MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Uczuciowy analfabeta gorzej radzi sobie ze stresem. Z chorobą też

Rozmawia Katarzyna Kachel
Badania pokazują, że nawet wtedy, kiedy wiemy, że pastylka to tylko placebo, potrafimy na nią zareagować pozytywnie. W naszej tradycji mamy bowiem zakodowane, że tabletka to jest coś, co leczy. Zwłaszcza gdy jest duża, gorzka i czerwona - mówi Bogumiła Burekowska, psycholożka.

- Kto mną rządzi, ja czy mózg?
- Dlaczego pani oddziela „ja” od „mózgu”?

- Bo może mózg tak bardzo mnie determinuje, że nie decyduję o sobie sama? Michael Gazzaniga, ojciec neuronauki poznawczej, lubi w ten sposób prowokować do dyskusji na temat odpowiedzialności za to, co i w jaki sposób robimy.
- Proszę mi wierzyć, ma pani ogromny wpływ na to, co się z panią dzieje i jak pani żyje. Oczywiście, o ile jest pani w miarę zintegrowanym psychicznie człowiekiem. W przypadku rozmaitych zaburzeń osobowości już tak być nie musi. I faktycznie taka osoba może oddzielać różne aspekty „ja”, od siebie.

- Co zatem tworzy to „siebie”, co tworzy nas?
- Biologicznie dobrze to wiemy - nasze ciało, a z punktu widzenia psychologii i neuropsychologii, pojawiają się rozmaite tezy. Badania wykazały, że bardzo ważnym organem naszej kondycji są jelita. Naukowcy mówią nawet o drugim mózgu. Okazuje się, że nasz brzuch ma wiele neuroprzekaźników i w niektórych sytuacjach staje się centrum sterowania. Również on reaguje na sytuacje stresowe, jak i momenty bardzo przyjemne (np. motyle w brzuchu). Tak więc składamy się z bardzo wielu elementów, które wpływają na to, jacy jesteśmy, jak zachowujemy się w różnych sytuacjach, jak radzimy sobie z emocjami.

- Z chorobą też?
- Także z chorobą. Na jej przeżywanie wpływa zarówno to, kim jesteśmy dzisiaj, jak i to, co działo się z nami w pierwszym roku życia.

- Choruje głowa czy ciało?
- Czasami bardzo trudno to oddzielić, dlatego współcześnie w chorobie ciała szuka się także przyczyn psychicznych.

- A nie jest tak, że w momencie, kiedy zachoruje ciało, to i z głową zaczyna się dziać coś niedobrego?
- Oczywiście, w momencie kiedy chorujemy, zaangażowane są nie tylko odczucia fizyczne, ale też wszystkie nasze zmysły, fantazje, wyobrażenia. Carl Simonton, pionier psychoonkologii, twórca Metody Simontona, w ciągu 30 lat praktyki udowodnił, że wyobraźnia, relaksacja, wsparcie, nastawienie, komunikacja zwiększa motywację w leczeniu, potrafi nawet zatrzymać rozwój nowotworu.

- Świadomość istnienia choroby, tego jak drąży nasz organizm, pomaga? Może lepiej nie wiedzieć?
- Współczesne badania neuropsychologiczne mówią o tym, że 90 procent naszych myśli, emocji i procesów uczenia się zachodzi poza naszą świadomością, w tak zwanej podświadomości, czyli mózg decyduje, zanim te informacje dotrą do świadomości.

- Czyli działamy głównie podświadomie?
- Wiedząc, ale nie zdając sobie z tego sprawy. Także w przypadku naszych bardzo świadomych działań liczy się taktyka. O wiele łatwiej zmierzyć się z chorobą takiemu człowiekowi, który jest pozytywnie nastawiony do sytuacji niż osobie, która lubi koncentrować się na stratach i trudnościach. Dlatego we współczesnej medycynie onkologicznej rodzaj pozytywnych bodźców, wizualizacji, obrazów jest bardzo szeroko wykorzystywany. W poczekalniach są telewizory z filmami relaksacyjnymi, a ściany mają kolory fioletowy i zielony, które pozytywnie działają na psychikę.

- Na podstawie jakich informacji nasz mózg podejmuje decyzję?
- Na podstawie doświadczeń, skojarzeń, emocji, które zapisują się w nim jak na twardym dysku. Istnieje takie pojęcie jak neuroplastyczność mózgu, czyli utrwalanie się powtarzalnych doświadczeń. Wszystko to dzieje się w oparciu o ślady z przeszłości, które w nas pozostały. I tak, jeśli ktoś miał w dzieciństwie kontakty z lekarzami, po których zostały dobre wrażenia, poczucie zaufania, w momencie groźnej choroby automatycznie te doświadczenia zamienią się w kredyt zaufania w stosunku do medyków, którzy staną na jego drodze dzisiaj. To efekt placebo. Jest i efekt nocebo - w tym przypadku brak zaufania do specjalistów, wywołany wcześniejszymi, negatywnymi przeżyciami.

- Czyli mózg nas oszukuje?
- Czasami sami siebie oszukujemy.

- Aby się chronić?
- Filtrujemy różne doświadczenia i przeżycia, używając mechanizmów, które zniekształcają naszą rzeczywistość. Tak, by można ją było przyjąć, nie zwariować.

-Jak emocje wpływają na chorobę?
- Bardzo, niekiedy wręcz leżą u jej podstaw. Czynnik psychiczny może wywołać nerwicę wegetatywną, bóle głowy, nawykowe wymioty czy jadłowstręt. Ale jest też grupa chorób, w których ten czynnik nie jest co prawda pierwszą przyczyną, ale jest równie znaczący jak choćby choroba wrzodowa czy zapalenie jelita grubego, również nadciśnienie tętnicze…

- Nadciśnienie też bierze się od problemów psychicznych?
- Tak, może wiązać się z niedopuszczanymi do świadomości uczuciami, np. ze złością. Jest i grupa chorób, w których stan naszej głowy zaostrza jej przebieg, na przykład cukrzyca, nadczynność tarczycy.

- Te choroby dotykają osób o podobnych cechach osobowościowych?
- Nie można uogólnić, ale rzeczywiście wyodrębnia się niektóre cechy osobowościowe dla pewnej grupy schorzeń; w przypadku tych kardiologicznych mówi się choćby o syndromie Aleksytymii, czyli braku zdolności do czytania własnych emocji i rozumienia ich. Bardzo często mylą więc to, co fizyczne z tym, co emocjonalne. Kiedy panią ściska z głodu żołądek, pani to rozpozna, osoba, która cierpi na analfabetyzm emocjonalny, weźmie to za zdenerwowanie lub stan lękowy. Zmniejsza to równocześnie odporność na stres i doprowadza często do chorób.

- Skąd w nas ta nieporadność emocjonalna?
- Z domu, z dzieciństwa. Są badania, z których wynika, że układ nerwowy dziecka, któremu matka przekazuje pozytywne bodźce, jest przyjemnie pobudzony, wpływa to także korzystnie na procesy biochemiczne mózgu. Pełna dezaprobaty twarz matki powodowała uwalnianie kortyzolu, hormonu stresu, który hamuje wydzielanie endorfin i dopaminy, blokując wytwarzanie przyjemnych uczuć.

- Czy dzieciństwo, wychowanie wpływają także na nasze reakcje na placebo?
- Oczywiście, dzieciństwo, kwestia autorytetów, zaufania. Wszystko to, co kształtuje nasze przekonania, bo to one w dużej mierze wpływają na to, jak reagujemy. Czasami samo pojawienie się chorego w szpitalu, widok lekarza w fartuchu może wywołać uspokojenie, uśmierzenie bólu i poprawić działanie leku.

- Cukierek podany wtedy jako lek przeciwbólowy zadziała doskonale?
- Oczywiście. Może zadziałać nawet wtedy, kiedy chory będzie wiedział, że to placebo.

- Jak to?
- Badania pokazują, że nawet wtedy, kiedy osoba wie, że to nie prawdziwa pastylka, potrafi na nią zareagować pozytywnie. I to jest prawdopodobnie kolejny dowód na neuroplastyczność naszego mózgu. Mamy bowiem zakodowane w naszej tradycji i kulturze, że tabletka to jest coś, co leczy. A najlepiej leczy tabletka duża, gorzka i czerwona. Konieczna do tego jest ulotka z efektami ubocznymi. Tak mamy zakodowane.

- Bez niej nie zadziała?
- Zadziała, ale ulotka, proszę mi wierzyć, zwiększy efekt.

- Słyszała Pani pewnie anegdotę o chorym na raka, który w stanie ciężkim trafił do szpitala. Był rok 1957 a pan Wright dowiedział się o surowicy, która skutecznie miała walczyć z nowotworem. Ubłagał lekarza, aby mu ją podano i po paru dniach odzyskał dobrą formę, a guz wielkości pomarańczy zniknął. Parę miesięcy później pacjent przeczytał artykuł krytyczny wobec nowej surowicy i... nastąpił nawrót choroby. Lekarz zaordynował mu wtedy zastrzyk, który miał być specyfikiem w udoskonalonej wersji i podwójnej dawce, a w istocie był obojętnym płynem. Wright przeżył kolejne miesiące w niezłej kondycji, po czym umarł, przeczytawszy kolejną niepochlebną publikację o tej surowicy. Jest Pani w stanie w to uwierzyć?
- Jestem, powinniśmy pamiętać, jak wielką siłę podczas procesu leczenia ma nasza nadzieja i wiara w to, że możemy wyzdrowieć. Że damy radę, poradzimy sobie, że może zdarzyć się cud.

- Powinniśmy polubić naszą chorobę?
- Nie, nie musimy tego robić, wystarczy że ją zaakceptujemy i w jakiś sposób zrozumiemy. To poprawi nasze samopoczucie.

- Czasami trudno o dobre samopoczucie nawet osobie zdrowej.
- I tu ja z kolei przytoczę anegdotę. Znajoma znajomej obraziła się na życie, wszystko straciło dla niej sens, nic jej nie cieszyło. Trafiła do osoby zajmującej się akupunkturą, która wysłuchawszy jej żalów, powiedziała: mam na to lekarstwo, po czym wbiła jej trzy igły za ucho i kazała z nimi chodzić miesiąc. Przez ten czas ucho nabrzmiało, kobieta nie mogła spać, a zwykły komfort dnia codziennego, którego zdrowy człowiek nie docenia, został utracony. Po usunięciu igieł kobieta czuła się świetnie. I taki efekt igły polecam osobom, które, w przeciwieństwie do osób chorych, nie zdają sobie sprawy, jak jest im dobrze.

***

Profesor Psychologii Irving Kirsch w książce „Nowe leki cesarza. Demaskowanie mitu antydepresantów” tworzy teorię mówiącą o tym, że korzyści związane z lekami polegają na działaniu efektu placebo oraz jego wzmacnianiu.
Idea tabletki działającej jak skuteczny lek na depresję okazała się mitem. - Depresja nie jest powodowana brakiem równowagi chemicznej w mózgu i nie da jej się wyleczyć lekami - dowodzi profesor. - Depresja, być może, nie jest nawet chorobą. Bywa często normalną reakcją na nienormalną sytuację.

***

Bogumiła Burekowska, psycholożka, certyfikowana psychoterapeutka Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Doświadczenie zawodowe zdobywała w poradniach: psychologiczno-pedagogicznych, zdrowia psychicznego, paliatywnej oraz z osobami dotkniętymi przemocą. Prowadzi praktykę psychoterapeutyczną w zespole gabinetów „Szansa”. Jej obszar zainteresowania to zaburzenia osobowości, zaburzenia psychosomatyczne, lękowe, nerwicowe i depresyjne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski