Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uczniowie i studenci dyslektycy mogą mieć łatwiejsze życie

Redakcja
Fot. THETA
Fot. THETA
Eksperci twierdzą, że na dysleksję cierpi 15 proc. młodych ludzi. Są województwa, w których co piąty uczeń przystępujący do egzaminów ma zaświadczenie o zaburzeniach w pisaniu i czytaniu. Wkrótce ten odsetek może być jeszcze wyższy, bo nieco łatwiej będzie zdobyć stosowną opinię.

Fot. THETA

SZKOLNICTWO. Resort edukacji przygotowuje zmiany, które mogą pomóc młodym ludziom z dysleksją. Nie wszystkie pomysły podobają się psychologom, a wiele uczelni w ogóle nie dostrzega problemu.

Teraz uczeń, który chce otrzymać zaświadczenie o dysleksji, musi pojawić się w poradni psychologiczno-pedagogicznej dwa lub trzy razy w ciągu całej edukacji. Od przyszłego roku szkolnego wystarczy, że przyjdzie do poradni tylko raz. Jeśli specjaliści zdiagnozują u niego dysleksję i wystawią mu opinię, będzie ona ważna przez całe życie.

Jest tylko jeden warunek: do poradni trzeba przyjść najpóźniej w szóstej klasie szkoły podstawowej. Ta zmiana pomoże rodzicom uniknąć wielokrotnego postulowania o wydanie opinii na poszczególnych etapach edukacyjnych - przekonuje Ministerstwo Edukacji.

To nie podoba się jednak psychologom. Obawiają się, że uczniowie zostaną pozbawieni możliwości diagnozy na późniejszym etapie.

- Nierzadko bywa, że w szkole podstawowej dziecko nie zostaje zdiagnozowane, bo nie każdy nauczyciel potrafi wychwycić, że ma ono problemy. Często wychodzi to dopiero w gimnazjum - zauważa Małgorzata Mosur, wiceszefowa krakowskiej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej dla Dzieci Dyslektycznych.

To jednak nie koniec zmian. Ministerstwo chce również, by diagnozą zaburzeń u dzieci w większym stopniu zajmowali się nauczyciele.

- Uważam, że oni nie są do tego przygotowani, a błędnie postawiona diagnoza będzie skutkowała tym, że dziecko trafi do nas za późno i trudniej będzie mu pomóc - zauważa Olga Pelc-Pękala z Polskiego Towarzystwa Dysleksji.

Dlatego krakowscy specjaliści, zajmujący się problemem dysleksji już planują interwencję w Ministerstwie Edukacji. Psycholodzy zwracają jednak uwagę, że planowane zmiany są korzystne m.in. dla studentów.

- Skoro raz wydana opinia ma być ważna przez cały okres edukacji, to powinni ją respektować bezwarunkowo również wykładowcy - mówi Olga Pelc-Pękala.

Aż do matury dyslektycy pozostają pod specjalną ochroną. Mogą korzystać z pomocy psychologów w poradniach i dostają pomoc na egzaminach. Mogą je pisać nieco dłużej niż ich zdrowi koledzy, mogą popełniać błędy bez konsekwencji oblania testu. W wyjątkowych przypadkach mogą korzystać z komputera.

Poważny problem pojawia się, gdy dyslektyk idzie na studia. Choć jego problem nie znika, to jednak przestaje być zauważany. Psycholodzy alarmują, że studenci z dysleksją nie są dostrzegani przez szkoły wyższe. Bywa, że ich trudności w studiowaniu są niewłaściwie interpretowane: na jednej z uczelni podejrzewano nawet u takiego studenta upośledzenie.

Studenci z zaburzeniami w pisaniu i czytaniu nie są zauważani przez uczelnie. Tylko kilka z nich oferuje im profesjonalną pomoc.

- Tylko od dobrej woli wykładowcy zależy, czy taki student może liczyć na pomoc. Uważam, że opinię o dysleksji powinni respektować bezwarunkowo wszyscy wykładowcy - podkreśla Olga Pelc-Pękala z Polskiego Towarzystwa Dysleksji.

Marcin Wawrowski jest studentem pierwszego roku prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest też dyslektykiem, dysgrafikiem i dysortografikiem.

- Wszystkie notatki muszę robić na komputerze, bo nie mogę odczytać odręcznego pisma, robię błędy ortograficzne, przestawiam kolejność liter i cyfr, mam problemy z nauką języków obcych i szybkim przyswajaniem wiedzy, a wykłady muszę nagrywać na dyktafonie - mówi student.

Marcin w porę trafił do uniwersyteckiego biura ds. osób niepełnosprawnych.

- Potraktowano mnie poważnie i udzielono profesjonalnej pomocy - mówi Marcin. Uzyskał zgodę na zdawanie egzaminów w formie ustnej i nagrywanie wykładów.

- Nie zawsze jednak wykładowcy okazują tyle zrozumienia - przyznaje Ireneusz Białek, kierownik biura. - Ich opór wynika z podejrzeń, że nie wszystkie opinie o dysleksji są rzetelne.

Pod opieką biura znajduje się obecnie 5 dyslektyków, ale na uczelni takich osób może być kilkaset.

- Jesteśmy jedną z nielicznych uczelni w kraju, która stara się coś dla tych ludzi robić - przyznaje Ireneusz Białek, kierownik biura ds. osób niepełnosprawnych w UJ.

Informacje na temat pomocy dla osób z dysleksją pojawiły się na stronie internetowej biura ds. osób niepełnosprawnych. Można się z nich dowiedzieć, że dyslektycy mogą liczyć na konsultacje, wydłużenie czasu trwania egzaminu, zapewnienie komputera przy egzaminie czy zamianę jego formy pisemnej na ustną.

Pomoc psychologiczną dla takich osób od niedawna oferuje również Uniwersytet Rzeszowski. 33 dyslektyków swoją opieką obejmuje również Uniwersytet Warszawski.

Dr Małgorzata Trojańska, pełnomocnik rektora Uniwersytetu Pedagogicznego ds. osób niepełnosprawnych przyznaje, że nigdy nie zgłosił się do niej student z dysleksją. - Co oczywiście nie oznacza, że nie ma ich na naszej uczelni - zauważa dr Trojańska.

Problemu, przynajmniej teoretycznie, nie ma też na Politechnice Krakowskiej.

- Nie mamy żadnych sygnałów od studentów, aby kłopoty wynikające z dysleksji lub dysgrafii utrudniały im studia - podkreśla Małgorzata Syrda-Śliwa, rzeczniczka PK. - Regulamin studiów nie przewiduje więc jakiegoś systemowego rozwiązania dla ewentualnych kłopotów osób z dysleksją. Natomiast mamy w nim zawarte zapisy o wszechstronnej pomocy np. dla studentów głuchoniemych, niepełnosprawnych ruchowo, niedowidzących lub niewidomych. Mogą oni liczyć na dużą pomoc Politechniki Krakowskiej.

Podobnie jest na większości uczelni w kraju. Resort szkolnictwa wyższego zapewnia, że przyjrzy się problemowi studentów z dysleksją.

ANNA KOLET-ICIEK

[email protected]

Opinia na całe życie

Ministerstwo proponuje, aby uczeń z dysleksją pojawiał się tylko raz w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Jeśli specjaliści zdiagnozują u niego dysleksję i wystawią mu opinię, będzie ona ważna przez całe życie. Pomysły ministerstwa budzą kontrowersje.

Małgorzata Mosur, wiceszefowa krakowskiej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej dla Dzieci Dyslektycznych:

- Nierzadko bywa, że w szkole podstawowej dziecko nie zostaje zdiagnozowane, bo nie każdy nauczyciel potrafi wychwycić, że ma ono problemy. Często wychodzi to dopiero w gimnazjum. Do tego dochodzą dzieci, które wyjechały z rodzicami na kilka lat za granicę, tam ukończyły szkołę podstawową, a teraz wróciły i w gimnazjum okazało się, że mają problemy. Pomysł Ministerstwa Edukacji zamyka im drogę do diagnozy i otrzymania opinii o dysleksji.

Olga Pelc-Pękala z Polskiego Towarzystwa Dysleksji:

- Konieczność zgłoszenia się co jakiś czas do poradni motywuje dzieci do pracy. Teraz, kiedy uczeń dostanie opinię w szkole podstawowej ,może nie mieć motywacji, by pracować w gimnazjum, a to grozi nawet regresem w pisaniu i czytaniu.

Bożena Skomorowska z biura prasowego MEN:

- Celem ministerstwa jest zmiana całej filozofii opieki nad dziećmi dyslektycznymi. Chcemy, żeby były one diagnozowane jak najwcześniej. Przez tę zmianę unikniemy też sytuacji, że jakiś uczeń zgłasza się do poradni tuż przed egzaminem, tylko po to, by zdobyć zaświadczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski