Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tylko nieco mądrzejsi po szkodzie

Grzegorz Skowron
Grzegorz Skowron
Dramatyczne obrazy powodzi z 1997 i 2010 roku w Krakowie
Dramatyczne obrazy powodzi z 1997 i 2010 roku w Krakowie Anna Kaczmarz
20 lat po powodzi 1000-lecia. Jesteśmy lepiej zabezpieczeni przed „wielką wodą”. Potrafimy przewidzieć, kiedy przyjdzie fala powodziowa i jak wielka będzie, mamy mocniejsze wały i nowe zbiorniki. Ale nadal na terenach, którym grozi zalanie, stawiane są nowe domy.

Zobacz też: Powódź Tysiąclecia. Mija 20 lat od przejścia żywiołu [ZDJĘCIA ARCHIWALNE]

Właśnie mija 20 lat od powodzi, podczas której w Polsce zginęło 56 osób, a powstałe w jej wyniku szkody oszacowano na 12,8 mld złotych. Wprawdzie w Krakowie i Małopolsce nie była ona aż tak dotkliwa jak we Wrocławiu, Opolu, Raciborzu i w dorzeczu Odry, ale to po niej po raz pierwszy zaczęto poważnie myśleć o ochronie przed powodzią.

Do skutecznych działań było jednak daleko - powódź sprzed siedmiu lat (maj-czerwiec 2010) spowodowała straty w wysokości ok. 10 mld złotych, a więc porównywalne do tych po powodzi 1000-lecia. Tyle, że tym razem ucierpieli głównie mieszkańcy dorzecza górnej Wisły. I dopiero po niej rząd zatwierdził program przeciwpowodziowy dla południowo-wschodniej Polski, w tym dla Małopolski.

Jego efektem jest wzmocnienie obwałowań Wisły i jej dopływów. Dzięki niemu zwiększono wydatki na budowę zbiornika Świnna Poręba na Skawie, wznoszonego od 30 lat i ciągle niedokończonego. Ale to on, choć niegotowy, w 2010 roku uratował Kraków przed zalaniem. Wtedy poziom Wisły pod mostem Dębnickim był wyższy niż w lipcu 1997 roku - gdyby do tego doszła woda zatrzymana w Świnnej Porębie, niektóre krakowskie osiedla mogły być tak samo zalane jak wcześniej we Wrocławiu czy Racibórzu.

Efektem programu dla górnej Wisły jest wiedza o tym, co i gdzie jeszcze musimy zrobić, by uratować małopolskie miejscowości przed zalaniem. Do roku 2020 planowano wydać na terenie 5 województw 8,9 mld zł, w następnych 10 latach - 4,3 mld zł. Ponad połowę kosztów miały pokryć unijne dotacje, ale trzy lata temu Komisja Europejska wytknęła naszemu rządowi, że nie realizuje unijnej dyrektywy w zakresie strategicznego planowania w gospodarce wodnej. Dopiero teraz jesteśmy blisko spełnienia wymogów stawianych przez KE.

Mimo tego, że wielu inwestycji ciągle nie ma, już jesteśmy lepiej zabezpieczeni przed wylaniem małopolskich rzek. W ciągu kilku lat powstał bowiem system umożliwiający sterowanie falą powodziową. Pomierzono wszystkie rzeki i zbiorniki, opracowano informatyczny model pozwalający oszacować przepływ wody w każdym korycie rzeki. Dzięki temu można np. przewidzieć, kiedy fala na jednej rzece dojdzie do miejsca, w którym wpada do niej dopływ. I tak zmniejszać poziom wody w dopływie, zatrzymując wodę w zbiorniku lub spuszczając ją wcześniej, by fale z dwóch rzek nie spotkały się i nie spowodowały kulminacji.

W skrajnych przypadkach nawet takie manewry nie są w stanie zapobiec powodzi. Pomierzenie rzek, głębokości ich koryt i wysokości wałów pozwoliło na stworzenie innego modelu - pokazującego, które tereny zostaną zalane, gdy przyjdzie wielka woda. Każdy może sam sobie sprawdzić, co go czeka w razie katastrofy, sprawdzając tzw. mapy zalewowe.

Ale ten system miał również służyć znacznie ważniejszej sprawie - wprowadzeniu całkowitego zakazu budowy na terenach zalewowych. Był on nawet bliski urzeczywistnienia, jednak po przejęciu władzy przez PiS obowiązek uwzględniania w planach zagospodarowania przestrzennego tego zakazu zastąpiono zaleceniem, do którego niekoniecznie trzeba się stosować. Oficjalnym powodem były rzekome niedokładności na mapach zalewowych, ale zamiast poprawiać same mapy, ideę zakazu zabudowy na terenach zagrożonych powodzią odłożono na półkę, choć może i nawet wyrzucono ją do kosza.

Prawda jest też taka, że o zagrożeniu wielką powodzią już trochę zapomnieliśmy. Nie tylko dlatego, że dawno nie było takiej katastrofy. Coraz częściej borykamy się z gwałtownymi burzami i opadami, o lokalnym charakterze, które w ciągu godziny potrafią sparaliżować jedno miasto, ale szybko przechodzą i niedaleko są kompletnie nieodczuwalne. Każda z takich ulew nie powoduje relatywnie dużych strat, choć ich zsumowanie daje już straty miliardowe. Ale ważniejsze jest to, że takim lokalnym kataklizmom praktycznie nie da się zapobiec.

Zobacz też: Mija 20 lat od Powodzi Tysiąclecia. Czy mieszkańcy najbardziej dotkniętych miejsc czują się bezpiecznie?

Źródło: TVN24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski