Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ulica w darze

Redakcja
Przez ul. Telimeny w Krakowie każdego dnia przejeżdżają setki samochodów. Wśród nich są ciężarówki, tiry i autobusy. Spółdzielnia Mieszkaniowa "Nowy Bieżanów" do niedawna była właścicielem tej drogi. Od lat zabiegała o to, by przejęło ją miasto. Liczne prośby nie przynosiły jednak skutku. Gmina tłumaczyła się brakiem środków na utrzymywanie dodatkowych ulic. W tym roku nikt już o nic nie musiał się prosić. Korzystając ze znowelizowanych przepisów spółdzielnia poprzez akt notarialny obdarowała miasto przeciążoną drogą.

Nowe przepisy umożliwiają pozbycie się niechcianej nieruchomości

   To nie jedyny przypadek podrzucenia miastu drogi. Podobnie postępują inne spółdzielnie w całym kraju, wiedząc już o nowej furtce prawnej. W ich ślady zapewne pójdą spółdzielnie, do których niebawem dotrze wieść o znowelizowanym przepisie. Można spokojnie postawić na to, że będą z niego korzystać. Wystarczy otworzyć książkę telefoniczną, wybrać numer jakiejś spółdzielni i do słuchawki rzucić hasło: "Drogi".
   - Chętnie byśmy się ich pozbyli. To dodatkowe koszty: remonty, oświetlenie, sprzątanie, odśnieżanie. Bez żalu oddalibyśmy je miastu - można usłyszeć odpowiedź.
   Zupełnie inne zdanie o nowym prawie mają przedstawiciele gmin, którzy znowelizowany przepis uważają za krzywdzący i mówią o jego zaskarżeniu do Trybunału Konstytucyjnego.
   Tymczasem miasta postawione pod ścianą coraz częściej muszą przyjmować ulice.

Niechciana darowizna

   - Nowy przepis zrobił już wiele zamieszania. Nawet nie chcę myśleć, co będzie, jak wszystkie spółdzielnie zechcą z niego korzystać. Miasto ma określone środki na utrzymanie dróg, którymi zarządza. A tu jeszcze może stanąć przed faktem utrzymania dodatkowych - mówi Elżbieta Kulińska, inspektor ds. układu drogowego w Wydziale Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Krakowa.
   Według znowelizowanego artykułu 179 kodeksu cywilnego właściciel może wyzbyć się własności nieruchomości przez to, że się jej zrzeknie. W ust. 2 tego przepisu jest również mowa o tym, że nieruchomość, której właściciel się zrzekł, staje się własnością gminy. To nowość. Jeżeli nieruchomość jest położona na terenie kilku gmin, staje się w całości własnością tej gminy, na której terenie położona jest większa część nieruchomości objętej oświadczeniem o zrzeczeniu się. Gmina ponosi także odpowiedzialność za obciążenia nieruchomości.
   Dzięki temu przepisowi spółdzielnie, wspólnoty mieszkaniowe albo osoby prywatne mogą przekazać miastu ulicę, chodnik, parking, a obdarowany, czyli gmina, dowie się o tym z dostarczonego aktu notarialnego.
   - Ten artykuł budzi wiele wątpliwości. W przypadku zrzeczenia się nieruchomości powstał problem prawny. Nowy przepis wprowadza nierówność podmiotów. Tymczasem strona obdarowywana powinna mieć możliwość odmówienia przyjęcia darowizny, tym bardziej gdy - jak to się często dzieje w przypadku dróg - jest to niechciane i obciążające przekazywanie nieruchomości - uważa Andrzej Oklejak, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. prawnych.
   Zdaniem Elżbiety Kulińskiej najgorsze jest to, że gmina musi przejmować wszystkie ulice bez względu na ich stan techniczny. Prawdopodobnie spółdzielnie będą się teraz wyzbywać ulic zniszczonych nawet w takim stopniu, że korzystanie z nich może być niebezpieczne. Będą więc one wymagać natychmiastowego remontu. Mogą to być nawet podrzędne drogi, które nie mają nazw i są np. dojazdami prowadzącymi wyłącznie do budynków.
   Przed nowelizacją kodeksu cywilnego w Krakowie co roku miasto przejmowało od spółdzielni tylko niektóre z ulic o charakterze tranzytowym (nawet w skali osiedla), ale robiło to bardzo niechętnie. Teraz władze miejskie nie mają wiele do powiedzenia, bo wszystko dzieje się poza ich plecami.
   - Ul. Telimeny była ostatnią z dróg publicznych, którą chcieliśmy przekazać gminie. Uważaliśmy, że skoro korzystają z niej wszyscy mieszkańcy miasta, to wszyscy powinni ponosić koszt jej eksploatacji - przekonuje Krzysztof Szmigiel, prezes SM "Nowy Bieżanów". - Na drodze zaczęły się tworzyć dziury. Gdybyśmy chcieli na nasz koszt przeprowadzić jej modernizację, to musielibyśmy wyczerpać całoroczny budżet remontowy. Nas na to już nie było stać. Wielokrotnie zabiegaliśmy o to, by miasto wzięło tę ulicę. Niestety, bezskutecznie. Wreszcie mogliśmy skorzystać z nowego przepisu. Teraz pozostały nam jedynie drogi wewnętrzne, z których korzystają głównie mieszkańcy spółdzielni. Nie mamy zamiaru obdarowywać nimi miasta. Byłoby to z naszej strony nieuczciwe.

Osiedlowe kuriozum

   Gmina Kraków będzie prawdopodobnie zmuszona przejąć także niektóre wewnętrzne drogi osiedlowe. Wśród nich są i takie, do których od lat nikt się nie przyznaje.
   Do kuriozalnej sytuacji doszło na krakowskim osiedlu "Widok-Zarzecze". Znajduje się na nim dziewięć ulic, które praktycznie są "niczyje". Wybudowano je**w latach 80. ubiegłego stulecia, na gruntach, które władze województwa przekazały gminie Kraków. Z początku zarządzała nimi Spółdzielnia Mieszkaniowa Osiedla Domów Jednorodzinnych z siedzibą przy ul. Łobzowskiej. W 1992 r. wydzieliła się z niej Spółdzielnia Domów Jednorodzinnych "Widok-Zarzecze", która nabyła prawo do użytkowania wieczystego działek zabudowanych 141 budynkami mieszkalnymi oraz działek ewidencyjnych stanowiących drogi miejskie.
   Niedługo później wydzielona spółdzielnia rozwiązała się i prawa użytkowania wieczystego zabudowanych działek przekazała na członków spółdzielni, którzy indywidualnie się uwłaszczyli, a następnie wykupili działki od miasta. W tym czasie władze rozwiązującej się spółdzielni po raz pierwszy zwróciły się do miasta o przejęcie osiedlowych ulic. Gmina jednak odmówiła, tłumacząc się brakiem środków na utrzymanie dróg.
   Już po rozwiązaniu spółdzielni kilkakrotnie o przejęcie przez miasto "niczyich ulic" wnioskowała Rada Dzielnicy VI, na której terenie mieszczą się opuszczone drogi. Miasto jednak konsekwentnie odmawia ich przejęcia, twierdząc, że wieczystym użytkownikiem osiedlowych dróg w dalszym ciągu jest spółdzielnia "Widok-Zarzecze". Podstawą do takich twierdzeń są dokumenty przechowywane w Wydziale Skarbu Urzędu Miasta Krakowa, które potwierdzają, że wieczystym użytkownikiem ulic wciąż jest spółdzielnia "Widok-Zarzecze". Co prawda nie posiada ona już budynków, członków ani siedziby z adresem, ale - zdaniem miejskich urzędników - w dalszym ciągu jest zarządcą ulic i zgodnie z Ustawą o drogach powinna się nimi zajmować.
   Okoliczni mieszkańcy zastanawiają się, jak miałoby to wyglądać. - Spółdzielni już nie ma. Ewentualnie w zarząd ulice mogliby przejąć byli członkowie spółdzielni. Każdy musiałby więc zarządzać jej odcinkiem biegnącym przed domem o długości około trzech metrów. Czy to ma sens? - pytają.
   - Spółdzielnia jedynie użytkowała grunty należące do gminy, na których mieszczą się ulice. Skoro nie ma spółdzielni, umowa o wieczyste użytkowanie powinna wygasnąć. Idąc tym tokiem rozumowania, drogi powinny więc wrócić do gminy. Są w dobrym stanie, nie wymagają natychmiastowego remontu, od lat są także oświetlane przez miasto. Chodzi więc tylko o dopełnienie formalności - uważa Marian Jesionka, radny Rady Dzielnicy VI, który w przeszłości pełnił funkcję prezesa SMDJ "Widok-Zarzecze". Ma on nadzieję, że trwające ponad 10 lat zabiegi o przekazanie ulic wreszcie znajdą swój epilog. Likwidator spółdzielni zamierza skorzystać ze znowelizowanego kodeksu cywilnego i podpisanym jednostronnie aktem notarialnym może obdarować miasto drogami.

Chętnych nie brakuje

   Także wśród innych krakowskich spółdzielni nie brakuje chętnych do oddania dróg. Przykładem jest Spółdzielnia Mieszkaniowa "Ruczaj-Zaborze", która chce pozbyć się zarządzanej przez nią ul. Jagodowej. W tej sprawie już dwukrotnie zwracano się do gminy Kraków.
   - Z ul. Jagodowej członkowie spółdzielni korzystają w około 30 procentach. Bardziej jest ona eksploatowana przez pozostałych mieszkańców Borku Fałęckiego. Ulica jest w dobrym stanie, ale chcemy się jej pozbyć, ponieważ jej utrzymanie jest bardzo kosztowne. Moglibyśmy ją udostępnić tylko dla członków naszej spółdzielni, ale nie o to w tym wszystkich chodzi - mówi Andrzej Konopka, prezes SM "Ruczaj-Zaborze". Podkreśla on, że ul. Jagodowa nie jest jedyną drogą, której spółdzielnia chciałaby się pozbyć. Chętnie oddałaby również w zarząd inne drogi, m.in. ul. Lipińskiego oraz nienazwane osiedlowe uliczki dostępne dla wszystkich.
   W spółdzielni wiadomo już o nowym przepisie. - Na razie kolejny raz zwróciliśmy się do gminy o przejęcie ul. Jagodowej. Sprawę chcemy załatwić polubownie. Jeżeli się nie da, skorzystamy z artykułu 179 kodeksu cywilnego. O tym jednak musi zadecydować walne zgromadzenie członków spółdzielni - wyjaśnia prezes Konopka.
   Spółdzielnia "Ruczaj-Zaborze" chętnie oddałaby również miastu ślepą ul. Zachodnią. Przeciwko temu buntują się jednak mieszkańcy jednego z bloków, którzy obawiają się, że po jej przejęciu gmina otworzy ją z dwóch stron i powstanie droga przelotowa o wzmożonym ruchu. Prezes Konopka stawia sprawę jasno: - Jeżeli protestujący mieszkańcy zapłacą za utrzymanie ulicy, pozostanie ona pod zarządem spółdzielni.
   O nowym przepisie wszyscy dobrze wiedzą również w Spółdzielni Mieszkaniowej "Hutnik". Chętnie pozbyłaby się ona m.in. zarządzanego przez nią parkingu, z którego korzystają dwie wspólnoty mieszkaniowe. - Koszty utrzymania, odśnieżania i remontu parkingu musi jednak pokrywać nasza spółdzielnia. Podobnie jest z niektórymi ulicami. Moim zdaniem, jeżeli jakaś droga ma więcej niż jednego użytkownika, to powinna przejść na własność miasta. Tak byłoby najbardziej sprawiedliwie - mówi Janusz Zwierzykowski, prezes SM "Hutnik".
   Nie wszystkim jednak spieszno do pozbywania się dróg. Niektóre spółdzielnie mają tak duże poczucie własności swoich ulic, że od pozostałych odgradzają je szlabanami lub bramami. Wychodzą z założenia, że skoro są spółdzielcze, to mogą z nich korzystać tylko członkowie spółdzielni. Tak jest w przypadku krakowskiej SM "Gersona". Rok temu jej obszar został ogrodzony. Obecnie na jej teren mogą wjechać tylko mieszkańcy, którzy za pomocą specjalnych pilotów otwierają bramę wjazdową. Dodatkowo w każdą noc i dni świąteczne osiedle jest patrolowane przez wynajętych ochroniarzy.
   Nowe rozwiązania były możliwe dzięki wprowadzeniu miesięcznej opłaty dla członków spółdzielni w wysokości 8 zł. Przedstawiciele spółdzielni "Gersona" ze zmian są zadowoleni. Zauważyli, że dzięki nim na osiedlu żyje się bezpieczniej, nie ma kradzieży i włamań do samochodów. Nie chcą nawet słyszeć o pozbywaniu się dróg i miejsc parkingowych.
PIOTR TYMCZAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski