Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY
Przerażona widmem czyhającego za rogiem komornika, z pomocą młodszych członków rodziny wyjaśniła sprawę, chociaż początkowo urzędnicy bankowi czynili wszystko, by nie zrobić nic i bali się podjęcia decyzji jak ognia. O podobnych przypadkach słyszę dość często, co oznacza, że mamy do czynienia z pewną prawidłowością. Zresztą wystarczy dokładnie przyjrzeć się umowom zawieranym z bankami, aby zrozumieć, iż dla osób starszych jawią się one jako bardziej niebezpieczne niż gra w pokera "na pieniądze". Ba! Nawet umowy na kodowane przekazy telewizyjne powodują ból głowy oraz zdziwienie, że łatwo zawarty pakt trudniej rozwiązać, niż układ mistrza Twardowskiego z Belzebubem.
Kiedyś bywało inaczej. W każdym urzędzie pocztowym można było założyć sobie książeczkę oszczędnościową PKO, w której zapisywano wszelkie wpłaty i wypłaty, a na dodatek w kolejnych latach dopisywano jakieś procenty. Mizerne, ale zawsze. A jeśli ktoś prócz tego chciał otworzyć sobie konto, czynił to bez trudu, przy czym najbardziej skomplikowaną operacją było założenie konta "W", które w razie większych zarobków jego właściciela pozwalało na takie gospodarowanie pieniędzmi, by uniknąć podatku wyrównawczego. I tyle. Każdy wiedział, ile ma i na co może sobie pozwolić. Później system wzbogacił się o kupowanie na raty, co było jednak związane z procedurą równie prostą jak opisana powyżej.
Dzisiaj banki, zarabiające krocie na obrocie pieniędzy, inwestujące w coraz wspanialsze budynki, bardziej przypominające pałace niż pomieszczenia użytkowe oraz w rosnące uposażenia szefów, zabiegają wszelkimi sposobami o pomnożenie swoich dochodów. Jednym z nich jest komplikowanie istniejących procedur i tworzenie tylu odmian zależności szarego człowieka od stosownego systemu finansowego, że gubią się w tym zarówno ludzie w podeszłym wieku, jak i mający przed sobą jeszcze wiele lat życia.
Niewiele już dzisiaj można zmienić. Byłoby jednak dobrze, aby pomyślano o seniorach i przystępności obyczajów bankowych nie tylko przez pobieranie potężnych procentów za gromadzenie wpłat na fundusze emerytalne lub przez narażanie osób starszych na zagubienie się w zawikłanych przepisach czy podstępnych sformułowaniach, zawartych w tekstach podpisywanych umów. Do tego ten koszmarny prymityw, siedzący w dyrektorskich głowach, prowadzący do zlecania drukowania w kontaktach tego rodzaju pułapek jak najmniejszą, prawie nieczytelną czcionką!
Przyszła obecnie moda na gadanie o ludziach po pięćdziesiątce, a nawet jeszcze starszych. Może zamiast tego przelewania z pustego w próżne zrobić dla nich coś rzeczywiście pożytecznego? Może po prostu ułatwić im życie? Nawet jeśli nie przyniesie to bankom żadnych materialnych profitów, lecz jedynie ludzką wdzięczność...