Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tym razem nie oddałam swojej pracy i kariery w obce ręce

Redakcja
Magda Steczkowska w refleksyjnym nastroju
Magda Steczkowska w refleksyjnym nastroju Fot. Łukasz Urbański
Muzyka. Magda Steczkowska opowiada o pierwszej płycie solowej - „...nie na zawsze”.

- Pierwszy raz powiedziałaś, że planujesz solową płytę trzy lata temu. Praca nad nią tak długo trwała ze względu na Twój udział w telewizyjnych talent shows?

- W dużym stopniu. Przede wszystkim przez „Twoja twarz brzmi znajomo”. Ten program nie pozostawiał czasu na nic innego. Poza tym postanowiliśmy wydać ten album sami - czyli ja z mężem. Założyliśmy więc firmę - i począwszy od wyboru utworów, poprzez wynajęcia studia i muzyków, przez produkcję sesji fotograficznej, a później grafiki i tłoczenie płyty, wszystko było na naszej głowie. Jedynie dystrybucję zleciliśmy zewnętrznej firmie. To zajęło nam mnóstwo czasu.

- Ta samodzielność to konieczność czy wybór?

- Wybór. Oczywiście mogliśmy nagrać demo i chodzić z nim po wytwórniach, ale stwierdziliśmy, że ten okres mamy już za sobą. Wiemy, jak to wygląda i widzimy, jak duże błędy popełniali wydawcy w wypadku mojej osoby. Postanowiliśmy ich więc nie popełniać. Tym razem nie oddałam swojej pracy i kariery w obce ręce. Pożegnaliśmy się miło z wytwórnią, z którą pracowałam i zrobiliśmy wszystko po swojemu.

- Nagrywałaś w słynnych Alvernia Studios - i to tuż przed ich zamknięciem.

- To prawda - podobno byliśmy ostatnimi klientami. Ogromnie mi przykro z tego powodu, ponieważ to naprawdę fenomenalne studio. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego. To są wielkie przestrzenie, zaprojektowane z niezwykłą fantazją. Kiedy weszłam tam po raz pierwszy, miałam wrażenie, że jestem na statku kosmicznym! Niesamowite uczucie! Gdy mój mąż rozłożył na środku swój wielki zestaw perkusyjny, który ledwo mieści się do naszego busa, wyglądało to z daleka jak mały punkcik na mapie (śmiech). Ale dzięki temu efekt jest oszałamiający. Takiego brzmienia, jak w Alverni, nie da się uzyskać w mniejszych studiach.

- Dlaczego tym razem postanowiłaś nagrać w pełni własną płytę, a nie tak jak poprzednio - z zespołem Indigo?

- Indigo to był zespół przyjaciół, z którym nagrałam piętnaście lat temu pierwszą płytę „Ultrakolor”. Wszyscy wtedy nad nią pracowaliśmy. Każda następna płyta była już coraz bardziej moja - ale nadal towarzyszyli mi moi przyjaciele, których zapraszałam do współpracy. I tak jest do tej pory. Na płycie „...nie na zawsze” gra mój mąż, Kamil Barański, Marek Buchowicz i Wiktor Tatarek, który dołączył do nas jakiś czas temu. Jest on również współproducentem płyty. Dwa przepiękne utwory są autorstwa Adama Niedzielina, z którym wciąż mam przyjemność koncertować w mniejszych składach.

- Teksty tym razem są jak na Ciebie zaskakująco refleksyjne. Co się stało?

- Ludzie się zmieniają. To naturalna kolej rzeczy. Z wiekiem poważniejemy. Stąd piosenka „Leć”, która opowiada o macierzyństwie, o tym, co już przeżyłam, a co jeszcze mnie czeka jako mamę, o tym, że się boję tego momentu, kiedy moje córki wyfruną z domu. „Jesteś tu” z kolei opowiada o moim tacie: co mu zawdzięczam, jak tęsknie, jak go pamiętam. To bardzo osobisty tekst i zawsze, kiedy go śpiewam, to walczę ze łzami. Jest też przepiękny utwór „Jedna” autorstwa Adama Niedzielina i Jacka Cygana, który nagraliśmy z zespołem Indigo na pierwszej płycie. Powraca w odświeżonej wersji nagranej na nowo.

- Na płytach Indigo były zawsze mocno słyszalne soulowe i funkowe wpływy. Tutaj to klasycznie polska piosenka.

- Mieszkam w Polsce i lubię mieć pewność, że publiczność wie, o czym jest piosenka. Ważny jest dla mnie tekst, piękna melodia, możliwość wyśpiewania tego, co czuję. Dlatego dużo na płycie ballad. Są też oczywiście żywsze rytmy, bo uwielbiam tańczyć tak samo, jak wzruszać się. Kobieta zmienną jest.

- Dzisiaj mówi się, że artyści nagrywają nowe płyty tylko po to, aby wypromować swoje koncerty. To prawda?

- Tak. Płyty w tej chwili sprzedają się na polskim rynku marnie, nawet te, które są radiowymi hitami. Jeśli sprzeda się kilka tysięcy egzemplarzy albumu, to tylko zwrócą się koszty jego wydania. O zarobku nie ma nawet co marzyć. Dlatego zawsze mówię z mężem, że mamy bardzo drogie hobby (śmiech). Ale wydanie nowej płyty jest najlepszym bodźcem do grania koncertów. Ludzie chcą bowiem posłuchać jak premierowe piosenki brzmią na żywo - i chętniej przychodzą na koncerty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski