Rafał Stanowski: FILMOMAN
Tytuł przewrotnie nawiązuje do sytuacji głównego bohatera Juliena, psychologa zajmującego się małżeństwami w kryzysie. Ten mało przystojny brunet o ciemnych oczach sam ma problem ze znalezieniem partnerki. A może nie tyle ze znalezieniem, ile z jej utrzymaniem. Julien ma bowiem jedną istotną wadę, przynosi kobietom pecha. Przekonały się o tym koleżanki ze szkoły, a teraz boleśnie doświadczają tego kobiety w wieku całkiem dojrzałym.
Reżyser prowadzi fabułę zgodnie z rytuałem, który należy do gatunku komedii romantycznej. Mamy więc poznanie się bohaterów, ich miłość, potem rozstanie, a w finale... Z grzeczności pisać tu nie będę, by nie psuć zabawy, ale uważny widz i tak domyśla się, jak to wszystko się skończy. Nie chodzi tu bowiem wcale o to, jak wyglądać będzie ostatnia scena, ale o to, co zobaczymy przed napisem „fin”, obwieszczającym zapalenie się lamp w kinowej sali.
Francuska komedia romantyczna różni się jednym zasadniczym elementem od większości amerykańskich kuzynek. Scenariusz nie skupia się tylko na gagach (choć tych nie brakuje i bywają całkiem zabawne). Twórcy starają się sportretować nowoczesne społeczeństwo, pokazując je w krzywym zwierciadle. Na pierwszy plan tego pejzażu wysuwa się Elie Semoun, z gracją kreujący postać projektanta Philippe’a Markusa. To przykład postaci charakterystycznej, pokazanej w groteskowym, nieuciekającym od uszczypliwości tonie. Budzi tyle samo rozbawienia, co niepokoju. Ilu bowiem podobnych mu szefów dzierży władzę w rozmaitych agencjach kreatywnych? Ludzi, którzy bez mrugnięcia okiem są gotowi ukraść projekt, by następnie podpisać go swoim nazwiskiem? Ten „artystyczny” egocentryzm jest z pewnością dobrze znany Francuzom. Wszak są oni kolebką europejskiego dizajnu. Nie tylko w dziedzinie sztuki użytkowej, ale także projektowania samochodów. A wokół tych ostatnich krąży fabuła filmu.
Ciekawe, czy ten film zrobi w Polsce karierę podobną do „Nietykalnych”, wielkiego przeboju znad Sekwany. Produkcja Cuchego posiada mniej atutów, jest bardziej komediowa, mniej stara się portretować relacje między ludźmi. To film z nieco innej półki, z mniejszymi ambicjami. Ale to nie znaczy, że jest niedobry. Wręcz przeciwnie. Spełnia dwa podstawowe zadania swojego gatunku: śmieszy i potrafi wywołać łzy wzruszenia.
„Tylko nie miłość” działa jak dobra francuska brioszka. Jej smak dobrze znamy, ciasto niczym nie zaskakuje, podobnie jak zatopiona w środku czekolada. Całość jest jednak tak smaczna, że po seansie nachodzi nas myśl, by jej ponownie skosztować.
Fot. ITI Cinema
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?