Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ucieczka po wolność

Redakcja
Na początku lat 50. władze Czechosłowacji postawiły wzdłuż granicy z Austrią elektryczną zaporę pod napięciem 3000-5000 woltów. O śmiertelnym zagrożeniu nie informowały żadne znaki ostrzegawcze. Wielu nieświadomych niebezpieczeństwa uciekinierów zostało porażonych prądem. Historycy Instytutu Pamięci Narodowej zdołali wyliczyć, że wśród licznych ofiar znalazło się również 29 Polaków.

Bogdan Wasztyl

   30 sierpnia 1956 r. na tej zaporze zginął m.in. Mieczysław Drążkowiak, harcerz z Rawicza, który dziesięć lat wcześniej został aresztowany i po brutalnym śledztwie skazany na 15 lat więzienia. Po przedterminowym wyjściu na wolność założył nielegalną organizację młodzieżową "Krwawa Ręka - Czarny Mściciel". Nieustannie szpiegowany, pozbawiony możliwości pracy i nauki, postanowił zbiec na Zachód. Nie udało mu się jednak sforsować "żelaznej kurtyny".

Uścisk komunizmu

   Choć art. XIII powszechnej Deklaracji praw człowieka głosi, że "każdy człowiek ma prawo opuścić jakikolwiek kraj, włączając w to swój własny", komuniści odebrali obywatelom możliwość swobodnego wyjazdu. Nad wyjazdami za granicę nieustannie czuwały służby bezpieczeństwa. Paszporty były zdeponowane w rejonowych urzędach spraw wewnętrznych i za każdym razem należało się od nowa ubiegać o ich wydanie. Władze pod byle pretekstem mogły odmówić prawa do wyjazdu.
   Zamknięcie granic państwa i izolacja od wpływów zewnętrznych ułatwić miały przejęcie pełnej kontroli nad społeczeństwem. Już jesienią 1945 r. utworzono Wojska Ochrony Pogranicza wzorowane na sowieckich formacjach pogranicznych. W połowie lat 50. w jednostkach tych było aż 30 tys. żołnierzy.
   Uszczelnianiu granic służyły różnego rodzaju środki techniczno-saperskie. Na odcinkach uznanych za najbardziej narażone na ucieczki budowano wieże obserwacyjne, stawiano zapory i ogrodzenia z drutu kolczastego. Wzdłuż całej granicy, wszędzie tam, gdzie było to możliwe, stworzono tzw. pas kontrolny - szeroki na kilkanaście metrów szmat zaoranej ziemi. Wyobrażenie, jak to kiedyś wyglądało, daje osławiona radziecka sistiema, której resztki można jeszcze spotkać na granicy polsko-ukraińskiej.
   Sistiema była cudem sowieckiej myśli technicznej. To urządzenie bardzo proste i skomplikowane zarazem. Najpierw, patrząc od linii granicznej, był pas zieleni szerokości (w zależności od ukształtowania terenu) od kilku do kilkuset metrów; tuż za nim pas zaoranej ziemi, na którym "graniczny przestępca" zostawiał odciski butów; dalej dróżka, po której poruszali się pogranicznicy; następnie kolejny pas zaoranej ziemi; a na koniec ogrodzenie z siatki pod napięciem.
   Sistiema działała prawie niezawodnie, więc od polskiej strony właściwie nie trzeba było niczego strzec. Tym bardziej że ustalono, iż w ramach Układu Warszawskiego każdy zabezpiecza swą zachodnią granicę.
   - Metody uszczelniania granic udoskonalano z każdym rokiem - opowiada dr Piotr Semków z gdańskiego IPN, jeden z autorów wystawy "Uciekinierzy z PRL-u". - Miało to służyć nie tyle bezpieczeństwu Polski, ile sprawowaniu absolutnej władzy. Jeśli obywatel zrozumie, że nie ma możliwości ucieczki przed niechcianą władzą, musi się załamać i w końcu się jej poddać.
   Kiedy w listopadzie 1958 r. na pasie kontrolnym wzdłuż granicy z Czechosłowacją wopiści odkryli ślady stóp, sprawdzili wszystkich mieszkańców pobliskiej wioski. Nawet staruszki były prowadzone na granicę i musiały wsadzać gołe stopy w zabezpieczony odcisk.

Fala

   Mimo tych zabezpieczeń liczni śmiałkowie podejmowali próby ucieczek na Zachód. Przez wiele lat była to niemal wyłącznie emigracja z powodów politycznych. Wraz z nasilającym się wobec przeciwników komunizmu terrorem dla wielu ludzi ucieczka z Polski oznaczała ucieczkę przed śmiercią lub w najlepszym wypadku więzieniem.
   Od nowej Polski niczego dobrego nie mogli się spodziewać m.in. Kazimierz Bagiński (działacz ludowy, skazany w moskiewskim procesie przywódców Polskiego Państwa Podziemnego na rok więzienia, po czym ponownie aresztowany i skazany na 8 lat), Stefan Korboński (jeden z szefów Kierownictwa Walki Podziemnej, wiosną 1945 r. delegat rządu na kraj) czy Stanisław Mikołajczyk (przywódca PSL, premier Rządu RP na Uchodźstwie, wicepremier w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej). Wszyscy oni ratowali się przed represjami ucieczką na Zachód. Zagrożony aresztowaniem Mikołajczyk zbiegł w październiku 1947 r. - z pomocą ambasady amerykańskiej ukrył się na statku płynącym do Wielkiej Brytanii.
   Maria Hulewiczowa, sekretarka Mikołajczyka, została zatrzymana przez czechosłowackie służby bezpieczeństwa i - po przekazaniu władzom polskim - skazana na 7 lat więzienia za próbę ucieczki.
   Z biegiem czasu droga przez "zieloną granicę" stała się zbyt ryzykowna. Polacy zaczęli rozmyślać nad innymi sposobami wyrwania się z kraju.
   Najbardziej spektakularne ucieczki stały się udziałem żołnierzy, szczególnie pilotów. Do 1989 r. odnotowano 19 przypadków uprowadzenia przez nich maszyn. W 1953 r. Franciszek Jarecki wylądował na Bornholmie bardzo nowoczesnym wówczas myśliwcem MiG-15. - Od ósmego roku życia żyłem na zmianę pod niemiecką i sowiecką okupacją - tłumaczył ppor. Jarecki. - Byłem prezesem Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej w mojej szkole, byłem sekretarzem ZMP, byłem w partii, byłem aktywistą przy dywizji, agitatorem. Ani na chwilę nie przestałem być Polakiem.
   Rok wcześniej jego kolega, ppor. Edward Pytko, po nieudanej ucieczce (przechwycony nad terytorium NRD) został skazany na śmierć.
   Spektakularne były też porwania rejsowych samolotów pasażerskich. Pierwsze tego typu przypadki odnotowano już pod koniec lat 40., ale ich nasilenie przypadło na lata 1970-1982, kiedy to uprowadzono aż 14 maszyn, a udaremniono 20 takich prób.
   Marynarze nie pozostawali w tyle. W sierpniu 1951 r. w czasie rutynowego rejsu grupa żołnierzy opanowała okręt marynarki wojennej "Żuraw" i zacumowała w Szwecji. Aż 12 osób z załogi wystąpiło o azyl. Ci, którzy nie zdecydowali się na emigrację, niemal natychmiast zaczęli tego żałować. Po powrocie do kraju urządzono im pokazowy proces i skazano za tchórzostwo na długoletnie więzienie (m.in. oficer polityczny z "Żurawia" trafił za kraty na 12 lat, a dowódca okrętu - na 15). Sam okręt uznano za zhańbiony i przemianowano na ORP "Kompas".
   Statkiem uciekinierów był nazywany przez zachodnią prasę transatlantyk "Batory". W 1949 r. w Nowym Jorku zniknęło 24 jego pasażerów, a w 1957 r. z rejsu do Kopenhagi nie powróciło aż 70 osób. Z jednej z podróży nie wrócił nawet sam kapitan.
   Aby zapobiegać ucieczkom, załogom kutrów rybackich zabroniono wypływania w morze w pojedynkę, a kadłuby obowiązkowo malowano na lepiej widoczny, żółty kolor. Nie bez powodu. Tylko w 1948 r. uciekło do Szwecji 20 łodzi rybackich.
   Ułatwione zadanie mieli funkcjonariusze komunistycznego państwa - dyplomaci, pracownicy aparatu bezpieczeństwa, wysocy oficerowie wojska (z PRL uciekło dwóch generałów i pięciu pułkowników). Inni - w poszukiwaniu wolności, bezpieczeństwa bądź lepszego życia - fałszowali dokumenty, przekupywali strażników granicznych, przygotowywali najrozmaitsze skrytki w pociągach (np. w pociągu relacji Moskwa - Paryż w przestrzeni między sufitem a dachem wagonu) i w samochodach, ukrywali się w bagażach osób legalnie podróżujących na Zachód.

Tama

   W 1959 r., a później w 1966 roku, dla jednostek Służby Bezpieczeństwa przygotowano specjalne wytyczne, w których czytamy: "Uwzględniając społeczną szkodliwość ucieczek i odmów powrotu do kraju, zachodzi konieczność stosowania odpowiednich przedsięwzięć operacyjnych, a w uzasadnionych przypadkach także środków represyjnych, zmierzających do maksymalnego ograniczenia tego zjawiska".
   Zgodnie z wytycznymi każdy fakt ucieczki lub odmowy powrotu do kraju był drobiazgowo analizowany przez SB, często stanowił również przedmiot operacyjnego rozpracowania. Postulowano większy udział organizacji społecznych, zakładów pracy i organizatorów wyjazdów w "typowaniu i opiniowaniu wyjeżdżających", "szersze wykorzystanie środków oddziaływania psychologicznego dla właściwego kształtowania opinii publicznej w przedmiocie społecznej szkodliwości ucieczek" oraz stosowanie "środków prewencji ogólnej i szczególnej". Rozbudowano agenturę w biurach podróży i wśród pilotów wycieczek (zachowały się składane przez nich raporty o tym, jak podczas pobytu za granicą zachowywali się polscy obywatele). Prewencyjne działania zapobiegające ucieczkom wspomagała rozpowszechniona kontrola korespondencji.
   Działania te uniemożliwiły wiele ucieczek. Na pewno nie uciekł mieszkaniec Zabrza, który w 1960 r., podając się za Agnieszkę, napisał do swoich znajomych w Niemczech Zachodnich, prosząc o pomoc w przedostaniu się z Jugosławii na teren Niemiec. "Zamierzam w czerwcu pojechać do Jugosławii, a stamtąd zwiać" - informował znajomych. - "Najpierw sam udam się przez zieloną granicę, a później ściągnę żonę i dziecko". Nieszczęśnikowi wydawało się, że jest wystarczająco zakonspirowany i ostrożny. "W liście piszcie zamiast Jugosławia - Polska, paszport - znaczek pocztowy, pieniądze - cegiełki. Nadawcę podałem fikcyjnego, niech nikt nie wie, że chodzi o mnie" - przestrzegał, nie wiedząc o tym, że jego korespondencja jest kontrolowana.
   Donosiciele i kadrowi zakładów pracy nie próżnowali - zawczasu wskazywali służbom bezpieczeństwa tych, którzy zamierzali na stałe wyjechać do państw kapitalistycznych: "Dyrekcja Hutniczego Przedsiębiorstwa Remontowego w Katowicach jest poinformowana, że ob. Izydor C. zatrudniony na stanowisku mistrza zmianowego stara się o wyjazd na stałe do RFN. Izydor C. prawdopodobnie został zwerbowany do pracy w RFN przez byłego pracownika tutejszego Przedsiębiorstwa, ob. R. Jerzego, który był w Polsce w pierwszym kwartale br. Reasumując powyższe, Dyrekcja tut. Przedsiębiorstwa uważa za niemożliwy wyjazd ob. C., jak również następne przyjazdy ob. R. Prosimy o pozytywne rozpatrzenie niniejszej prośby".
   "Niniejszym zawiadamiam, że ob. Barbara J. z Katowic i jej narzeczony, którzy starają się o kolejny wyjazd do Włoch na zaproszenie, wyjeżdżają z zamiarem niepowrócenia do kraju, o czym wszyscy znajomi wiedzą. Proszę o podjęcie odpowiednich kroków" - anonimowo wnioskowała zawistna znajoma.
   Każdy wyjazd musiała opiniować Służba Bezpieczeństwa. W 1970 r. esbecy zakazali wydawać paszport rodzinie T. z Katowic: "Brat T. wyjechał w 1968 r. turystycznie na Wyspy Kanaryjskie i odmówił powrotu do kraju. Obecnie przebywa na terenie NRF. W związku z powyższym proszę o niewydawanie wymienionym wkładek paszportowych do Jugosławii".
   Prewencyjnie służby bezpieczeństwa wprowadziły oświadczenia, które musiał podpisać każdy wyjeżdżający za granicę: "Przyjmuję do wiadomości, że w przypadku pozostania z granicą bez zgody władz polskich członkowie mojej rodziny (współmałżonek, dzieci) nie otrzymają do czasu mego powrotu
zezwolenia na wyjazd za granicę".

Byle dalej

   Mimo tych obostrzeń ludzie wyjeżdżali i nie wracali. Choć już wcześniej zdarzały się masowe odmowy powrotów (w 1967 r. z jednej tylko orbisowskiej wycieczki do Włoch nie wróciło 11 osób), w latach 80. nielegalna emigracja z powodów politycznych, ale przede wszystkim ekonomicznych, miała wręcz charakter masowy. Tylko z terenu działania jednego biura paszportowego w 1985 r. nie powróciło z zagranicznych wyjazdów 97 osób. Do wyjątków należały wycieczki, z których powracało tyle osób, ile wyjechało.
   W 1982 r. z koncertów w Kanadzie uciekło 11 członków zespołu "Mazowsze". Za granicą pozostali znani sportowcy, reprezentanci Polski: piłkarz Andrzej Rudy, bokser Dariusz Michalczewski, tyczkarz Władysław Kozakiewicz, szpadzista Robert Felisiak, kolarz Jan Chtiej czy żużlowiec Tadeusz Teodorowicz.
   Jedna z najbardziej spektakularnych ucieczek lat 80. stała się udziałem braci Zielińskich z podtarnowskiej wsi. Piętnastoletni Adam i dwunastoletni Krzysztof ukryli się pod podwoziem ciężarówki. Tak przejechali całą Polskę i przedostali się na prom do Szwecji. Mimo nacisku władz, rodzice chłopców nie wystąpili o ich ekstradycję.
   - Poczucie beznadziejności i braku perspektyw było u schyłku lat 80.__wśród młodych ludzi powszechne - mówi dr Piotr Semków. - Większość rozmyślała o emigracji, wielu się na to zdecydowało.
Bogdan Wasztyl
   
   W tekście wykorzystano materiały z przygotowanej przez katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej wystawy "Uciekinierzy z PRL-u".

Zdjęcia: Marek Mordan (wszystkie fotografie pochodzą z wystawy "Uciekinierzy z PRL-u")

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski