Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uniknąć trwałych uzależnień

Redakcja
Rozmowa z MARKIEM CICHOCKIM*, historykiem idei i politologiem

- Czy euro przetrwa obecną zawieruchę?

- Tego nie wiem. Wiem tylko, że establishment polityczny takich krajów, jak Niemcy czy Francja jest zdeterminowany, by strefa euro się nie rozpadła. I nie chodzi tu o interesy ekonomiczne, a raczej o polityczne. Rozpad tej strefy byłby ogromnym ciosem dla polityki Niemiec i Francji - mam na myśli odpowiedzialność za to, co te dwa kraje, które widzą się jako motor integracji europejskiej, do tej pory robiły. Stąd determinacja, by przeciwdziałać skutkom kryzysu w strefie euro. Powstaje jednak pytanie, co te działania realnie przyniosą? Jak będzie wyglądała Unia za 5, 10, czy 30 lat? Myślę, że inaczej niż my to sobie wyobrażaliśmy wstępując do niej.

- Jednym z działań, forsowanych przede wszystkim przez Niemcy, była propozycja stworzenia europejskiego mechanizmu stabilizującego strefę euro. Pojawiały się głosy, że taki mechanizm mógłby się w przyszłości stać narzędziem polityki RFN. Czy zgadza się pan z tymi opiniami?

- UE ma swój budżet, z którego finansowane są polityki unijne, natomiast powstanie tego instrumentu oznaczałoby w praktyce powołanie czegoś w rodzaju drugiego unijnego budżetu, w znacznym stopniu podporządkowanego interesom tych państw, które najwięcej by doń wkładały, czyli Niemiec bądź Francji. Oczywiście rodzą się pytania o to, jak państwa członkowskie będą z tego mechanizmu korzystać. Ustabilizowanie sytuacji finansowej w słabszych krajach strefy euro może prowadzić także do wymuszania rozwiązań korzystnych z punktu widzenia interesów ekonomicznych, socjalnych i politycznych głównych dawców środków finansowych w ramach tego mechanizmu.

- A jak ocenia pan fakt, że Polska pozostała "poza głównym nurtem" debaty na ten temat i w mechanizmie nie partycypujemy?

- Polska znajduje się poza strefą euro, dlatego musimy uznać realia i nie możemy domagać się pełnego udziału w procesie decyzyjnym. Tym niemniej możemy powołać się na fakt, że w traktacie akcesyjnym zobowiązaliśmy się do wejścia do strefy i - jak rozumiem - takiej ewentualności nie wykluczamy. Powołując się na ten zapis możemy domagać się pewnego udziału w kształtowaniu nowej rzeczywistości w strefie euro i budowania podstaw rządu gospodarczego. Uważam, że wycofanie się z symbolicznego udziału w kształtowaniu mechanizmu finansowego nie było mądrym posunięciem, zwłaszcza że premier na szczycie unijnym dawał upust swojej frustracji tym, że Polska jest wykluczana z procesu podejmowania decyzji. Stanowisko rządu w tej sprawie wydaje się dwuznaczne i nie do końca zrozumiałe dla naszych partnerów z UE.

- Czy nowe pomysły na regulacje w strefie euro prowadzą Unię w dobrym kierunku?

- Wiem tylko tyle, że mamy w Unii do czynienia z bardzo poważnym kryzysem finansowym. Niektórym krajom - jak Grecja czy Irlandia - grozi bankructwo. Są też kraje, takie jak Niemcy czy Francja, które podjęły decyzję - nie Komisja Europejska, nie instytucje finansowe - tylko te dwa kraje podjęły polityczną decyzję, że biorą na siebie odpowiedzialność za stworzenie programu wyjścia z kryzysu i są gotowe rzucić na szalę nie tylko środki finansowe, ale też swój prestiż i autorytet polityczny. Nie wiem, czy odniosą sukces, ale to one zgłosiły gotowość przyjęcia na siebie odpowiedzialności - żaden inny kraj nie był do tego gotowy. Tym samym w naturalny sposób wyznaczyły sobie rolę przywódczą. To może się nie podobać, ale - jeśli nowe regulacje nie przyniosą właściwych efektów, to również całe odium spadnie na Berlin i Paryż. Z drugiej strony, zadeklarowanie gotowości objęcia przywództwa w obliczu kryzysu daje tym krajom możliwość takiego kształtowania reform, jakie one uznają za słuszne, oraz możliwość stawiania pod ścianą tych, którzy znajdują się w tarapatach, by przeprowadzali zmiany właściwe z punktu widzenia tego przywództwa. W takiej sytuacji znalazła się Irlandia. Nowe regulacje mogą wymusić na tym kraju wyrzeczenie się polityki niskich podatków, co do tej pory było dla Irlandczyków nie do pomyślenia.
- Porozmawiajmy o regulacjach w energetyce. Niemiecki komisarz ds. energii Günther Oettinger popiera ograniczanie emisji CO2, nawołuje do wprowadzenia restrykcji w wydobywaniu gazu łupkowego, a w obliczu katastrofy w Japonii mówi o potrzebie kontrolowania wszystkich unijnych reaktorów atomowych. Co w takim razie zostaje? Czy chodzi o przestawianie europejskiej gospodarki na energię "zieloną"?

- To niewykonalne. Oczywiście, Niemcy mają interes w eksporcie technologii w zakresie energii odnawialnej, ale ta energia nie zaspokoi przecież energetycznych potrzeb krajów unijnych. W Niemczech udział energii odnawialnej w całości energetyki wynosi 12 proc. Jest mało prawdopodobne, by inne kraje dokonały w tej dziedzinie szybkich postępów, tym bardziej, że te technologie są bardzo drogie. Ja bym tego, co mówi komisarz Oettinger nie traktował jako próby narzucania Unii nowej koncepcji polityki energetycznej. W dalszym ciągu jest ona w gestii krajów członkowskich, choć od ograniczenia emisji dwutlenku węgla w Polsce nie uciekniemy. Musimy też rozgraniczać realne potrzeby poszczególnych krajów i dyskusję o polityce energetycznej toczącą się w Niemczech. Myślę, że polska energetyka będzie oparta przede wszystkim na gazie i - mam nadzieję - energii atomowej. Z powodu restrykcji w kwestii emisji dwutlenku węgla będziemy musieli prawdopodobnie zainwestować także w technologie wykorzystujące węgiel w sposób bardziej przyjazny dla środowiska, umożliwiający eksploatację złóż zgodnie z wyśrubowanymi normami europejskimi.

- W Polsce prowadzone są badania nad zgazowywaniem węgla. USA dużą wagę przykładają do gazu łupkowego. Chiny pracują nad czystym wykorzystaniem węgla, nie zmniejszając jego udziału w energetyce. Czy te kierunki powinny być dla Unii wzorem?

- Myślę, że dużą rolę w kształtowaniu wyobrażeń na temat europejskiej energetyki odgrywają różnice między krajami należącymi do UE. Są w niej kraje bardziej i mniej zaawansowane technologicznie, są społeczeństwa bogatsze i biedniejsze. A do tego dochodzi presja na zwiększanie konkurencyjności poszczególnych gospodarek. Bogate kraje mogą inwestować w czystą, odnawialną i drogą energię, mogą pozyskiwać energię lub surowce spoza Europy. Natomiast Polska, także ze względu na wymogi konkurencyjności i innowacyjności, musi mieć możliwość pozostawienia sobie w dziedzinie energetyki pewnej autonomii. Nie może być tak, że Polska i Węgry kupują gaz po cenach najwyższych w całej Unii. Jeśli chodzi o gaz łupkowy, to ta sprawa jest dla mnie dosyć tajemnicza. Nie do końca rozumiem, z jakimi interesami gospodarczymi, a przede wszystkim politycznymi, mamy tu do czynienia. To, czy gaz łupkowy będzie w Polsce eksploatowany, powinno wynikać wyłącznie z kalkulacji ekonomicznych czy ekologicznych, choć może też okazać się wynikiem kalkulacji geopolitycznych. Z całą pewnością odległa jest perspektywa osiągnięcia stanu, w którym gaz łupkowy stanowiłby o bezpieczeństwie energetycznym kraju, nie prowadząc równocześnie do dewastacji środowiska, bo technologie jego wydobycia są bardzo agresywne dla przyrody. My stoimy dziś przede wszystkim w obliczu potrzeb krótkoterminowych. Perspektywa budowy elektrowni atomowej w Polsce w 2020 roku jest, moim zdaniem, spóźniona. I tak znajdziemy się w poważnych tarapatach ze względu na to, że inni będą budować elektrownie atomowe szybciej, nie wspominając o konieczności zaostrzania rygorów w zakresie emisji dwutlenku węgla.
- Czyli uważa Pan, że wcześniej będziemy zmuszeni kupować energię od sąsiadów, niż sami zbudujemy bazę energetyczną w kraju?

- Na pewno powinniśmy unikać trwałego uzależnienia od zewnętrznych dostaw energii lub surowców. To oznaczałoby spadek konkurencyjności naszej gospodarki oraz uwrażliwiało ją na wzrost cen energii. Polska musi zbudować spójną wizję polityki energetycznej, od tego zależy obrona naszej konkurencyjności i samodzielności w Europie. Polska nie ma nieograniczonej ilości petrodolarów, za które mogłaby kupować kosztowne technologiczne nowinki. Polska musi budować swoją własną technologiczną specyfikę. Taką polską Nokię. Oczywiście nie mówię o telefonie (śmiech), ale o jakiejkolwiek nowoczesnej branży. A tego bez bezpieczeństwa energetycznego nie da się zrealizować.

Rozmawiał MAREK JAKÓBIK

*Dr Marek Cichocki jest dyrektorem programowym Centrum Europejskiego Natolin i redaktorem naczelnym pisma "Nowa Europa. Przegląd Natoliński" oraz wydawcą i redaktorem naczelnym rocznika "Teologia Polityczna".

Pełna wersja wywiadu dostępna na stronie Ośrodka Myśli Politycznej w Krakowie (www.omp.org.pl.).

Skróty od redakcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski