Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Unia Europejska ćwiczy w Austrii zespoły obrony cywilnej na wypadek katastrof i klęsk żywiołowych

Wojciech Rogacin
Wojciech Rogacin
Europa zabezpiecza się przed kataklizmami. W austriackim miasteczku Eisenerz zespoły obrony cywilnej z krajów Unii Europejskiej doskonaliły swoje umiejętności na wypadek klęsk żywiołowych. W unijnym mechanizmie obrony cywilnej aktywnie uczestniczy Polska

Powodzie, trzęsienia ziemi, huragany, pożary - Unia Europejska ma być jeszcze lepiej przygotowana do reakcji na te i inne katastrofy naturalne, które wraz ze zmianami klimatycznymi są coraz gwałtowniejsze. W austriackim Eisenerz powstało centrum szkoleniowe, na którym po raz pierwszy trenowali ratownicy z krajów Unii. Był też polski akcent.

Położony na uboczu górski zakątek nieopodal miasteczka Eisenerz. Koniec maja był tu w górach dość chłodny. Jest pochmurnie, od czasu do czasu kropi deszcz.

W samym miasteczku obóz namiotowy rozbiło pięć zespołów ratowniczych z różnych krajów Unii Europejskiej – Słowenii, Francji, Litwy, Rumunii, Grecji. W tę nieprzyjemną pogodę mają się podjąć kilkudniowej akcji wydobywania spod gruzów w sumie kilkudziesięciu osób uwięzionych w zawalonych po trzęsieniu ziemi budynkach i jaskiniach górskich.

Okoliczne góry kryją rozległą sieć jaskiń, a także opuszczone, nie używane już obiekty kopalni rudy żelaza. Kopalnia co prawda dalej funkcjonuje, jednak zbudowano dla niej już całkowicie nową infrastrukturę. Dawne tunele kolei, częściowo zawalone budynki do kruszenia kamienia i inne obiekty doskonale się nadają na przeprowadzanie realistycznych ćwiczeń ratowania ludzi przysypanych gruzami po trzęsieniu ziemi.

To właśnie w tym miejscu urządzono centrum treningowe dla zespołów ratowniczych wchodzących w skład unijnego Mechanizmu Obrony Cywilnej. W pierwszych ćwiczeniach oprócz zespołów ratowniczych z Europy uczestniczyło kilkudziesięciu trenerów i specjalistów od ratownictwa z całej Unii, w tym Polacy.

W austriackim Eisenerz odbywają się ćwiczenia ModEX (od module excersises – ćwiczenia modułowe – red.), które mają przygotować Europę na skuteczne reagowanie na wszelkiego rodzaju katastrofy naturalne, humanitarne i sytuacje kryzysowe dotyczące obszarów lub grup ludności. Ćwiczenia mają też pomóc w udoskonaleniu europejskiego skoordynowanego systemu ratowniczego.

Unia Europejska chce się coraz lepiej przygotowywać na katastrofy naturalne, które – wraz z nasilaniem się zmian klimatycznych – mogą coraz bardziej zagrażać kontynentowi. Powodzie, trzęsienia ziemi, gwałtowne pożary – te kataklizmy coraz częściej nawiedzają Europę. Jak mówi Gerard Guerin, przedstawiciel Komisji Europejskiej na ćwiczeniach w Austrii, chodzi nie tylko o ochronę dla Europejczyków. Unijny Mechanizm Obrony Cywilnej i wchodzące w jego skład zespoły ratownicze ze wszystkich krajów Unii mają nieść pomoc wszystkim potrzebującym na całym świecie – czy to ofiarom trzęsień ziemi, tsunami, czy innych klęsk.

Jak na prawdziwej misji

- Jak długie są jaskinie? Czy są w nich miejsca zagrażające ratownikom, na przykład osuwające się kamienie, podnoszące się po deszczu lustro wody? Czy jest w pobliżu dogodne miejsce na rozbicie obozu, na parking dla naszych pojazdów? - Maks Merela, dowódca słoweńskiego zespołu ratownictwa jaskiniowego przeprowadza standardowy wywiad z przedstawicielem miejscowej obrony cywilnej przed wysłaniem swoich ludzi do systemu jaskiń, w których mają odnaleźć i wydobyć uwięzionego archeologa. Merela musiał się dowiedzieć również czy w jaskini, w której utknęli turyści jest zasilanie elektryczne, albo generator prądu. Okazuje się, że nie ma. To Słoweńcy musieli więc sami zorganizować.

Zgodnie ze scenariuszem ćwiczeń region – nazywany na potrzeby ćwiczeń Modulistanem – nawiedza silne trzęsienie ziemi o natężeniu 7.2 w skali Richtera. Pod gruzami uwięzionych jest kilka osób w ruinach kopalni, a także archeolog w jaskini, w której również doszło do obsunięcia głazów. Po kilku godzinach następuje wstrząs wtórny, a po nim kolejny. Gruzy spadają między innymi na uczniów zwiedzających muzeum kopalni rudy żelaza. Cała klasa zostaje uwięziona w zawalonym budynku muzeum.
Ekipa grotołazów ze Słowenii rusza na akcję do jaskiń, a na ratunek przysypanym w budynkach ruszają ekipy ratownictwa w terenach zurbanizowanych z Litwy oraz Grecji. Muszą się przebijać przez grube na 2 cm stalowe drzwi, przez betonowe płyty. Trzeba się czołgać w tunelach wysokich na pół metra i tymi tunelami wyciągać zasypane osoby. Wcześniej ratownicy na zmianę ręcznie je odgruzowują.

– Potrzebne jest drugie wiertło. Dajcie więcej światła! – domaga się jeden z litewskich ratowników, przebijających tunel w przy opuszczonej kruszarni kamieni w kopalni rudy. Obok ekipa z Francji przy pomocy dronów z zamontowaną kamerą termowizyjną sprawdza, czy w pobliskich budynkach pokopalnianych nie znajdują się jeszcze jacyś ludzie.

Do pomocy wkracza także austriacka policja. W budynku muzeum graccy ratownicy znajdują ranną kobietę. Lekarze stwierdzają, że trzeba ją natychmiast przetransportować do szpitala. Po kilku minutach zjawia się policyjny helikopter. Ranna zostaje umieszczona w specjalnych noszach, które na linie wiszą pod helikopterem (przy nich lokuje się jeden z ratowników) i przetransportowane do szpitala.

– Odtworzyliśmy tu najbardziej realistyczne warunki, za jakimi spotkają się ratownicy jadący na misję – mówi Harm Bastian Harms, dyrektor ćwiczeń w Eisenerz. - Jest nawet stworzona sztuczna granica i prawdziwi celnicy, którzy dokonują odprawy przybywających ludzi i sprzętu. Wszystko po to, by przećwiczyć najdrobniejsze elementy akcji ratunkowej.
Dodatkowo, by jeszcze bardziej „urealnić” ćwiczenia, zorganizowano inscenizowaną konferencję prasową dla zespołu koordynującego całą akcję, a nawet demonstrację miejscowej ludności, domagającej się skuteczniejszych działań ratowników, a także zapewnienia żywności i wody dla pozbawionych domów.

. – W czasie tych ćwiczeń chcemy przetrenować skoordynowaną akcję ratunkową osób zasypanych w budynkach oraz jaskiniach po trzęsieniu ziemi – mówi Rene Wagemans, główny kotroler ćwiczeń, który odpowiada za przygotowanie scenariusza ćwiczeń i ocenia stopień jego realizacji. - Znajdujemy się na terenie górzystym, który latem odwiedza wielu miłośników penetrowania jaskiń i według scenariusza właśnie podczas trzęsienia ziemi ludzie zostali uwięzieni w jaskini. Inni zostali przysypani gruzami zniszczonego budynku. Zespoły ratownicze mają tak skoordynować działania, by jak najszybciej uwolnić uwięzione osoby i zaoferować pomoc potrzebującym.

Wagemans, dodaje, że zespoły ratownicze uczestniczące w tym treningu nie wiedzą, jakie trudności i sytuacje zaplanowano. O określonej godzinie liderom zespołów przekazywane są informacje o nowych faktach, np. wstrząsie wtórnym, w wyniku którego zasypane zostały nowe osoby, co powoduje np. konieczność przerwania jednej operacji i przeniesienia się na inne miejsce z całym sprzętem.

- Ćwiczenia zaplanowaliśmy tak, żeby włączały minimum dwie noce – mówi Rene Wagemans. – Normalnie prawdziwa akcja ratownicza pod gruzami trwa siedem dób. Po tym czasie uznaje się, że wydobycie żywej osoby spod ruin jest kwestią cudu.
Praca w dwie kolejne noce (ponad dwie doby ciągłej akcji) pozwala ratownikom przetrenować kilkakrotne zmiany kolejnych ekip (zmieniają się co ok. 8 godzin) i pracę w różnych porach dnia i nocy.

Wezwani na pomoc

Maciej Garczyński, polski ekspert wchodzący w skład zespołu Obrony Cywilnej obszarów Zurbanizowanych, jest jedną z osób odpowiadających za prawidłową organizację akcji w Eisenerz. Na co dzień dowódca Jednostki Ratowniczo Gaśniczej nr 15 Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie Garczyński brał udział w kilku prawdziwych operacjach ratunkowych na świecie. Uważa, że ćwiczenia takie jak to w Eisenerz świetnie przygotowują do prawdziwych akcji. – Wiadomo, że na ćwiczeniach nie ma takiej adrenaliny, jak podczas rzeczywistej akcji ratunkowej, jednak przećwiczenie w realistycznych warunkach wszystkich elementów realnych działań sprawia, że potem na miejscu katastrofy wiele czynności wykonuje się już niemal automatycznie. To bardzo usprawnia akcję ratunkową – mówi Maciej Garczyński w rozmowie z dziennikarzem Agencji Informacyjnej Polska Press.

Ćwiczenia w austriackim Eisenerz miały za zadanie nie tylko udoskonalić umiejętności biorących udział zespołów. Dla ekip z Grecji, Litwy i Słowenii równie ważna była kwestia uzyskania lub utrzymania unijnych certyfikatów ratowniczych. Uzyskanie takiego certyfikatu oznacza, że zespół jest gotowy do udziału w akcjach ratowniczych na całym świecie i gwarantuje wymagane przez UE czy ONZ najwyższe standardy w realizacji akcji pomocowej.

- Takie certyfikowane zespoły są pierwsze na liście, kiedy dochodzi do jakiejś katastrofy i trzeba wezwać na pomoc ratowników – mówi Kinga Perge, ekspertka obrony cywilnej z Węgier. – W razie na przykład trzęsienia ziemi wzywa się najpierw te certyfikowane ekipy. One gwarantują, że akcja będzie przebiegać według ustalonych zasad, nie będzie panował chaos, wszystko zostanie zorganizowane i przeprowadzone tak, jak należy – dodaje Perge.

Przy wzywaniu na pomoc unijnych zespołów obowiązuje określona procedura, zgodnie z unijnym Mechanizmem Obrony Cywilnej. Kraj, który nie jest w stanie sam poradzić sobie ze skutkami katastrofy musi pierwszy wystąpić do Brukseli o pomoc. Biuro koordynacyjne wówczas kontaktuje się z odpowiednimi zespołami z różnych krajów. Pozwala to uniknąć – jak mówi Maciej Garczyński – wielokanałowych rozmów między rządem kraju wzywającego pomocy, a krajami ją oferującymi. Jeśli wezwani odpowiedzą pozytywnie na wezwanie pomocy, wówczas jadą na misję ratunkową. Zasada jest taka – jak mówi Maciej Garczyński - że każdy kraj pokrywa koszty wysłania swojego zespołu ratowniczego. Chodzi m.in. o to, by dotknięty klęską kraj nie musiał jeszcze ponosić kosztów akcji ratowniczej.
W Mechanizmie Obrony Cywilnej aktywnie uczestniczy również Polska, która wysyła swoje zespoły i na ćwiczenia i na misje ratunkowe, jak choćby w 2015 roku do Nepalu dotkniętego trzęsieniem ziemi. – Kiedy jesteśmy w tych strukturach, łatwiej nam ferować własną pomoc, ale też ją przyjąć. Na przykład jak były powodzie, przyjmowaliśmy też w Polsce pomoc z zagranicy - dodaje Garczyński.

Ratownicy pierwszego wyboru

Kinga Perge w trakcie ćwiczeń w Austrii pełni funkcję trenerki, która obserwuje pracę litewskiego zespołu ratowników. Litwini mają już unijny certyfikat. Na ćwiczenia przybyli świetnie zorganizowani i z nowoczesnym sprzętem. Swój obóz w Eisenerz rozbili w ciągu kilkudziesięciu minut. W trakcie ćwiczeń chcą sprawdzić, na jakim poziomie wyszkolenia znajdują się obecnie.

Podobnie zresztą działają wszystkie zespoły ratownicze. Również litewski i grecki zespół, który miał za zadanie wydobycie spod gruzów osób przysypanych po trzęsieniu ziemi. – Oni pracują w ośmioosobowych zespołach. Gdy jeden zespół prowadzi akcję ratowniczą, drugi odpoczywa. I tak przez 7 dni i nocy bez przerwy. Muszą również utworzyć drogę ewakuacji poszkodowanych z miejsca ich zasypania. Używają do pomocy psów ratunkowych – mówi Kinga Perge. – Takie ćwiczenia pomagają certyfikowanym zespołom sprawdzić, czy w jakimś aspekcie nie potrzebują doszkolenia, czy nadal działają zgodnie z wymaganymi normami – dodaje.

Zespoły ratownicze muszą nie tylko zajmować się próbą wydobycia ofiar spod gruzów, ale także zadbać o pełne zabezpieczenie własnych potrzeb. Jak mówi Kinga Perge, muszą przywieźć ze sobą namioty do spania, łóżka, prysznice. Mają również obowiązek zapewnić pomoc medyczną poszkodowanym. - I cały niezbędny sprzęt muszą przywieźć ze sobą. To około 8 – 10 ton sprzętu – dodaje Kinga Perge.

Im więcej zespołów z certyfikatami, tym bezpieczniej będziemy się mogli czuć w Europie – i poza jej granicami – w razie wystąpienia różnego rodzaju katastrof. Innym certyfikowanym zespołem uczestniczącym w austriackich ćwiczeniach jest ekipa ratownictwa jaskiniowego ze Słowenii.

To elitarna grupa - jako jedna jedyna w Europie posiada certyfikat unijnego Mechanizmu Obrony Cywilnej. – Nasz zespół, to 30 lat tradycji – mówi szef Słoweńców, Maks Merela. – W skład naszej grupy wchodzi 80 doświadczonych speleologów, którzy wcześniej zrzeszeni byli w klubach speleologicznych – dodaje.

Słoweńscy ratownicy nie tylko trenowali scenariusz uwolnienia archeologa uwięzionego w jaskini po trzęsieniu ziemi. W trakcie ćwiczeń doszło do rzeczywistej sytuacji zagrożenia. Jeden z austriackich przewodników poczuł się źle i oddalił od grupy w jednym z tuneli jaskiń. Ekipa ratunkowa musiała go najpierw zlokalizować, a potem wyprowadzić na powierzchnię i udzielić pomocy medycznej. – Akcja trwała dwie godziny. Mężczyzna miał kłopoty żołądkowe, ale po odnalezieniu go współpracował z nami i szybko udało się go wydostać – mówią członkowie ekipy ratunkowej.

Czy Europejczycy rzeczywiście aż tak muszą się zabezpieczać na wypadek katastrof? W porównaniu z innymi kontynentami rzadziej dochodzi tu do klęsk żywiołowych. Chociaż zdarzają się trzęsienia ziemi, jak przed kilku laty we Włoszech, powodzie czy pożary lasów – jak w ubiegłym roku w Portugalii. – Owszem, słyszymy częściej o powodziach w Azji, na przykład w Chinach. O ile jednak zagrażają one tam znacznej liczbie ludności, o tyle w Europie bardziej zagrażają infrastrukturze. Mamy w Europie infrastrukturę bardziej skoncentrowaną i każda powódź może oznaczać gigantyczne straty – mówi Dave Dickson, doświadczony ratownik i trener z Wielkiej Brytanii.

Dlatego centrum szkoleniowe takie, jak w austriackim Eisenerz jest idealne do szkoleń. – Tu w mamy unikalne centrum treningowe, bardzo realistycznie oddające warunki, z jakimi zespoły spotykają się na prawdziwych akcjach – mówi Gerard Guerin. Dodaje, że w ubiegłym roku unijny Mechanizm Obrony Cywilnej uruchamiany był 32 razy, a ćwiczenia organizowano 14 razy.
Dla Eisenerz, 4-tysięcznego miasteczka, w którym po godzinie 18 życie zamiera, obecność kilkuset uczestników ćwiczeń oznacza pokaźny przypływ gotówki (wreszcie np. zajęte są miejsca w licznych Gasthausach) i nieco ruchu na ulicach. – Miasto sto lat temu miało 13 tysięcy mieszkańców, dziś 4 tysiące – mówi burmistrz Christine Holzweber. – Dlatego dla nas to niezmiernie ważne, że powstała tu baza ćwiczeniowa.

Nawet dziennikarze austriaccy, którzy licznie odwiedzili ćwiczenia w Eisenerz to potwierdzają. – Tu się od dawna nic nie działo, dlatego teraz zjechały się wszystkie regionalne i państwowe media – mówi jeden z dziennikarzy.

Baza szkoleniowa w austriackim miasteczku, u stóp częściowo już zniwelowanej góry zbudowanej z rudy żelaza została przygotowana przez Austriacki Czerwony Krzyż oraz przy pomocy funduszy landu Styrii. Sam land wydał około 170 tys. euro, ale Michael Schickhofer, zastępca gubernatora landu jest zadowolony z inwestycji. – Nie ma zbyt wielu centrów treningowych położonych w górach. Dlatego to nasze jest unikalne – mówi. Na pytanie Agencji Informacyjnej Polska Press o korzyści dla regionu odpowiada: - Pamiętam jak piętnaście lat temu ludzie mówili mi: „Zapomnij o Eisenerz, tam już nic nie będzie się działo”. A teraz okazuje się, że Eisenerz będzie znane nawet w Polsce!

90e89cd-e24d-be58-6cb0-5018555e17d8;18[/xlink]

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Unia Europejska ćwiczy w Austrii zespoły obrony cywilnej na wypadek katastrof i klęsk żywiołowych - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski