Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukraińcy w Polsce

Jan Maria Rokita
Luksus własnego zdania. Coraz więcej administracyjnych szykan ma utrudnić życie Ukraińcom szukającym swego losu w Polsce.

W jakimś stopniu padają oni ofiarą niechęci do imigrantów jako takich. Dwie historie uciekinierów z Donbasu, szukających rozpaczliwie schronienia w Polsce przed zemstą rosyjskich rebeliantów, opisane przez „Gazetę Wyborczą”, pokazują w całej krasie bezmyślność biurokratycznego rygoryzmu polskich służb imigracyjnych. Odmawia się azylu ludziom prześladowanym i torturowanym, na których życie nastają donieccy bojówkarze. I to pomimo że liczba takich skrajnych przypadków Ukraińców szukających ochrony w Polsce jest minimalna (w tym roku ok. 500 osób). Co jednak ważniejsze, rząd kończy szykować nowe przepisy, które mają znacząco utrudnić możliwość podejmowania pracy Ukraińcom w Polsce. A w tym przypadku chodzić już będzie nie tyle o moralną solidarność z jednostkami, które zaszły za skórę Rosji tak dalece, że teraz muszą się obawiać o swoje życie. Ale o wielkie zjawisko społeczne i gospodarcze, jakim jest fakt pracy w Polsce grubo ponad miliona obywateli Ukrainy.

Jak dotąd Ukraińcy (podobnie zresztą jak m.in. Gruzini czy Białorusini) korzystają z istotnego przywileju w Polsce: mogą podejmować legalnie w Polsce pracę przez sześć miesięcy bez wymaganego w takich razach specjalnego pozwolenia. Od pracodawców państwo wymaga jedynie zgłoszenia zatrudnienia takich pracowników do specjalnego rejestru. Tylko w ubiegłym roku takich zgłoszeń było ok. 800 tysięcy. W Małopolsce albo na Podkarpaciu nietrudno zauważyć Ukraińców zatrudnionych na budowach, w restauracjach albo przy pracach rolnych. Drugie tyle zapewne pracuje na czarno, o czym w Krakowie można się przekonać pytając znajomych o pomoc domową albo opiekunkę do dzieci. Ów przywilej pracy bez zezwolenia ma zostać teraz zlikwidowany. I co gorzej, ci, którzy jakimś cudem dostaną już zezwolenie, będą musieli zarabiać... tyle samo, co wykonujący podobne funkcje Polacy. Pisowski wiceminister pracy Stanisław Szwed powołuje się z jednej strony na nowe restrykcyjne przepisy unijne, ale dodaje też od siebie, iż: „nie można wykorzystywać ludzi jako taniej siły roboczej”. Brzmi to jak ponura hipokryzja w ustach ministra kraju, który dopiero co stoczył ciężką batalię z Niemcami, próbującymi identyczną regulacją objąć polskich kierowców TIR-ów, jeżdżących po niemieckich drogach.

Te nowe przepisy nie odstraszą Ukraińców od szukania lepszego życia w Polsce. Tym bardziej, że chcą ich tutaj polscy pracodawcy, niebędący w stanie znaleźć wystarczającej liczby pracowników. Nowe przepisy tylko „zdelegalizują” większość ukraińskich pracowników, którzy i tak w swoim kraju z konieczności nauczyli się, jak żyć w szarej strefie. Stosunki na polskim rynku pracy upodobnią się za to trochę do tych, jakie panują w strefie posowieckiej. W Polsce bowiem nie ma dziś prawdziwych przyczyn dla zwalczania ukraińskich imigrantów. A racjonalnie działający rząd winien raczej szukać sposobów na to, aby Ukraińców ściągać do Polski. Przede wszystkim tych młodych i najzdolniejszych, których w dobie upadku demograficznego potrzebują jak świeżego powietrza polskie uniwersytety i firmy z zaawansowanymi technologiami. Ale także tych, którzy gotowi są tutaj wykonywać proste prace, po to, by zarobić coś ponad głodowe pensje i emerytury ukraińskie. Prawdę mówiąc, Ukraińców w Polsce trudno nawet nazywać „imigrantami”. Tak łatwo się tu integrują i tak oczywisty jest brak jakiejkolwiek bariery kulturowej pomiędzy nami. Są niemal dokładnie tacy samy jak my sprzed trzydziestu lat. Cztery wieki wspólnej Rzeczypospolitej odcisnęły na nas i na nich swój trwały ślad.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski