Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tysiąc lat wspólnego, niełatwego życia Polaków i Żydów w Krakowie

Rozmawiała Monika Jagiełło
Z autorami spotkamy się 2 grudnia w Śródmiejskim Ośrodku Kultury o godz. 18. Drugie spotkanie odbędzie się 3 grudnia w Domu Kultury „Podgórze” (ul. Sokolska 13) o godz. 18
Z autorami spotkamy się 2 grudnia w Śródmiejskim Ośrodku Kultury o godz. 18. Drugie spotkanie odbędzie się 3 grudnia w Domu Kultury „Podgórze” (ul. Sokolska 13) o godz. 18 Fot. Andrzej Banaś
Historia. Leszek Mazan i Mieczysław Czuma opowiadają o swojej najnowszej książce „Tate, jedziemy do Krakowa”

- Zebrać tysiąc lat wspólnego, niełatwego życia to wyzwanie.

Leszek Mazan: - Nasza przygoda ze światem żydowskim zaczęła się z czystej ciekawości. Należymy do pokolenia, które fizycznie już z tym światem się nie stykało. Znamy je ze sztuki, literatury, historycznych podań, nazw ulic.

Mieczysław Czuma: - Kalendarium napisaliśmy w czasie teraźniejszym. Dzięki temu pokazujemy fakty w reporterskim fleszu. Jedno wydarzenie goni drugie, narracja jest wartka. Całość jest lekka, ale dość wierna faktom. To nadaje tempo tysiącletniej historii dziejów polsko-żydowskich.

- Kiedy zaczyna się ta opowieść?

L.M.: - Raczej od kogo: od człowieka, który pierwszy raz zapisał nazwę Krakowa, w 965 roku. To Ibrahim Ibn Jakub. Żydowi zawdzięczamy tę pierwszą wzmiankę o naszym mieście. Choć trochę nas ocyganił, bo nigdy w Krakowie nie był. Wszystko, czego dowiedział się o mieście, usłyszał będąc w Pradze. Ale ponieważ napisał o nas dobrze, to będziemy namawiać, żeby w Krakowie pojawiła się ulica Ibrahima Ibn Jakuba. Zrobił nam najlepszą z możliwych reklamę.

- „…I choć herezją to się wyda znów zaczęło się od Żyda...” - przypominacie słowa poety Tadeusza Polanowskiego. Jak ważny był Kraków dla Żydów w średniowieczu?

M.Cz: - Na początku średniowiecza w tej części Europy istniały trzy wielkie gminy: w Pradze, Ostrzyhomiu na Węgrzech i w Krakowie. W czasie, kiedy Żydów rugowano z Europy - Hiszpanii, Włoch, Niemiec - mogli osiedlać się u nas. Jest taka stara żydowska przypowieść. Izraelici, szukając miejsca dla siebie, wznosili ręce do nieba, pytając: „Jahwe, gdzie my się mamy osiedlić?”. Z nieba spadła kartka, na której były napisane dwa słowa „po lin” - znaczy „tutaj odpoczniesz”. Jednocześnie „Polin” to hebrajska nazwa Polski.

- Ale, zanim Żydzi znaleźli się na Kazimierzu, żyli w centrum Krakowa...

M.Cz.: - Kazimierz był miastem polskim. Kazimierz Wielki lokował je by stworzyć przeciwwagę dla zniemczonego patrycjatu Krakowa. Kościoły Bożego Ciała, św. Katarzyny stawiano dla krakowskich chrześcijan. Wcześniej Żydzi rzeczywiście mieszkali w sercu Starego Miasta. Dzisiejsza ulica Świętej Anny to dawna Żydowska. A Jagiellońska to niegdysiejsza Szeroka. Gdy budowano kościół Świętej Anny, w czasach Kazimierza Wielkiego, rada miejska zaproponowała, by zmienić nazwę ulicy Żydowskiej. Bo jak to: kościół św. Anny przy Żydowskiej? Sprawę uratował niejaki Mateusz Borek przypominając, że Anna, babka pana Jezusa, przecież też była Żydówką.

- Jak Żydzi trafili na Kazimierz?

M.Cz.: - Gdy założono Akademię Krakowska, Żydów przeniesiono na ulicę Szpiglarską - dzisiejszą Świętego Tomasza. Później zostali wydaleni na Kazimierz. Była to konsekwencja pożaru, jaki mieszczaństwo polskie i niemieckie wznieciło, by zrzucić winę na Żydów i pozbyć się konkurencji w handlu. Olbracht przeniósł ich na Kazimierz, który stał się centrum myśli żydowskiej w Polsce.

- Nie byłoby pełnego obrazu polsko-żydowskiego Krakowa, gdybyśmy nie porozmawiali o sporcie...

L.M.: - Warto wspomnieć, że przed wojną polskie drużyny piłkarskie nie lubiły grać z żydowskimi. I to nie był żaden rasizm. Każde ostre wejście na boisku oznaczało pyskówkę. A gwizdek sędziego przeciwko Żydom, nawet jeśli to był żydowski sędzia, miał być podszyty antysemityzmem. Jeśli jednak prześledzić podania historyków to okaże się, że nieprawdą jest jakoby Cracovia była klubem żydowskim, bo nigdy na boisku nie pojawiło się równocześnie dwóch zawodników tej drużyny pochodzenia izraelskiego.

- Nie unikacie drażliwych tematów, a tych przecież w tym wypadku nie brak.

L.M.: - Okupacja zmiotła 9 na 10 żydowskich mieszkańców Krakowa. Ludzi, którzy mieli ogromny wkład w naszą kulturę. Byli ludźmi sztuki, kultury, nauki, polityki, medycyny. Podstawowym obowiązkiem małego Żyda była nauka. Zaczynał ją już w wieku 3-4 lat i obowiązkowo szedł do chederu. W efekcie, przed wojną ilość Żydów na prawie czy medycynie była nieproporcjonalnie wysoka do stanu społeczeństwa polsko-żydowskiego. Oni byli po prostu lepiej przygotowani. Kiedy do Małopolski wkroczyli Austriacy, to raporty słane do Wiednia zawsze były na korzyść Żydów. Ta sytuacja powtarzała się po wojnie. Polak wolał pójść na manifestację, niż przesiadywać w bibliotece.

- Czytelnicy mają dystans do tych faktów?

M. Cz.: Podczas spotkania na targach, w których braliśmy udział, podszedł do nas mężczyzna i powiedział: „Tacy porządni ludzie, a taką książkę napisali!”. Ale to rzadkość. Książkę napisali goje o publicystycznym, reporterskim spojrzeniu na świat, dalecy od pouczania, za to bliscy faktom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski