Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Upadłe autorytety

Krzysztof Kawa
Kawa na ławę. To żałosne, że ktoś taki jak Piotr Ś. zabiera głos na temat postępowania trenerów i kibiców w ekstraklasie.

Facet, który kilka miesięcy temu w trakcie charytatywnego turnieju w Dębicy wpadł w szał, tłukąc pięściami rywali i partnerów z drużyny, ma czelność publicznie kogoś innego chwalić i ganić. Oczywiście w pierwszej kolejności ubolewam, że są dziennikarze, którzy bezrefleksyjnie zwracają się o opinie do takich osób. Pogoń za sensacją sięgnęła już granic absurdu, skoro w charakterze autorytetu moralnego występuje osoba, której prokuratura postawiła zarzuty zagrożone karą 3 lat więzienia.

Z góry było wiadomo, że nie warto liczyć na autorefleksję „Świra”. Skoro deliberuje o nagannym zachowaniu innych, to znaczy, że sam nie ma sobie nic do zarzucenia. Ba, po zwolnieniu z funkcji trenera w sztabie piłkarskiej reprezentacji Polski do lat 21 z pewnością uznaje się za najbardziej poszkodowanego.

Osobną kwestią jest temat, na jaki Piotr Ś. zechciał łaskawie się wypowiedzieć. Chodzi o postępowanie Michała Probierza, trenera Jagiellonii Białystok, który po przegranym meczu rzucił się na ratunek piłkarzom lżonym przez „własnych” kibiców. Na kanwie tego wydarzenia przypomniały mi się okoliczności sprzed zaledwie kilku tygodni, o których po ostatnich zwycięstwach Wisły wszyscy już zdążyli zapomnieć. Wtedy, po kolejnym beznadziejnym meczu, w kierunku piłkarzy poleciały z trybun bluzgi, jakie nawet Wilkowi z Wall Street by przez gardło nie przeszły (tyle mniej pracy dla tropicieli wulgaryzmów z Polsatu!). I stała się rzecz zdumiewająca - Arkadiusz Głowacki ani myślał, jak zwykle w takich razach, iść pod płot, by pokornie schylić głowę i wyrazić skruchę, lecz tuż po końcowym gwizdku ostentacyjnie zbiegł do szatni. W jego ślady poszli pozostali piłkarze, nie licząc Zdenka Ondraska, ale jego trzeba zrozumieć, bo w Krakowie jest nowy, a widocznie po czesku lży się ludzi inaczej.

Decyzja kapitana drużyny sprawiła, że trener Tadeusz Pawłowski nie miał dylematu, czy - niczym Probierz w Białymstoku - zbierać się z ławki i biec ratować z opresji swoich podopiecznych. Inna rzecz, że i tak by tego nie zrobił. Zanim zawodnicy schronili się w szatni, ówczesny szkoleniowiec Wisły już w niej był. On uciekł z placu boju jako pierwszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski