Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tylko dla bogatych

Redakcja
(INF. WŁ.) Marianna Mazur poleciała do Australii, aby odwiedzić umierającą córkę i przeżywającego depresję, bezrobotnego syna. Bilet kupiła za pieniądze, które dostała jako rekompensatę finansową za niewaloryzowanie pensji w budżetówce w latach 80. Powrotna podróż trwała tydzień i okazała się koszmarem. Nasza Czytelniczka wróciła do Krakowa skrajnie wyczerpana i zadłużona w polskim konsulacie, który udzielił jej pomocy. Aby zwrócić długi, postanowiła zaskarżyć zagraniczne linie. Ma emeryturę wynoszącą zaledwie 783 zł, więc zwróciła się do sądu o zwolnienie z kosztów. Odmówiono jej. Sędzia poradził pani Mariannie "poczynić oszczędności we własnych wydatkach".

Coraz więcej osób składa wnioski o zwolnienie z opłat sądowych z powodu trudnej sytuacji materialnej. Coraz mniej dostaje zgodę.

   - Choroba córki zaczęła się nagle, okazało się, że jest nieuleczalna. Taka wiadomość to dla matki cios, więc choć mam 75 lat i kłopoty z kręgosłupem, postanowiłam polecieć do Australii, aby zobaczyć córkę. Być może ostatni raz. Akurat dostałam kilka tysięcy złotych tytułem rekompensaty - opowiada Marianna Mazur.
   Lot do Sydney przebiegał bez zakłóceń, ale droga powrotna była prawdziwą gehenną. Podczas przerwy na tankowanie paliwa w Kuala Lumpur wszyscy pasażerowie muszą na pewien czas opuścić pokład. Stewardesa zaproponowała, aby pani Marianna łyknęła trochę tlenu z butli, bo na zewnątrz był straszny upał - 40 stopni C. Wtedy do samolotu wszedł Malezyjczyk, przedstawiciel linii, do których należał samolot. Niemal siłą zaprowadził Polkę do punktu lekarskiego na lotnisku. Lekarz jednak stwierdził, że kobieta może kontynuować podróż. Niestety, samolot odleciał bez niej. Cały tydzień trwały targi polskiego konsula w Malezji z przedstawicielem linii lotniczych, który upierał się, że nie wpuści pasażerki na pokład samolotu, chyba że opłaci ona przelot do Krakowa i z powrotem malezyjskiemu kardiologowi. Po tygodniu tych przepychanek konsul kupił bilet w innych liniach. Wychudzona, wyczerpana i zadłużona w konsulacie, pani Marianna dotarła wreszcie do Krakowa.
   Za namową znajomych wystąpiła do sądu przeciwko liniom lotniczym, domagając się zwrotu kosztów, które dodatkowo musiała ponieść, mimo że miała opłacony bilet w obie strony. Przedstawiła zaświadczenia lekarskie, że była całkiem zdrowa oraz zeznania polskiego konsula.
   Nie ma żadnych oszczędności, a jej emerytura wynosi 783 zł, więc postanowiła zwrócić się do sądu o choćby częściowe zwolnienie z kosztów. Wyliczyła, że ze swojej emerytury musi opłacić mieszkanie (250 zł miesięcznie za 35-metrową kawalerkę) i kupić lekarstwa za około 200 zł. Na pytanie, czy ma jakieś wartościowe przedmioty, przyznała się sądowi do trzech złotych pierścionków, w tym jednego zaręczynowego, które traktuje jak pamiątki rodzinne. Podpisała też stosowne oświadczenie, że nie jest w stanie ponieść kosztów sądowych bez uszczerbku w koniecznych do życia wydatkach.
   Sędzia Sądu Rejonowego dla Krakowa Śródmieścia oddaliła jej wniosek, uzasadniając odmowę tym, że skoro Mariannę Mazur stać było na lot do Australii, to powinna mieć pieniądze na procesowanie się, a jeśli ich nie ma, powinna pójść do sądu dopiero wtedy, gdy "poczyni oszczędności we własnych wydatkach. Gdyby poczynione w ten sposób oszczędności okazały się niewystarczające - może zwrócić się o pomoc do państwa" - napisała sędzia.
   Marianna Mazur jest zbulwersowana takim potraktowaniem, zważywszy, że słyszała o przypadku, gdy sąd zwolnił z kosztów procesowych człowieka, który miał dwie restauracje i bar, tyle tylko, że w aktach cały majątek należał do jego żony.
   Nasza Czytelniczka

pożyczyła pieniądze

- 595 zł - i wpłaciła je do sądowej kasy, wierząc, że odda, gdy otrzyma odszkodowanie. Tymczasem mija piąty miesiąc od złożenia pisma procesowego i wciąż nie wiadomo, kiedy rozpocznie się jej sprawa. Marianna Mazur jest zrozpaczona, bo wierzyciele zaczynają się niecierpliwić. Emerytka uważa, że w państwie prawa, za jakie chce uchodzić Polska, obywatel nie powinien tak długo czekać na rozstrzygnięcie swoich życiowych problemów.
   Sędzia Sławomir Jamróg pełniący obowiązki rzecznika Sądu Okręgowego w Krakowie przypomina, że sędzia jest w swoich decyzjach niezawisły i jednoosobowo decyduje, czy zwolnić daną osobę z kosztów sądowych. - W wątpliwej sprawie sędzia może osobiście przeprowadzić dochodzenie, czy wnioskującego rzeczywiście nie stać na pokrycie kosztów. Takie przypadki są jednak rzadkie - przyznaje sędzia Jamróg. Generalnie sędziowie opierają się przeważnie na oświadczeniu złożonym przez wnioskodawcę. I na tej podstawie decydują, kogo zwolnić z opłat, a komu odmówić.
   Rzecznik krakowskiego sądu nie wyklucza, że sędzia może czasem podejść do sprawy rutynowo, nie wnikając dokładnie w sytuację wnioskującego, ale od tego jest instytucja odwoławcza.
   Mecenas Małgorzata Gil, reprezentująca przed sądem interesy Marianny Mazur, twierdzi, że namawiała swoją klientkę do złożenia odwołania. - Pani Marianna stwierdziła jednak, że

ma swój honor

i ambicję i nie będzie prosiła bez końca. Poza tym odwołanie do wyższej instancji oznacza, że jej sprawa przedłużyłaby się o kolejne trzy miesiące, bo mniej więcej tyle czasu zajmuje sędziemu, przynajmniej w Sądzie Rejonowym dla Krakowa Śródmieścia, rozpatrzenie wniosku o zwolnienie z opłat.
   Z obserwacji mecenas Gil wynika, że sądy coraz rzadziej zwalniają z kosztów klientów wymiaru sprawiedliwości. A ludzie przychodzący do sądu mają coraz chudsze portfele. W jej opinii, sensowne byłoby zmniejszenie najniższej opłaty z 8 do 5 proc. wartości sporu. - Znam przypadki, w których ludzie rezygnują z sądowego ubiegania się o zwrot należnych im pieniędzy, bo nie stać ich na wniesienie opłaty - mówi mec. Gil. - Dotyczy to coraz częściej drobnych przedsiębiorców, którym zleceniodawcy są winni grube pieniądze, a oni pozostają bezradni, bo nie mają kilku tysięcy na opłatę sądową.
   Sędzia Jamróg nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, jaki procent wniosków o zwolnienie z kosztów zostaje załatwionych pozytywnie. Twierdzi - podobnie jak Ministerstwo Sprawiedliwości, z którym rozmawialiśmy - że nie ma takich statystyk. Ale zgadza się z opinią, że odmowy zdarzają się coraz częściej. - _Rozpatrując wnioski o zwolnienie z opłat, wychodzimy z założenia, że biedny nie pójdzie do sądu - _przyznaje.
GRAŻYNA STARZAK

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski