Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukraina modli się o cud

Paweł Kowal
Analiza. Przed naszym wschodnim sąsiadem jest kilka wariantów rozwoju sytuacji. Wszystkie złe. Najgorszy z nich to podział kraju

Spacer po odeskim porcie – chwila przerwy po wykładzie na uniwersytecie. Uczelnia została założona w 1865 roku przez Aleksandra II jako „Imperatorska” i uwaga: „Noworo-syjska”. Do niedawna jeszcze nikt nie zwróciłby uwagi na ten szczegół. Dzisiaj ludzie zadają sobie pytanie, ile Ukrainy zostanie na Ukrainie, a ile okaże się putinowską Noworosją.

Odessa jest miastem w tym sensie ukraińskim, że jest daleka od wybierania „opcji rosyjskiej”. Lepiej przecież być pierwszym portem Ukrainy niż którymś tam Rosji. Jednak mieszkańcy mówią, że Odessa jest niepewna w tym sensie, że to miasto portowe i najchętniej byłoby samo sobie republiką jak małe państwa włoskie w średniowieczu.

W księgarni – na powrót do Kijowa – można kupić wywiady popularnego w Rosji dziennikarza Władimira Poznera. Pierwszy lepszy z Jurijem Łużkowem, z 2008 roku. Pytanie Poznera, co Łużkow chciałby zobaczyć jako tytuł na pierwszej stronie w gazecie swoich marzeń na dzień niepodległości Rosji w 2009 roku. Odpowiedź: „Rosja przywróciła swoje panowanie na Krymie i w Sewastopolu”. Pozner: „I nic więcej?”. Łużkow: „A to mało? Na jedno wydanie gazety, jak sądzę, wystarczy”.

Nie ma idealnego wariantu dla Ukrainy
Niewinny, półżartem na pierwszy rzut oka prowadzony dialog w studiu rosyjskiej telewizji pokazuje słabość współczesnych analityków, ośrodków badawczych, dziennikarzy itd.

Nikt nie chciał słyszeć, że historia się toczy także w Europie. Granice nie są tu święte, a prawo międzynarodowe może być niczym wobec siły. Po zajęciu Krymu o wszystkich możliwych dla Ukrainy scenariuszach można swobodnie rozmawiać.

Jasne jest, że „ukraiński wariant idealny” przeszedł do historii, zanim został zrealizowany. Miał polegać na tym, że Ukraina – w kształcie z 1991 r. – wejdzie na drogę reform, walki z korupcją i po jakichś dwóch dekadach, już taka, powiedzmy, uczesana, stanie się częścią Unii Europejskiej. Po zajęciu Krymu, a szczególnie po publicznym przyznaniu, że Rosjanie są w Doniecku, nie jest to już możliwe.

W zasadzie Ukraina o własnych siłach może przecież walczyć z rebeliantami – potwierdza to choćby obecna sytuacja na donieckim lotnisku, które w wyniku rozejmu zostało w rękach rządowych władz i jest skutecznie bronione. Ale wojsko ukraińskie, nawet gdyby zostało zmodernizowane, nie jest w stanie wygrać z armią Rosji.

Jeśli rozejm się utrzyma – federalizacja
Jeśli Zachód by pomógł, Ukraina pokonałaby rebelię własnymi rękami. Teraz jest jednak za późno.

Trzeba było od kwietnia uruchomić szkolenia wojskowe, a potem wysyłać na Ukrainę amunicję. Jednocześnie należało – za pomocą dyplomatycznych środków – uszczelnić granicę ukraińsko-rosyjską. To polityka UE i USA w kluczowym momencie zadecydowała, że idealny scenariusz nie jest możliwy. Zachód nie zrobił ani tego, ani tego. Gdy przywódcy europejscy, w tym Donald Tusk, musieli publicznie przyznać, że Rosjanie weszli do Doniecka, wariant, że Ukraina zwycięża o własnych siłach, został zamknięty na przynajmniej kilka, a najprawdopodobniej znacznie więcej lat.

Nikt w Europie nie ma szans w otwartym starciu z konwencjonalnymi siłami Federacji Rosyjskiej, szczególnie na wschodzie Ukrainy. A tymczasem Rosja wymusiła na Ukrainie i pośrednio UE warunki, które – co nie jest tajemnicą – Putin proponował „po dobroci” jesienią ubiegłego roku. W takich warunkach nie ma sensu mówić o tworzeniu na Ukrainie regionów samorządowych wedle polskiego wzorca. Ukraina, chociaż nikt tego nie nazwie w ten sposób, podlega wymuszonej federalizacji. Taki wariant popierają Niemcy – mówił o tym wicekanclerz Sigmar Gabriel. Ostatecznie w niemieckiej tradycji „federalizacja” nie oznacza nic złego – ich federalne państwo działa dobrze i dominuje w UE.

Federalizacja Ukrainy jest też starym postulatem Rosji. Kreml bowiem rozumie, że podział Ukrainy na kraje federalne oznacza we wschodnioeuropejskich warunkach jej osłabienie, poszatkowanie i w praktyce daje zbuntowanym repub- likom prawo weta co do strategicznych decyzji Kijowa.
W tej chwili na wschodzie Ukrainy sytuacja jest tymczasowa. Ale jeśli w wyniku rozejmu powstanie jakiś trwały polityczny kompromis, to Donieck niestety, będzie miał prawo blokować zachodnie wybory Ukrainy i zapewne będzie to robił. Oczywiście dokładnie odwrotnie zachowają się zachodnie proeuropejskie województwa: tarnopolskie, stanisławowskie, lwowskie, a także Wołyń – one zablokują drogę Ukrainy do Unii Celnej. W ten sposób w narzuconym faktycznie ustroju zostanie zakodowany wyrok wiecznego status quo Ukrainy, którego bez zgody Rosji nie będzie można zmienić. Największa tragedia wymuszonej federalizacji polega na tym, że rok temu Zachód i Ukraina mogły wynegocjować z Rosją znacznie lepsze warunki porozumienia – bez tak wielkich strat. Unia Europejska przedłożyła Ukrainie propozycje politycznego aliansu nie mając faktycznej woli, by walczyć o jego realizację.

Gry rozejm się załamie – podział
Dla władz pomajdanowej Ukrainy kluczowe są dwa elementy: zdolność do obrony granic i możliwość przeprowadzania reform. Istota sukcesu Kijowa polegać by miała na tym, aby jednocześnie zrealizować i jedno, i drugie.

Rozejm zawarty w Mińsku, w oparciu o plan pokojowy Poroszenki, pomimo że zawiera kilka poważnych zagrożeń, w rozumieniu rządu w Kijowie, był jedynym możliwym rozwiązaniem taktycznym wobec zbyt małego wsparcia Zachodu dla nowych władz i otwartej interwencji Rosji na Krymie i wschodzie kraju.

Od momentu zawarcia rozejmu każdego dnia jest on naruszany, na porządku dziennym są zabici. Od kwietnia wojna pochłonęła około 3600 ofiar, ale blisko dziesięć procent z tej liczby zginęło po podpisaniu zawieszenia broni. Mamy więc do czynienia z fikcją, w najlepszym razie rodzajem dziwnego rozejmu, który funkcjonuje tylko jako „fakt polityczny”.

Nie trudno wyobrazić sobie, że na przykład pod naciskiem wewnętrznej krytyki władze Ukrainy, będą w końcu musiały przyznać, że król jest nagi i nie ma żadnego zawieszenia broni. To na taką okoliczność na granicy z Ukrainą Rosja szykuje wojska interwencyjne.

W tego rodzaju wariancie dojdzie do wkroczenia rosyjskich sił lądowych i bombardowań Ukrainy z powietrza. Rosja ma istotny powód, by przeć do takiego rozwiązania. Tereny znajdujące się pod kontrolą rebeliantów są w opinii ekspertów ekonomicznych wykrojone wyjątkowo źle, jeśli chodzi o możliwości zbilansowania budżetu terytorium, które stanie się ukraińskim wariantem Naddniestrza (od lat wisi na kremlowskim garnuszku).

Są w Kijowie analitycy, którzy mówią tak: w takim razie trzeba szybko przegrać i zgodzić się na podział Ukrainy wzdłuż linii Dniepru. Doprowadzić niejako do powtórzenia sytuacji z podziałem Niemiec po II wojnie światowej. Ten tok myślenia opiera się na założeniu, że Zachód, który zawodzi militarnie i politycznie, często kupuje sobie spokojne sumienie poważną pomocą gospodarczą. W tym wypadku reformy na zachodzie i centrum kraju byłyby wobec wschodniej Ukrainy jak tworzenie witryny Unii Europejskiej kuszącej mieszkańców Noworosji – bo tak zapewne zostałby nazwany nowo powstały twór.

Chęć skorzystania z dobrodziejstw Zachodu z czasem stałaby się kołem napędowym ponownego zjednoczenia Ukrainy – za kilkadziesiąt lat – gdy proces dekolonizacji wejdzie w Rosji w końcową fazę.

Gdy nie będzie reform, powstanie chaos
Utrzymaniem rozejmu w obecnym kształcie zainteresowana jest większość Zachodu, część elit w Kijowie i mimo wszystko, przynajmniej w krótkoterminowej perspektywie, większość strategów na Kremlu.

Dlatego jest możliwy wariant, że rozejm mimo wszystko przetrwa, najprawdopodobniej z pewnymi korektami. Problem jednak w tym, że nie dojdzie do pilnie potrzebnych reform. Oligarchowie zachowają polityczną pozycję, a poziom korupcji pozostanie bez zmian.
W tej sytuacji na wiosnę może dojść do kolejnych protestów. W typowych dla czasów rewolucyjnych dynamicznych zmianach nastrojów społecznych: od euforii, którą daje się zauważyć przede wszystkim w Kijowie, do nienawiści wobec nowych porządków, łatwo będzie o częste zmiany rządów. Putin zdecyduje się wtedy zapewne na wojnę propagandową i ograniczenie dostaw surowców energetycznych. Jego celem jest przecież dominacja w Kijowie, a taki rozwój wypadków pozwala na wymoszczenie sobie politycznej pozycji nad Dnieprem bez jednego wystrzału – wystarczy doprowadzić do powstania rządu prorosyjskiego dystansującego się od tradycji Majdanu.

W takim razie elity zachodniej Ukrainy zapewne oskarżą stołecznych polityków o zdradę i nie jest wykluczone, że podejmą radykalne kroki, uznając, że „prawdziwa” Ukraina jest tylko na zachodzie. Secesja zachodnich obwodów w obliczu rosyjskiej dominacji byłaby jednym z najgorszych wariantów.

Sedno problemu polega na tym, że Ukraina musi w niedługim czasie dokonać reform, być może bardziej zaawansowanych niż polskie z początku lat 90. i obronić granice. Musi to zrobić pomimo otwartej wrogości Rosji, wielu wewnętrznych przeciwników i przy pasywnej większości zmęczonego społeczeństwa i niezbyt lojalnym Zachodzie. Dlatego Ukraina modli się o cud.

*Autor jest politykiem i publicystą. Był posłem do Parlamentu Europejskiego. W PE sprawował funkcję przewodniczącego delegacji do komisji współpracy parlamentarnej UE-Ukraina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski