierającemu dziecku czy ojcu, który szuka miejsca, gdzie może rozpocząć życie, a tym samym ocalić rodzinę od śmierci?

- Przeciwnicy mówią, że wielu z nich to imigranci ekonomiczni...
- Zapewniam, że tylko niewielki procent to ci, którzy szukają lepszych warunków i możliwości bytowych. Te jednostki nie mogą jednak zaburzać autentycznego i wymagającego rozwiązania problemu tych, dla których bombardowania są okrutną codziennością. Wierzy Pani, że tacy ludzie grają? Udają?

- Kampania przedwyborcza nie sprzyja chyba obiektywnej ocenie ich sytuacji?
-Nie sprzyja, na dodatek podsyca lęki i fobie. Przecież od lat do Polski przyjeżdżali uchodźcy, emigranci i nie było tak gwałtownych protestów, niechęci. Większość zintegrowała się, pracuje, założyła rodziny i nie ma z nimi problemu.

- Zatrudniłby Pan u siebie, w restauracji, uchodźców z Syrii?

- Nie byłoby to dla mnie niczym nadzwyczajnym, podobnie jak przyjęcie uchodźców do siebie, do domu. To naturalne. Ludzki odruch. Nie robiłbym różnicy między potrzebującym z Syrii, Kurdystanu czy z Ukrainy.

-"Nie będę nawet remontować domu, bo mi zaraz kogoś dokwaterują" - słyszę od ludzi wykształconych, pracujących z młodzieżą.

- To sztucznie podkręcony strach. Wywoływanie demonów. Także przez media. I choć większość z państwa pochlebnie odnosi się do fali uchodźców, to nawet relacjonując kolejne protesty, demonstracje, robiąc sondaże czy przeprowadzając debaty, pokazujecie, że są wśród nas ci pełni nienawiści i ksenofobii.

- Co mówią Pana znajomi, krakowianie?
- Też są podzieleni. Jedni obawiają się terroryzmu, zagrożenia dla ich miejsc pracy, drudzy są zszokowani, że ci pierwsi tak mogą myśleć. Często słyszę: Ziyad, ty jesteś OK, ale innych obcych to już u siebie nie chcemy. To chyba nie na tym polega. Ostatnio w telewizji widziałem fragmenty filmów z lat 60. i 80. o Polakach na Zachodzie. Warto przypomnieć sobie te czasy, bo historia lubi się powtarzać.

- Pan też musiał uciekać, było ciężko?
- Owszem, bywało, ale nie ukrywam, że byłem człowiekiem, który miał dużo szczęścia. Moja otwartość zawsze trafiała na otwartość Polaków. I to już w pierwszych dniach pobytu, kiedy jako student mieszkałem w domu studenckim Piast i spotkałem takich ludzi jak Mirek Wujas, który wymyślił festiwal PaKA, oraz na inne osoby związane z Rotundą i festiwalami studenckimi.

-Nie czuł się Pan obco?
-W pierwszy wieczór pobytu w Krakowie moi przyjaciele zaprowadzili mnie do Piwnicy pod Baranami. Zbliżały się święta, opłatek, panowała atmosfera ciepła. Gdy zostałem przedstawiony Piotrowi Skrzyneckiemu, objął mnie i uścisnął mocno. "Pierwszy raz widzę żywego Kurda, zawsze jesteście bombardowani albo gazowani", rzekł z uznaniem. Jak mogłem czuć się obco? Był rok 1986 i od tej pory spotykałem się głównie z życzliwością i tolerancją. Zawsze mogłem liczyć na pomoc i zawsze starałem się też pomocy udzielać innym.

-Wierzy Pan, że te rodziny, które do nas trafią, będą w stanie się zasymilować? Zostać tu, zapuścić korzenie, jak Pan.
-Tak, o ile stworzy im się takie warunki, by mogły w szybkim tempie nauczyć się języka polskiego, co ułatwi znalezienie pracy. Ważne jest też, by ich dzieci mogły uczęszczać do szkoły i miały zapewnioną opiekę lekarską.

-Nie będą chcieli jechać na Zachód?

-Oczywiście jest takie przekonanie, że tam warunki są lepsze, ale wierzę, że wielu z nich, gdy tylko dostanie taką szansę, niekoniecznie będzie szukać dalszych celów podróży.


-Tak jak Pan.

-Po niecałym roku wiedziałem, że to kraj i miasto, w którym chcę żyć, choć wielu znajomych stukało się wtedy w głowę i mówiło: Popatrz, wszyscy stąd uciekają. "Ktoś zostać musi" - mówiłem i nie żałuję. Może warto dziś tę szansę dać tym, którzy o nią proszą. Rzecz jasna, z uwzględnieniem wszystkich wymogów bezpieczeństwa i kontroli, ale nie wolno wkładać wszystkich do jednego worka. Nie traktować jak terrorystów ani jak imigrantów ekonomicznych. Trudno teraz powstrzymać marsz uchodźców. Europa się spóźniła, nie zareagowała w odpowiednim momencie. Zlekceważyła wołanie o pomoc, stąd fala uciekających przed wojną, którzy nie bacząc na to, że mogą utonąć, udusić się, szukają dla siebie kawałka bezpiecznej ziemi.

- Co możemy zrobić?

-Tam na miejscu, w obozach uchodźców, stworzyć im godne warunki przetrwania, ocalić stracone pokolenie, uspokoić i zapewnić ich o chęci pomocy ze strony Europy. Poza tym należy wrócić do źródła problemu. Nie zajmować się wyłącznie rozważaniem, czy zamknąć granice, czy przyjmować mniej czy więcej imigrantów. Trzeba zrobić wszystko, by zakończyć konflikt i pokonać ISIS. W Syrii to się nie powiedzie bez porozumienia światowych i regionalnych mocarstw oraz krajów tego regionu. Należy doprowadzić do takiego kompromisu, w którym kraje pomagające Syrii nie poczują, że stracą swoje wpływy, a z kolei naród syryjski i Europa uwierzą, że normalny rząd, nie totalitarny, jest tam możliwy. Wierzę w taką ugodę, bo w polityce nie ma rzeczy niemożliwych.

Ziyad Raoof urodził się w Erbilu, w Kurdystanie Irackim, w 1956 roku. Tam skończył liceum i zdał maturę. W czasach licealnych brał czynny udział w działaniach młodzieżowych i partyjnych organizacji opozycyjnych. W wyniku represji reżimu Saddama Husajna w roku 1977 został zmuszony do ucieczki z ojczyzny do Turcji. W latach 1978-1985 studiował na Uniwersytecie im. Patrice Lubumby w Moskwie i uzyskał stopień magistra prawa. Zdobył dyplom nauczyciela języka rosyjskiego dla obcokrajowców oraz dyplom tłumacza języka rosyjskiego. W 1986 roku przyjechał do Polski i rozpoczął studia doktoranckie na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1990 roku rozpoczął działalność gospodarczą prowadzeniem restauracji na zamku w Przegorzałach. Stworzył sieć hoteli i restauracji "ZR Hotele i restauracje w zabytkach".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski