Jeszcze kilka miesięcy temu bronił, w randze żyjącego w błogiej nieświadomości wiceprzewodniczącego IAAF, dobrego imienia tej organizacji oskarżanej przez media o masowe tuszowanie wpadek dopingowych, teraz sam jest „zatrwożony i zszokowany” związaną z tym zjawiskiem skalą korupcji. Szambo wybiło tak, że musiał odwołać tradycyjną uroczystą galę w Monako, aby wokół, hm, królowej sportu nie narobiło się jeszcze więcej smrodu.
Poprzednik Coe’a, Senegalczyk Lamine Diack, który IAAF kierował przez 16 lat, jest podejrzewany o przyjęcie ponad miliona euro łapówki w zamian za pomoc w ukrywaniu dopingowego procederu w Rosji, uprawianego tam z błogosławieństwem państwa. Śledztwo obejmuje też kilka innych osób, w tym m.in. byłego szefa komisji antydopingowej IAAF Gabriela Dolle’a. Krótko mówiąc - gruba afera, z moralnego punktu widzenia nawet grubsza niż ta w FIFA.
W kupczeniu prawami do mundiali chodziło w gruncie rzeczy o zabawę zepsutych i znudzonych bogaczy, w IAAF przestępstwo dotyczyło cynicznego podsycania największej choroby współczesnego sportu. Przypadek Diacka podważa przecież wiarygodność trwającej od lat batalii o czysty sport, nie tylko w lekkiej atletyce. A, o ironio, IAAF lubiła się stroić w piórka lidera rozmaitych inicjatyw antydopingowych.
Dziś przynajmniej już wiemy, dlaczego ta wojna w dużej części była fikcją. To jednak prawda, że ryba psuje się od głowy. Diack był jedyny? A pamiętacie jeszcze Heina Verbruggena, byłego szefa Międzynarodowej Unii Kolarskiej, który miał tuszować doping Lance’a Armstronga? No właśnie. Takich trupów w szafach rozmaitych federacji musi być znacznie więcej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?