Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uchodźców pociąg do Europy

Redakcja
Rusłan Ibrachimow z rodziną chce wrócić do Czeczenii; nie ciąży już na nim zemsta krwi. W Ośrodku dla Uchodźców w Radomiu czeka na deportację. Fot. Piotr Subik
Rusłan Ibrachimow z rodziną chce wrócić do Czeczenii; nie ciąży już na nim zemsta krwi. W Ośrodku dla Uchodźców w Radomiu czeka na deportację. Fot. Piotr Subik
Przed represjami politycznymi, zemstami rodowymi, a ostatnio z przyczyn ekonomicznych - uciekają do Polski. Głównie Czeczeni, a od kilku miesięcy również Gruzini. Wśród nich ci, którzy przed tygodniem próbowali dostać się do Strasburga.

Rusłan Ibrachimow z rodziną chce wrócić do Czeczenii; nie ciąży już na nim zemsta krwi. W Ośrodku dla Uchodźców w Radomiu czeka na deportację. Fot. Piotr Subik

REPORTAŻ. Pierwszym pociągiem dotarli do Warszawy, drugim do Wrocławia. Trzeci miał ich wieźć w kierunku Strasburga...

Pociąg z Wrocławia do Drezna, w nim ponad półtorej setki cudzoziemców, w tym kilkadziesięcioro dzieci. Zakutani po uszy, z tobołami, z transparentami po angielsku (m.in. "My też jesteśmy ludźmi", "S.O.S."). Czeczeni, Ingusze, Gruzini chcieli się skarżyć na nasz kraj w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Był wtorek, 15 grudnia. Na stacji w Zgorzelcu-Ujeździe, przy granicy z Niemcami, wyprowadziła ich z pociągu Straż Graniczna. Trzeba było użyć siły. Cudzoziemcy nie mogli opuścić Polski, bo to ją wcześniej poprosili o opiekę.

Zaczyna się wszystko zwykle od innego pociągu: z Brześcia do Terespola. Na białorusko-polską granicę przyjeżdża codziennie o 7.08. Polskim pogranicznikom mówią krótko: "Azyl!".

- Nie ma dnia, żeby nie pojawili się tu uchodźcy - nie ukrywa płk Wojciech Lechowski ze Straży Granicznej. Ich strumień wlewa się do Polski nieustannie, to dla nich wrota Europy.

Przeważnie to obywatele Federacji Rosyjskiej, deklarujący narodowość czeczeńską albo Gruzini. W Terespolu pomaga im się wypełnić dokumenty, przeprowadza pierwsze wywiady itd. Wnioski o nadanie statusu uchodźcy trafiają do Urzędu do spraw Cudzoziemców (UdsC), ten ma 6 miesięcy na ich rozpatrzenie. Nasz kraj ma obowiązek chronić uchodźców i pomagać im na mocy konwencji genewskiej z 1951 r. Ewa Piechota z UdsC tłumaczy: - Szanse na nadanie statusu uchodźcy mają tylko osoby, które na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniami z powodu rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych, przebywają poza granicami państwa, którego są obywatelami, i nie mogą lub nie chcą, z powodu tych obaw, korzystać z jego ochrony.

Malika Abdoulvakhabova, Czeczenka, wiceprezes Fundacji Ocalenie, która pomaga uchodźcom, o ostatnim incydencie mówi wprost: - Nie ma złego, co by nie wyszło na dobre!

Znowu bowiem mówi się głośno o uchodźcach w Polsce. I to nie tylko tych z pociągu do Strasburga, wśród których większość stanowili mieszkańcy Ośrodka dla Uchodźców w Radomiu.

Radom, ul. Jodłowa - pośrodku osiedla domków jednorodzinnych wysoki budynek: wcześniej hotel robotniczy, od 2004 r. Ośrodek dla Uchodźców, jeden z dziewiętnastu prowadzonych przez UdsC. Obskurny z zewnątrz, wewnątrz w nieco lepszym stanie. Pomieści nawet 300 osób. Pokoje jedno-, ale i pięcioosobowe. Wielka świetlica, gdzie wydaje się posiłki, pokój modlitw zwany meczetem, na każdym piętrze kuchnia. Na ścianach grzyb, pod prysznicami i w toaletach ziąb. Brodziki w kafelkach, ale toalety zaniedbane.

- Nie mogą narzekać. Choć to na pewno nie hotele czterogwiazdkowe, staramy się stworzyć jak najlepsze warunki - uważa Ewa Piechota.

Na to właśnie uciekinierzy z polskich ośrodków, także m.in. w Bytomiu i Podkowie Leśnej- -Dębaku, chcieli się skarżyć w Strasburgu. Mówiliby tam na pewno: że mieszkają w barakach, szałasach, szopach; że karmi się ich byle czym; że zimno, bo okna nieszczelne; że nękają ich wszy i karaluchy; że Polska zwleka z rozstrzygnięciami w ich sprawach.

Powiedzieliby nawet: "Gorzej tu niż w Czeczenii".

Nie wspomnieliby natomiast ani słowem o doskonałej opiece medycznej, o wizytach umawianych u najlepszych specjalistów, na które i tak nie chce im się iść - choć wielu przyjeżdża do Polski tylko po to, żeby podjąć leczenie. O notorycznym łamaniu regulaminu ośrodków: zakazu picia alkoholu; o kradzieżach, bójkach itp. I że pierwsze, co robią po przybyciu do Polski, to zakup telefonów komórkowych, laptopów, zegarków; że nawet, gdy po pół roku spędzonym w ośrodku mogą już pracować, nie chce im się.

Nikogo nie uprzedzali - w poniedziałek, 14 bm., ok. godz. 15 zaczęli sukcesywnie wychodzić z ośrodka w Radomiu. Nikt o nic nie pytał, bez opowiadania się mogą zniknąć na trzy dni. Oddali klucze do pokojów, odebrali należne im pieniądze. Kilka godzin potem było już wiadomo, że są na Dworcu Centralnym w Warszawie. - Większość z nich zobaczyliśmy w telewizji - mówi Gerard Figarski, pracownik ośrodka w Radomiu. Po obchodzie okazało się, że nie ma połowy - ok. 80 osób.

Pokój jak w zwykłym mieszkaniu: szafa, stolik, łóżka - to wciąż ośrodek w Radomiu. W oknach koce, na krześle kuchenka elektryczna. Czeczeni lubią ciepło. Arabskimi literami napisano na ścianie: "Allach". Rusłan Ibrachimow, lat 49, wyciąga z szafy dokumenty, a jego żona Szurmani poprawia chustkę na głowie. Kilkuletnia Farida uśmiecha się; jej nastoletni brat Magomet śpi nakryty kołdrą po uszy, mimo że minęło południe. Przyjechali z Groznego, stolicy Czeczenii w październiku. Nie uciekali przed represjami politycznymi. - Mój młodszy brat zabił człowieka, ciążyła na nas zemsta krwi rodziny zabitego - opowiada Czeczen. Przeszedł tu skomplikowaną operację serca i teraz czuje się lepiej. Lepiej czuje się również dlatego, że starszyzny w Groznem dogadały się między sobą i w ojczyźnie nic mu już nie grozi. Może wracać do Czeczenii i chce, czeka na deportację. Mówi: - Nie mogę się żalić, w Polsce mi dobrze. Serce wyleczyli, lekarstwa dali.

Ci, których zawrócono ze Zgorzelca, nabrali wody w usta. Tylko Magomet T., dwudziestoletni Czeczen z Groznego - obcięty na krótko, w skórzanej kurtce, modnych spodniach i butach - mówi wprost z tajemniczym uśmiechem: - Wszyscy jechali, więc my też. Dlaczego? Bo za długo trzeba czekać na dokumenty.

Z danych UdsC wynika, że w 2008 r. wniosek o nadanie statusu uchodźcy złożyło ok. 8,5 tys. cudzoziemców, z czego 7,7 tys. Czeczenów. Za uchodźców uznano niespełna 200 osób, ok. 1000 przyznano ochronę uzupełniającą, zaś zgodę na pobyt tolerowany przyznano 1,5 tys. osób. Niekiedy długo - więcej niż pół roku - trwa sprawdzanie ich przeszłości; szukanie przesłanek, by uznać ich za uchodźców. Nie wszyscy spełniają warunki przewidziane przez konwencję. Wtedy muszą wracać do siebie...

Cudzoziemcy, których spod granicy przewieziono do Ośrodka dla Uchodźców w Dębaku, o tym rozmawiali z przedstawicielami UdsC. Żądali zwolnienia dwudziestu osób zatrzymanych w pociągu za nielegalny pobyt w Polsce; stworzenia "korytarza komunikacyjnego" i zakupu dla protestujących biletów kolejowych I klasy do Strasburga i z powrotem. Grozili samookaleczeniami, samobójstwami; głodowali, ale pomiędzy posiłkami; okupowali świetlicę. Żadają, by uchodźcami uznawano ich niemal od ręki.

- Zwykle chcą załatwienia sprawy od razu, lubią w ekspresyjny sposób zwracać na siebie uwagę. A procedura przyznania statusu uchodźcy musi trwać - tłumaczy Ewa Piechota.

I ten czas muszą spędzić w Polsce; państwo zapewnia im wyżywienie, zakwaterowanie w ośrodkach, dostęp do opieki medycznej, daje "kieszonkowe". Jeśli wolą mieszkać sami, są również pieniądze na zagospodarowanie, np. dla czteroosobowej rodziny to ok. 2 tys. zł co miesiąc.

Na początku tygodnia pracownicy Biura Rzecznika Praw Obywatelskich skontrolowali ośrodki dla uchodźców w Podkowie Leśnej-Dębaku i w Radomiu. Mieli zastrzeżenia zwłaszcza do tego ostatniego: trzeba tu wymienić drzwi i okna, przeprowadzić remont toalet, lepiej dobierać pożywienie.

Ale, jak sami zwrócili uwagę, podstawowy problem to właśnie długi czas trwania procedur.

Malika Abdoulvakhabova zwraca uwagę także na inne problemy: przede wszystkim należałoby wydłużyć program integracyjny dla uchodźców przynajmniej do dwóch lat (obecnie trwa rok; cudzoziemcy z przyznanym statusem uchodźcy dostają pieniądze na życie - ok. 700 zł na osobę co miesiąc, muszą się uczyć języka polskiego, sami szukać pracy, utrzymać mieszkanie); nie może być też tak, że Czeczen, choć uznany za uchodźcę, ląduje na ulicy, bez dachu nad głową. Tworzenia ośrodków dla cudzoziemców, niczym slumsów czy gett, nie uważa za dobry pomysł: - Czekając na decyzję długie miesiące, czasem rok, dwa, ludzie się degradują. To nie jest godne życie.

Na święta uchodźcy z Dębaku - choć muzułmanie, postanowili zawiesić protest. Ci z Radomia nie wykluczają jednak, że znów wyruszą na "ekskursję" do Strasburga. Gerard Figarski nie wątpi: - Tak, to była dla nich przygoda; chcieli sprawdzić, czy się uda... Robert Bilski, także pracownik ośrodka w Radomiu: - Liczyli, że na Zachodzie spadnie im manna z nieba. - Choć przyjeżdżają do Polski, ich celem są Niemcy, Austria, Anglia. Polska to dla nich tylko kraj tranzytowy - mówi płk Wojciech Lechowski z SG.

Piotr Subik

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski